1. Kilometry

9.3K 307 46
                                    

Hope

—Juliet, te róże miały być w innym kolorze!— jęknełam w stronę blondynki, która pomieszała z sobą dwa zamówienia, gdy tylko się zorientowała, przytknęła dłoń do ust.

—Przepraszam, Hope!— zaskrzeczała  zaczynając rozdzielać róże i z powrotem chować je do białych skrzynek.— Dzisiaj jestem jakaś zakręcona, wybacz.

Westchnęłam jedynie głęboko i ruszyłam w stronę lady, miałam zamiar sprawdzić, czy dzisiejsze zyski się zgadzają a potem zacząć komponować zamówienia, bo w tym tygodniu było ich na prawdę dużo.

W mojej kwiaciarni z szyldem "U Hope" pracowały trzy a czasem cztery osoby, w naszym składzie byłam ja, Juliet, Mallory a czasami pomagał nam Leo. Na codzień nie mogłam narzekać na moich pracowników, bo byliśmy jedną z najlepszych kwiaciarni w mieście, ale wszyscy często chodzili z głową w chmurach, ja też.

Ludzie chyba za to nas lubili.

Otworzyłam kasę i zaczełam w spokoju wszystko przeliczać, niektórzy ludzie na prawdę zostawiali u nas spore sumy. Mimo tego, że miesięczny utarg był duży, to nie brałam dla siebie dużej pensji, bo musiałam płacić pracownikom, kupować towar, opłacać lokal a dodatkowo dokarmiałam dwa bezpańskie koty, które czasami tutaj nocowały. Oprócz tego, starałam się co jakiś czas wpłacać pieniądze na domy dziecka, które były w potrzebie.

Wychodziło na to, że wszystko się zgadzało, więc zamknęłam kasę i schyliłam się pod blat, bo właśnie tam trzymałam saszetki z kocią karmą.

Złapałam dwa opakowania i ruszyłam do wyjścia.

Na zewnętrznym parapecie, zawsze stały dwie kocie miski z wodą i jedzeniem. Lubiłam pomagać a do tych kotów szczególnie się przywiązałam i bardzo żałowałam, że nie mogę zapewnić im domu.

Gdy karma tylko wyleciała do miski, dwa duże kociska zleciały się w moją stronę. Szarobury kocur otarł się o moją nogę, na co lekko zachichotałam, to Arnold jako pierwszy zaczął do nas przychodzić, było to świeżo po otworzeniu lokalu. Parę tygodni później, dołączyła do niego Nitka, która była czarną kotką z białymi skarpetkami.

—No część.— zaśmiałam się głaskać kota za uchem, Arnold co chwilę mruczał na to doznanie, był strasznym przylepą. Śmieszył mnie fakt, że tylko ja mogłam podawać im karmę i je głaskać, bo tylko mnie do siebie dopuszczały.

To było przyjemne uczucie, być dla kogoś ważną.

***

Z pracy zazwyczaj wracałam metrem, choć szersze tego nie lubiłam, głównie przez mieszkańców. Niektórzy byli szczersze obrzydliwi i niekulturalni.

Jednym z plusów metra, był jednak szybki dojazd i już po piętnastu minutach, stałam pod drzwiami swojego małego mieszkanka. Mieszkałam w jednej z starszej kamienic, ponieważ lubiłam ciszę a tutaj mieszkały głównie osoby starsze, dodatkowo kochałam swoją sąsiadkę, panią Ashby. Kiedyś zawarłyśmy umowę, że dwa razy w tygodniu będę przynosić jej świeże kwiaty, za to, że będzie podrzucać mi domowe obiady.

Jak dla mnie był to układ idealny, bo gotowałam fatalnie a szczytem moich możliwości okazywała się jajecznica z tostami.

Kochałam też lasagne a pani Ashby, robiła ją przynajmniej raz w tygodniu.

Więc tak jak zawsze, zanim weszłam do mieszkania, to zabrałam z wycieraczki pojemnik z obiadokolacją. Wytarłam swoje buty a letni sweter powiesiłam na najbliższym wieszaku. Z torebki wyciągnęłam telefon i ruszyłam w stronę kuchni.

Niemal od razu włożyłam pudełko z makaronem do mikrofali i cierpliwie poczekałam aż się zagrzeje, w tym czasie zdążyłam też zaparzyć sobie malinową herbatę, innej nie potrafiłam wypić.

Rozsiadłam się na wygodnej kanapie, po czym na kawowym stoliku, oparłam telefon o kubek z herbatą. Wykręciłam odpowiedni numer na face time i czekając na odzew, zaczełam jeść swój wybitny makaron.

—Moja Hope dzwoni!— wrzasneła Lucy i  również rozsiadła się na jednym z swoich swoich skórzanych foteli. Dziewczyna podczas naszej każdej rozmowy, zawsze popijała Pepsi prosto z dwulitrowej butelki, oczywiście wiele razy, mówiłam jej, że picie takiej ilości cukru jest po prostu nie zdrowe.— Jak tam dzionek mija?

—Mogło być lepiej, co ty taka szczęśliwa?— zapytałam z uśmiechem.

—Ten gbur w końcu mnie docenił.— wypieła dumnie pierś i wyszczerzyła się w uśmiechu ukazującym wszystkie zęby.— I wiesz co? Pozwolił mi założyć Instagrama dla cukierni!!

—Gratuluje.

Lucy była moją najlepszą przyjaciółką niemal od zawsze, często się wspierałyśmy i pomagałyśmy w trudnych sytuacjach. Niestety dzieliła nas odległość, bo Lucy postanowiła wyjechać do Nowego Yorku na studia, oprócz nich, pracowała też w cukierni Byłyśmy dwoma innymi światami, ale razem byłyśmy dopasowane niemal idealnie.

Tworzyłyśmy całość i nic nie mogło nas rozdzielić, nie licząc 7251 kilometrów.

""

Hej, hej to znowu ja!

Mam nadzieję, że tę historię pokochacie równie mocno, co te wcześniejsze❤️

Iga.

Moja Nadzieja 16+Where stories live. Discover now