26. On przychodzi w ciemności

6K 288 21
                                    

Aspen

- Zjedz choć odrobinę. - poprosiłem sfrustrowany. Hope dalej wtulała się we mnie mocno i nie było mowy, żeby mnie puściła - nie przeszkadzało mi to, ale nie chciałbym, by Hope zapomniała o swoich ludzkich potrzebach.

- Nie mam ochoty. - mruknęła jedynie i bardziej wsuneła się na moje kolana, mimowolnie objąłem ją ręką w pasie. Nasze ciała pasowały do siebie niemal idealnie, bo miejsce Hope było przy mnie.

Nim się obejrzeliśmy, już byliśmy w rezydencji, w Katanii. Lubiłem tam mieszkać z różnych aspektów. Dom był duży i bardzo przestrzenny, więc mogłem mieć dyskrecję i prywatność między pracownikami. Nie lubiłem, gdy ktoś wtrącał się w nie swoje sprawy i zawsze rugałem za to swoich pracowników, albo ich zwalniałem. Miałem ludzi od większości rzeczy gosposie, ogrodnika, lokaja, kucharza i kucharkę, to ci ostatni zdobyli moje największe zaufanie i byli ze mną już od lat. Było to starzsze już małżeństwo, którzy byli dla mnie niczym dziadkowie, bo oni sami nie mieli swoich dzieci.

Od razu bez słów z Hope na rękach, pomaszerowałem do naszej sypialni, mówię naszej, bo nie zamierzam spać już osobno. Panował tutaj wzgędny porządek i czystość, sprzątać musiały tutaj gosposie, choć stanowczo zakazałem wchodzić im do sypialni, z której korzystamy. Na wpół śpiącą Hope, ułożyłem na łóżku, by potem szczelnie okryć ją pościelą, zakładałem, że z emocji prześpi cały dzień.

Pochyliłem się nad nocną szafką, w celu zgaszenia nocnej lampki, gdy kobieta nagle złapała mój nadgarstek.

- Nie zgaszaj, on przychodzi zawsze w nocy.- wymamrotała na jawie snu a ja zmarszczyłem brwi.

- Kto do ciebie przychodzi, kochanie? - zapytałem cicho i delikatnie ułożyłem się obok niej. Kobieta od razu wtuliła się w mój bok i zacisneła palce na koszuli, wewnątrz czułęm, że dziewczyna już nie śpi. Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się, kto nawiedzał moje maleństwo, gdy tylko zgasło światło, kto odważył się ją wystraszyć?

Gdy już myślałem, że nie udzieli odpowiedzi na moje pytanie, Hope odezwała się cicho.

- Mój tata. - Choć jej szept był moją ulubioną melodią, to ten uderzył we mnie niczym pocisk. Nie chciałem, żeby się bała a każdy kto ją skrzywdzi, będzie musiał rozliczyć się ze mną. - Nie zostawiaj mnie, Aspen. Nie czuję się bezpiecznie.

Do głowy wpadła mi pewna myśl, może była głupia, ale mogła zadziałać.

- Kochanie, mam pomysł, ale musisz mi zaufać.

- Ufam ci.

- Francis!

******************

Trzymałem psa kurczowo za obrożę, gdy Hope kuliła się przy moim boku. Wielokrotnie czytałem, że psy mogą pomóc pozbyć się leków, ale, żeby Francis mógł pomoć kobiecie, ona najpierw musiała przestać bać się jego. Uznawałem, że teraz był dobry moment na opuszczenie tego muru, który Hope w okół siebie zbudowała. Każdy z nas miał swoje lęki, ale mój ojciec uczył, żeby je łamać.

Doberman posłusznie ułożył się na łóżku a pysk położył płasko na kołdrze.

- Ręcze za niego. - powiedziałem pewny swoich słów. - Nic ci nie zrobi, on chcę się tylko bawić.

- Nie ugryzie mnie? - zapytała a jej oczy zeszkliły się. Wystawiłem w jej stronę dłoń, którą szybko ujęła a ja splotłem nasze palce. Hope przymkneła oczy, gdy naszymi złączonymi dłońmi musnąłem sierść psa. Kobieta wzdrygneła się. Głaskałem psa powoli i zdala od pysku by nie spłoszyć dziewczyny, Hope dopiero po paru minutach otworzyła oczy i przyglądała się swojej dłoni, która teraz już sama jezdziła po ciele psa. Francis machał jedynie ogonem, ale chyba rozumiał sytuacje i leżał spokojnie a jego ruchy było powolne, i wydawały się przemyślane. - Ma ogromne zęby.

