12. Samotność

6.2K 292 27
                                    

20.11.2011

Dzisiaj zamiast prezentu urodzinowego, tata mnie uderzył. Mam dużą śliwkę na czole, trochę boli, ale wydaje się zabawna, bo co jakiś czas zmienia swój kolor. Nicolas tak jak mi obiecał przyjechał do mnie. Dostałam nawet od niego lalkę, gdy jednak zobaczył mojego zielonego siniaka, zrobił się czerwony na twarzy i wyglądał jak czajnik. Gdy tata spał na kanapie, Nick uderzył go, wszystko byłoby dobrze, ale tata mu oddał. Chciałabym, żeby Nick zabrał mnie z sobą.

Hope

—Chodź, usiądziemy w moim ogrodzie, napijesz się herbaty a potem mi wszystko opowiesz.— Głos starszej kobiety był ciepły i kojący, nawet nie wiem czy to przez strach, i chęć ukrycia się, postanowiłam się zgodzić, i iść z nią do domu.

Cała posiadłość robiła duże wrażenie, cały dom był bardzo przytulny i nie chciało się z niego wychodzić. Na dużej kanapie w salonie, mieściła się masa kolorowych poduszek z frędzelkami.
Na komodach stały ramki z zdjęciami, ale był na nich tylko rudy kot, którego chwilę później mogłam zobaczyć, gdy siedział na blacie w kuchnia.

Mimo tego, że cały salon z kuchnią był bardzo przyjemny, to kobieta zaprowadziła mnie do ogrodu. Na jej twarzy cały czas gościł uśmiech, co niemal było dla mnie szokiem.

Na oko wyglądała na kobietę dobrze po siedemdziesiątce, ubrana była w czarne spodnie i dłuższą koszulkę w kwiaty. Jej twarz była już pomarszczona, ale jej to najwyraźniej nie przeszkadzało w nakładaniu na nią kolorów, w postaci cieni do powiek, mocnego różu, rozświetlacza czy lekkiej szminki.

Gestem ręki wskazała mi bym usiadła na ogrodowy fotel, oczywiście niczym w amoku, wypełniłam jej prośbę w tym samym czasie, gdy otarłam łzy spod powiek.

Starsza kobieta zniknęła, ale tylko dlatego, by chwilę później wrócić z dwoma kubkami parującej herbaty. Przyjęłam ją z wdzięcznością, nie zastanawiałam się długo i niemal od razu upiłam łyk słodkiej cieczy.

—Nazywam się Vivian, ty to...— przeciągnęła czekając na moją odpowiedź.

—Hope.— dokończyłam.

—Nie chcę na razie zadręczać cię pytaniami.— machnęła niedbale dłonią i upiła łyk herbaty.— Możesz tutaj przenocować jeżeli chcesz.

—Gdzie tak właściwie jesteśmy?

—W *Katani, dziecko.— westchnęła.— Kocham to miasto.

Przez chwilę panowała pomiędzy nami cisza, była ona jednak dość naturalna i nie krępowała mnie. Dalej byłam też w szoku, że jestem tutaj bez niego, że jestem wolna.

—A masz jakąś rodzinę, do której możesz pojechać?

Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, w prawdzie nie miałam nikogo a w teorii aż trzy osoby a może i więcej. O ojcu nie chciałam nawet myśleć, od zawsze był tyranem i brzydziła bym się siebie, gdybym do niego wróciła. Matka ułożyła swoje nowe, lepsze życie i nie pamiętam kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam. Z Nicolas'em też nie miałam kontaktu od paru lat, nie miałam mu jednak tego za złe, bo zasługiwał na to, żeby ułożyć sobie w spokoju życie.

—W zasadzie mam brata..— zaczełam niepewnie.— ..Znaczy, to dość skomplikowane.

—Rozumiem, ja w zasadzie też jestem sama.— kobieta chyba moja ciszę zrozumiała jako pozwolenie, na rozwinięcie myśli.— Mój mąż nie żyje już od trzech lat, ale mi to nie przeszkadza.— zaśmiała się.— Dzieci już mam odchowane, moje wnuki też przyjeżdżają tutaj coraz rzadziej, każdy z nich zapomniał o starej Vivi.

Niemal od razu zrobiło mi się szkoda kobiety, wyglądała na dość samotną, choć ja uważałam, że była na tyle ciekawa, że nie chciało się jej zostawiać. Ja nigdy nie miałam okazji by poznać swoich dziadków, może i do teraz tego żałuję, bo zawsze dobrze mieć oparcie w ludziach.

Teoretycznie, byłam na tym świecie sama, jak palec. Święta i inne uroczystości były przeze mnie lubiane tylko dzięki rodzinie Lucy, która często mnie do siebie zapraszała.

—Nie czuję się pani samotna?— zapytałam dość nieśmiało i ponowie otarłam swoje poliki.

—Czasami czuję, ale wtedy tylko myślę, że po prostu każdy ma już swoje życie i tyle.— wzruszyła ramionami.— Co jakiś czas odwiedzają mnie dzieci mojego syna.

Skwitowałam jej odpowiedź drobnym uśmiechem, Vivian wydawała się ciepłą osoba, która pełna była życzliwości.

—Może się położysz?

Jej pytanie wyrywa mnie z zadumy. To oczywiście dziwne, że poznałam ją kilka godzin temu, ale jest ona teraz moim jedynym ratunkiem, dlatego skinam lekko głową.

Wchodząc do przestronniej sypialni, sądziłam, że nie zasnę szybko. Moje zmęczenie było chyba jednak większe niż myślałam i szybko odleciałam.

Dopiero gdzieś w środku nocy, poczułam jak materac obok się ugina.

Moja Nadzieja 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz