31. Kochać do szaleństwa

6.2K 252 27
                                    

Powiem wam, że mam nadzieję, że zakończenie i początek drugiej części, będzie dla was zaskoczeniem ♥

ASPEN

Dni były ciężkie, a noce jeszcze gorsze. Dom i sypialnia powoli utracały jej zapach, choć i tak nie spędzałem tam czasu. Większość dnia spędzałem w gabinecie z masą ludzi, którzy mieli mi pomóc w odszukaniu mojej ukochanej, bo od życia Hope, zależało to moje. Gdyby jej zabrakło, mnie też by już nie było.

Victoria zabrała Vincent'a do siebie, bo był zestresowany, żeby przebywać w domu. Nawet się nie spodziewałem, że pomiędzy nim i kobietą pojawiła się mocna więz, na której złamanie Vinni zareagował zbyt emocjonalnie, jak na ośmiolatka. Ja sam mając lat trzydzieści dwa, nie potrafiłęm zapanować nad emocjami, co chwila się na kogoś wściekałem czy wyżywałem się na wszystkich możliwych przedmiotach. Chciałem do domu.

Moim domem, była moja malutka Hope.

Wszyscy ludzie pracowali na najwyższych obrotach, łącznie z moim bratem i szwagrem, którego szczerze tu nie chciałem, ale liczyła się każda pomoc. Sprawdzaliśmy kamery, wykonywaliśmy telefony.

W tak ślimaczym tępię, mineła nam pierwsza doba.

*************

Wbrew pozorom, gdy tylko udało nam się wszystko uruchomić znalezienie Hope było dużo prostsze. Lepiej, żeby nie wiedziała o nadajniku w swojej sukience...

Lokalizacja wskazywała na budynek znajdujący się kawałek za miastem, niemal od razu rozkazałem wszytkim wsiadać do samochodów, które mieli zapakować bronią. Obiecałem sobie, że nie wróce do domu bez Hope i głowy Vito, którą potem podeśle rosjaniną pod drzwi.

Moje uczucia do Hope były na tyle silne, że to one trzymały mnie w nadzieji na lepsze jutro, dla mnie i mojej kobiety, która kiedyś stanie się moją żoną. Moje serce już odkąd tylko wszedłem do tej zasranej kwiaciarni biło jednym rytmem, jedynie dla Hope. Od tamtej pory nie spojrzałem na inną kobietę, bo w głowie miałem tylko tą jedyną. Można by było nazwać to miłością od pierwszego wejrzenia, była to jednak miłość jedno stronna. Czułem jednak w głębi serca, że Hope też coś do mnie czuje, że moje silne uczucia są odwzajemnione a razem stworzymy coś pięknego. Ja, brutalny Capo, byłem zakochany jak szczeniak.

Bo Hope była moja.

Ja w każdym calu byłem jej, mogłem się jej oddać i nie pisnąłbym nawet słówka. Mogła mnie zabić a i tak nie byłbym zły, mogłaby mnie uderzyć a i tak byłbym jej. Mogła mnie obrażać ile tylko chciała, bo byłem jebanym skurwielem, który przyjąłby to na klatę, bo kocha ją do szaleństwa.

Do samochodu wpadłem jak dzikus, oczywiście postanowiłem kierować, bo miałem w tym najlepsze umiejętności a mnie na prawdę gonił czas, bo nie mam pojęcia, co się tam teraz działo. Christopher usiadł obok mnie i wykonywał telefon do Leily, uważał, że mimo tego, że się nie poznały, to na pewno by się polubiły. Może by tak było? Moja cała rodzina wręcz pokochała Hope i wszyscy teraz przeżywali jej zniknięcie. Hope nie miała nikogo a ja pragnąłem stać się jej rodziną, partnerem, opraciem, mężem i ojcem jej dzieci. Chciałem stworzyć z nią dom, którego ona nigdy nie miała, chciałem zrobić wszystko, by było jej lżej.

- Znajdziemy ją. - głos młodszego brata rozniósł się po samochodzie a dłonią klepnął mnie w ramię, nie było to jednak nic bolesnego a raczej było to pokrzepiające, dające nadzieję. - Będzie dobrze, As.

- Nie wiem co bez niej zrobię. - wypaliłem nagle, moje rodzeństwo wiedziało, że raczej nie byłem skory do rozmowy o uczuciach i tym podobne, wolałem być skryty i tłamsić wszystko w sobie. Christopher złapał mnie opiekuńczo za ramię a ja starałem się nie oderwać wzroku od jezdni, która co jakiś czas zlewała się z prawdopodobnie łzami, które pojawiły się w moich oczach. - Kocham ją.

Moja Nadzieja 16+Where stories live. Discover now