- Których używa tylko do jedzenia i łapania zabawek. - wytłumaczyłem. - On nie jest potworem Hope, ale jeżeli jakiś potwór był w twoim życiu, to mi o tym powiedz.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, w której słychać było jedynie powolne ruchy ręki Hope, która nieprzerwanie głaskała psa. Chciałem dowiedzieć się, kto był takim chujem i dopuścił się skrzwdzenia, tak bezbronnej, kruchej i wrażliwej istoty. Jakim trzeba było być złamasem, żeby skrzywdzić małą kobietę? - Bo choć Hope dalej nie udzieliła mi odpowiedzi, to wiedziałem, kto był potworem w jej życiu. Każdy z nas miał swojego potwora, ale nie zawsze chciał o nim mówić.

- Moi rodzice mieli mnie dość pózno. - zaczeła i poruszyła się niespokojnie, chciałem dać jej chwilowe ukojenie, więc mocniej ją objąłem. - Na szczęście nie byłam z nimi sama, wtedy, gdy zapytałeś mnie czy mam rodzeństwo, skłamałam, bo nie mam z swoim bratem kontaktu już od lat. Nicolas był ode mnie dziesięć lat starszy, i gdy w końcu był pełnoletni, udało mu się dostać pracę w większym mieście a konkretnie w Moskwie. Czasami wysyłał do mnie listy i przyjeżdżał na urodziny, dopiero po paru latach przestał się całkowicie odzywać, choć obiecał, że zabierze mnie z rodzinnego domu. - wyjaśniła a dłonie zacisnęła na kołdrze, byłem jednak ciekawy dalszej części histori. - Nasz o-o-ojciec, nigdy nie był dobrym człowiekiem. Często pił i grał w gry hazardowe, moja matka nigdy jakoś szczególnie się nami nie interesowała i traktowała nas jako zwykłę poczucie odpowiedzialności. W naszym domu zawsze było biednie, bo ojciec całkowicie zrezygnował z pracy a każdą wypłatę matki przepijał, z czasem swoją frustrację zaczał wyrażać na matce, ale wtedy wstawiał się za nią Nicolas, choć sam często obrywał.

- A ciebie?- przerwałem jej zaciskając mocno szczęke. - Uderzył kiedyś ciebie?

- Dopiero wtedy, kiedy Nicolas się wyprowadził, bo on zawsze mnie bronił. - zacisnąłęm mocno pięści. - Po jakimś czasie, moja matka poznała mężczyznę i z nim wyjechała, jednocześnie zostawiając mnie samą z ojcem. Czasami nie miałam już siły. - z jej oczu uleciały pierwsze łzy a serce w mojej piersi łomotało od nadmiaru emocji, których teraz doświadczałem. - Moje życie opierało się jedynie na trzech rzeczach, żebraniu, przynoszeniu ojcu butelek z trunkami i opatrywaniu własnych ran na ciele.

- A szkoła?

- Gdy moja matka znikneła, przestałam do niej chodzić, bo ojciec uznał, że nie jest mi ona potrzebna, ale wtedy w końcu zainteresowała się nami opieka społeczna. Nasi sąsiedzi złożyli swoje zeznania w naszej sprawie przez co ojcu odebrali wszelkie prawa rodzicielskie a mnie zabrali do ośrodka. Z czasem nie było tam jednak miejca, więc takim oto sposobem, znalazłam się w Palermo.- jej głos był cichy, ale przepełniony bólem. - Dużo rodzin chciało mnie adoptować, głównie przez wygląd, gdyż nazywali mnie porcelanową laleczką. Ja robiłam jednak wszystko, by nie mieć nowej rodziny, chyba się po prostu bałam, że moje życie zatoczy koło. Gdy stałam się dorosła, ukończyłam w końcu szkołe, zrobiłam kursy i ciężko pracowałam, by potem otworzyć własną działalność. Po parunastu latach, zmieniłam też nazwisko, dzięki czemu w papierach miałam teraz nazwisko Mellang.

- A jak nazywałaś się na prawdę?

- Hope Ivanov.

''''''''''

Pomiędzy Hope a Aspen'em zaczyna rodzić się uczucie ♥♥♥

ps: staram się pisać dla was dłuższe rozdziały + przerzuciłam się na pisanie na komputerze, bo tutaj nie ma tej zasranej autokorekty!

Moja Nadzieja 16+Where stories live. Discover now