Rozdział 18

113 3 0
                                    


Sky

Nadszedł dzień wyjazdu. Czy byłam podekscytowana? I to jeszcze jak. To właśnie dziś ruszaliśmy w trasę. Przez najbliższe kilkadziesiąt dni mieliśmy spędzić ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę i się przy tym nie pozabijać. Na moich barkach spoczywała ogromna odpowiedzialność oraz jeszcze więcej zadań do wykonania, ale miałam wszystko pod kontrolą. Dopięte na ostatni guzik. Wiedziałam z jakimi obowiązkami się to wiąże. Zresztą to nie był mój pierwszy raz w tej kwestii. Kochałam swoją pracę. Traktowałam ją jak największa pasję, a to co robiłam, robiłam z ogromną przyjemnością. Pierwszy wyjazdowy koncert graliśmy w Tampa, czyli rodzinnym mieście Jasona i Collina.

– No i znowu mnie zostawiasz. – spojrzałam na przyjaciółkę, która wyglądała jakby się miała zaraz rozpłakać. – Mam nadzieję, że z nas dwóch chociaż ty się będziesz dobrze bawić. I nie dasz im sobie wejść na głowę. No może z małymi wyjątkami. Stawiam, że jeden przystojniak chętnie nosiłby cię na rękach. – poruszyła zabawnie brwiami.

– Em, ty naprawdę bywasz szalona. Nikogo nie zamierzam podrywać, ani wdawać się w romanse. Już ci to wyjaśniłam. Ale jak już jesteśmy przy tym temacie, to mam nadzieję, że trochę się uspokoisz w tej kwestii.

– Faceci to świnie i nie nadają się do niczego oprócz zabawy. Nie zamierzam siedzieć bezczynnie i czekać jak jakiś nudny frajer zdecyduje mi się dać pierścionek. To nie dla mnie, Chmurko. Póki nie znajdę odpowiedniego mężczyzny, któremu uda się mnie usidlić, to nie zamierzam rezygnować z przygodnego seksu.

– Ja po prostu chcę, abyś była szczęśliwa i kochana.

– Ze wzajemnością. Pamiętaj co ci mówiłam. Nie zamykaj się na uczucia. Po Drake'u należy ci się szaleństwo. – przewróciłam oczami na tę uwagę. – A teraz spadam, bo nie zamierzam mieć bliższego kontaktu z Landryną. Niech spada pieprzyć kogoś innego.

To co się działo między tą dwójką zakrawało o argentyńską telenowelę, ale postanowiłam się nie wtrącać. Zarówno Emily jak i Collin już dawno osiągnęli pełnoletniość i powinni umieć się porozumieć. Mogłam wspierać przyjaciółkę, ale jej sprawy zostawiałam z daleka. Miałam wiele swoich rzeczy do załatwienia.

– Nie będę ciągnąć tego tematu. Jesteście dorośli i albo się pozabijacie albo dogadacie. Bo krok z przespaniem się ze sobą już pomińmy.

– Kocham cię, Sky. Widzimy się nie długo, mam nadzieję. Jakoś mnie tam wciśniesz bocznym wejściem. – przytuliłam ją i pocałowałam w policzek. – Cześć Jason, powodzenia i połamania strun, czy jak to tam się mówi.

Obok nas wyrosła sylwetka nieziemsko przystojnego bruneta. Widocznie Collin musiał zniknąć, gdy zobaczył na horyzoncie Emily. Natomiast Jason jak to miał w zwyczaju pojawiał się zawsze obok mnie. Na ciele pojawiła mi się gęsia skórka, gdy do moich nozdrzy doleciały jego charakterystyczne perfumy.

– Dzięki. Powodzenie się przyda, mimo że to nie jest nasz pierwszy w życiu koncert. – uśmiechnął się do niej. – Pomóc ci z walizkami? – te słowa natomiast skierował prosto do mnie.

– Kierowca zabrał moje rzeczy i zapakował. Byłam tu na długo przed czasem.

– To ja uciekam. Nie będę zabierać wam cennego czasu. Jak coś to dzwoń, Sky. – pożegnała się i już jej nie było.

– Wszyscy już są? Czy jeszcze na kogoś czekamy?

– Aaron poszedł do kibla, bo jak to stwierdził, on nigdzie na trasie nie zamierza korzystać. Pozostali już są. Jimmy o dziwo wstał tą dobrą nogą. – ulżyło mi na tę uwagę. Bo naprawdę ostatnie czego w tym momencie potrzebowałam, to jego fochy z tyłka wyjęte.

Weszłam do autobusu, który przypominał mieszkanie na kółkach. Chłopacy zajęli już sobie miejsca i rozłożyli się jak księżniczki. Stanęłam na środku i przez moment im się przyglądałam. Jason stal tuż za mną, a obok nas jakby nigdy nic prześlizgnął się Aaron. Byli już w komplecie. Kierowca kończył pakować ich torby i układał tę część sprzętu, którą ci zabierali ze sobą. Pozostałe rzeczy zapewniała wytwórnia, z którą zespół miał podpisany kontrakt na najbliższe kilka lat.

