Rozdział 7

76 6 0
                                    


Jason

Wywiad zakończył się godzinę temu. Od tego czasu dzielnie podpisywaliśmy płyty, kartki, koszulki i plakaty. Robiliśmy sobie zdjęcia z fanami i nagrywaliśmy pozdrowienia. Byłem zmęczony, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Kochałem to, że ludzie mnie rozpoznają, choć czasami bywało to uciążliwe.

Skyler stała z boku i bacznie się nam przyglądała. Niektórzy i ją zaczepiali, by zamienić kilka słów z nową panią menadżer. Niektórzy próbowali na niej swoich sztuczek, by załatwiła im podpis bez kolejki, ale ona była nieugięta. Pilnowała, by nie brakowało nam wody, a gdy widziała natrętność wzywała ochronę. Co jakiś czas przyglądałem jej się, ale tak by tego nie widziała. W tym swoim kombinezonie i szpilkach wyglądała obłędnie, a ja śliniłem się jak dzieciak. Tydzień w jej towarzystwie sprawił, że jaja miałem opuchnięte. A jak sobie pomyślę, że już niedługo będziemy spędzać ze sobą prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę, to aż drżałem. Koniecznie muszę znaleźć sobie jakąś chętną laskę na jedną noc, bo w innym przypadku mógłbym oszaleć.

***

Ostatnie osoby żegnały się, a ja konałem z wycieczenia. Pośladki bolały od siedzenia, a ręce od podpisywania. Marzyłem o pójściu spać, a do domu miałem kawał drogi, bo to po drugiej stronie miasta. Była ósma wieczorem, piątek, a ja zamiast o imprezie to myślałem o łóżku. Co się naprawdę rzadko zdarzało.

– Dziękuje wam za dzisiaj. Daliście z siebie dwieście procent i zasłużyliście na odpoczynek. Jesteście wolni. Miłego wieczoru.

– Z pewnością taki będzie. – Collin zapewne planował, który klub odwiedzić. – Ty również świetnie się spisałaś. Nie dałaś sobie wejść na głowę wszystkim tym wścibskim ludziom, a to się szanuje.

– Taka robota. Do zobaczenia w poniedziałek na sesji zdjęciowej. Tylko proszę nie spóźnijcie się, bo nie zamierzam świecić oczami przed fotografem. Jak któryś zachleje w niedziele i nie zjawi się na czas to może spodziewać się niezbyt miłej pobudki. – Pożegnała się i zabrała swoje rzeczy, po czym udała się do wyjścia.

Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, bezczelnie gapiąc się na jej tyłek. Nie moja wina, że był ponętny i moje oczy same się na niego kierowały.

– Gapisz się na nią jak na smakowity kąsek. – Collin rzucił po cichu, tak abyśmy tylko my to słyszeli.

– Spadaj. – pokręciłem głową. – To już popatrzeć nie można. Przecież sam przyznałeś ostatnio, że wygląda jak jakaś modelka. Plus za każdym razem nie szczędzisz jej komplementów, choć oboje wiemy, że nie jest w twoim typie.

– Ale ja jej nie pożeram wzrokiem jak tylko ją widzę. Stary, znajdź sobie jakąś paniusie dla rozluźnia, bo przy Sky to ty długo nie pociągniesz. No chyba, że testujesz wytrzymałość swojego nadgarstka.

– Wal się. – uderzyłem go w ramie i zaśmiałem się.

­– Jeszcze wspomnisz moje słowa.

– To co jakaś impreza? – przerwał mi głos Aarona, który jaak zwykle myślał tylko o jednym. Był nie do zdarcia. Mógłby zamieszkać w klubach albo mieć kartę stałego klienta. Dla niego każda okazja była dobra na imprezowanie.

– Ja odpadam. Nie mam siły.

– Żartujesz? Powiedz, że żartujesz? Co to się stało, że Jason Hall odpuszcza wyjście na imprezę? Chory jesteś, umierasz?

– Nie, frajerze. Nogi wchodzą mi do dupy. Czuje się jakby mnie czołg przejechał. Kiedyś chciałbym odpocząć.

– Odpoczniesz na starość. Na emeryturze będziesz miał na to tyle czasu ile zapragniesz. A teraz, teraz to jest czas poszaleć, wyrwać jakąś dupę i ją przelecieć. Stary co z tobą?

Melodia uczućWhere stories live. Discover now