8. Tajemnicza panna Hope

7K 301 48
                                    

Aspen

—Co tutaj robiłaś?— pytanie wyrywa się z moich ust, nie sile się nawet na milszy ton.

—Spacerowałam.— odpowiada niemal pewnie, ale ja wiem, że kłamię, że chciała ode mnie uciec.— Pozwoliłeś chodzić mi gdzie chce.

—Spacerujesz bez butów?— pytam patrząc na jej mokre skarpetki w różowym kolorze. Hope peszy się na chwilę a na jej twarzy pojawia się rumieniec, chwilę później jednak potrząsa głową i zakłada ręce na piersi.

—Stopy muszą odpocząć.

Prycham cicho i nie myśląc długo, łapię ją za łokieć, i ciągnę w stronę domu. Kieruje mną nie kontrolowana złość, nie tak miała poznać Vincent'a i nie miała uciekać, do cholery! Powinna zrozumieć, że rezydencja jest teraz jej domem i powinna tutaj przebywać, że tutaj będzie dla niej najbezpieczniej.

Dochodzę do wniosku, że byłem dla niej zbyt pobłażny i na za dużo jej pozwalałem, ale ja nie potrafię jej odmówić. Poza tym już wysłałem swoich ludzi po te dwa sierściuchy.

—Zostaw, to boli!— dopiero jej pisk przywołuje mnie do rzeczywistości, moje spojrzenie ląduje na jej łokieć, który rzeczywiście jest zaczerwieniony a do oczu nadeszły jej łzy.

—Przepraszam.— bąkam i opuszczam swoją dłoń.— Nie chciałem zrobić ci krzywdy, po prostu nie potrafię się przyzwyczaić do twojej kruchości.— wyznaje szczersze i dalej czekam aż pójdzie za mną, ku mojemu zdziwieniu, robi to, i indziej w stronę domu.

—Co to za chłopiec?

—Mój brat.

—Wygląda jak twój syn.

—Bo mógłby nim być.— odpowiadam a chwilę potem popycham szklane drzwi od wejścia, stopy Hope, od razu moczą podłogę.

—Czemu się nim zajmujesz?— jej pytanie lecą jak z procy, jest bardzo ciekawa, ale zadaje za dużo pytań.

—Bo mój ojciec nie żyje.

—Ale w kwiaciarni była twoja matka.

—Ale Vincent to syn mojego ojca, nie matki.

—Czyli to twój przyrodni brat?— pyta i nerwowo rozgląda się po pomieszczeniu, pewnie chcę się upewnić, że nie ma tutaj psa. Nie wiem dlaczego się tak boi, bo Francis ma w głowie tylko zabawę i najbardziej liczy na to, że dziewczyna rzuci mu zabawkę. Dowiem się jednak co wywołało u niej taką traumę, gdy szukałem o niej informacji, to nie mogłem znaleźć jej przeszłości, ta jakby nie istniała.

—Tak, oprócz niego mam jeszcze jednego  brata i dwie siostry.

—Jesteś najstarszy?

—Tak, Hope?

—Hm?— mruczy stając w bezruchu.

—A ty masz jakieś rodzeństwo?— Hope ewidentnie się miesza a ja dostrzegam, że coś jest na rzeczy.

—Ja..nie, nie mam.

Dziewczyna ostro ucięła temat, chcę żeby sama mi o wszystkim opowiedziała, więc nie pytam więcej i nie draże tematu. Polecam jej jednak, żeby usiadła na kanapie i ściągnęła przemoczone skarpetki, gdy to robi, ja podrzucam jej nową parę. Nie chcę żeby się przeziębiła.

Nie wiem co dalej, najchętniej wziąłbym ją w swoje ramiona i siedział tak bez końca, ale to zdecydowanie za wcześnie. Hope nie jest dziewczyną z naszych kręgów, najpierw musi mnie poznać a przedewszystkim, zaufać. Dopiero wtedy będę mógł liczyć na coś więcej.

Ciszę pomiędzy nami przerywa dzięki otwieranych drzwi, wchodzi przez nie jeden z moich ochroniarzy, Aiden. W dwóch transporterach, niesie prawdopodobnie dwa koty. Dopiero chwilę później dostrzegam jego poranioną od pazurów twarz, na ustach Hope, widzę jednak szeroki uśmiech.

Mężczyzna z sykiem stawia pudła na ziemi i jak najszybciej odchodzi, co on się boi kotów?

Szatynka niemal od razu podbiega do zwierząt i uwalnia je z klatek. Moim oczom najpierw ukazuję się urocza kotka o czarnym umaszczeniu i białych skarpetkach, jak na kota bezdomnego, nie wygląda na głodną, i zaniedbaną.

Mógłbym powiedzieć, że wygląda jak kot rasowy, idealnie wymyty, nakarmiony drogą karmą a nawet nie śmierdzi.

Z drugiej klatki, szybkim krokiem wychodzi sporo większy kocur. Jest szarobury i lekko pręgowany, nie patrzę mu dobrze z oczu. Gdyby nie miał paru krzywych wąsów, to również mógłbym uznać go za rasowego kocura.

—To są te koty?— pytam by się upewnić.

—Tak.— Hope jest podekscytowana i zadowolona, dla mnie tylko to się liczy.— Dziewczynka nazywa się Nitka a kocur, to Arnold.

Dziewczyna nie ma problemu z głaskaniem kotów, na początku myślałem, że może boi się zwierząt i to właśnie dla tego, boi się Francis'a. Wygląda na to, że boi się jedynie psów.

Koty zaczynają wyglądać uroczo, gdy przytulają się do ciała Hope. Tracą jednak swój urok, gdy kocur z pazurami rzuca się na moją nogę i rozcina moje drogie spodnie.

""

Dzisiaj mam dla was cały rozdział z perspektywy Aspen'a.

Jak wrażenia co do opowiadania?

Iga.

Moja Nadzieja 16+Where stories live. Discover now