– Cieszę się, że już jesteście. – Naprawdę się cieszyłam. – O dziwo żaden z was się nie spóźnił, więc jestem z was dumna. – dodałam z przekąsem. – Gotowi na podbój Ameryki?

– Jasna sprawa, z tobą to pojedziemy nawet na koniec świata. – wrzask Aarona dał mi do zrozumienia, że oni również cieszyli się na naszą wspólną przygodę.

♫♫♫

Niecałe cztery godziny minęły jak z bicza strzelił. Sprzyjała nam dobra passa i na trasie nie spotkaliśmy żadnych przeszkód. Także bez problemu przedostaliśmy się z punktu A do punktu B. Atmosfera w środku również była zadowalająca. Ku mojemu zdziwieniu, Jimmy musiał mieć naprawdę dobry dzień, bo nie rzucił ani jednym głupim komentarzem. Choć znając tego człowieka, to nie ma co się cieszyć za prędko. Do wieczora było wiele czasu, a jego humor mógł jeszcze ulec zmianie.

Obsługa hotelu, wcześniej poinformowana, oczekiwała naszego przyjazdu. Byłam w stałym kontakcie z menadżerem tego miejsca, stąd wiedziałam też, że obok wejścia zgromadziły się tłumy fanów. Jakimś sposobem udało im się dowiedzieć, gdzie zespół nocuje i przyszli tam, licząc na zdjęcie z chłopakami bądź autograf. Na miejscu czekała też specjalnie wynajęta ochrona. W każdym mieście zespół miał ludzi odpowiedzialnych za ich bezpieczeństwo. A oprócz tego za nami cały czas zmierzali nasi ochroniarze. Był to jeden z wymogów w dzisiejszych czasach, tym bardziej, że Young Wolves znała cała Ameryka i nie tylko.

Sam koncert miał odbyć się dopiero jutro, więc wszyscy mieliśmy kilkanaście godzin na porządny odpoczynek i przygotowanie się do tego w taki sposób, jaki najbardziej pasował.

– Koło wejścia stoi masa, krzyczących fanek. Tylko od was zależy czy dostaną to czego chcą czy muszą żyć marzeniami. – odparłam spokojnie, gdy kierowca zaparkował autokar. Musiałam znać zdanie chłopaków.

– Nic nam nie zaszkodzi jak się podpiszemy czy strzelimy szybką fotkę.

– Myślę, że Collin ma rację. Skoro już się pofatygowali i znaleźli nasz nocleg, to trzeba im jakoś za to podziękować.

– Zgadzam się z chłopakami. Po za tym jak teraz tego nie zrobimy to nie dadzą nam żyć, aż do jutra. A i tak pewnie część z nich pojawi się na innych koncertach. – Jimmy pierwszy raz wypowiedział w moim kierunku tyle słów i zrobił to bez grymasu na twarzy. Czy to jakaś magia świąt latem? Jeśli tak to działa, to może być w nieskończoność.

– W takim razie wyskakujcie i róbcie swoje. Ja w tym czasie pójdę porozmawiać z obsługą i sprawdzę czy pokoje są już gotowe.

Z uśmiechem na twarzy obserwowałam jak chłopacy po kolei opuszczają pojazd. W momencie, gdy fani ich ujrzeli słuchać było jeden wielki wrzask. Kobiety i dziewczyny w różnym wieku krzyczały, chcąc zwrócić uwagę zespołu. Oczywiście wszystko miało swoje granice, o co zadbała ochrona.

Kierowca podjechał na tyły, skąd pracownicy hotelu zabrali bagaże. Sprzęt zostawał w autokarze do jutrzejszego poranka. Stamtąd mieli odebrać go ludzie z wytwórni i dostarczyć na halę, gdzie miał odbyć się koncert. Tym samym już od wczesnych godzin musiałam być na nogach, by tego wszystkiego dopilnować. Nie musiałabym tego robić. W końcu w większości to wytwórnia stała za organizację i to oni powinni dopilnować wszystkiego, ale sama chciałam mieć to pod kontrolą. Brałam dużo zadań na siebie, ale czułam się spokojniej, gdy wiedziałam co się działo.

– Dzień dobry, witamy w naszym hotelu. Cieszymy się, że zespół zechciał nocować właśnie tutaj. – przywitała mnie uśmiechnięta recepcjoniska. – Nate pokaże pani jak się dostać do apartamentu.

Jak na zawołanie obok mnie pojawił się młodychłopak. Na oko, mógł mieć z dwadzieścia lat. Nie dałabym mu więcej. Uprzejmieprowadził mnie do windy i po drodze wytłumaczył co i jak. Chłopcy mieli apartamentskładający się z czterech sypialni i salonu. Ja natomiast tuż obok miałam swójosobny pokój, który wielkością przypominał kilka standardowych sypialni.Wszystko to na ostatnim, trzydziestym piętrze.

Melodia uczućOnde as histórias ganham vida. Descobre agora