25. Obśliniona koszula

6.3K 270 23
                                    

Aspen

Uspokój się, musimy stąd wyjść. – mówię w stronę przerażonej Hope, jednak do niej nic nie dociera. Jest totalnie przerażona a po policzkach spływają jej łzy. Moi ochroniarze już chodzą po mieszkaniu a cała reszta obstawiła budynek. Inni lokatorzy mieszkający w wierzowcu, pośpiesznie wychodzą na zewnątrz i zapewne dzwonią na policję, więc musimy wyjść tylnim wejściem.

Nie oszukując się, nie jestem z policją w dobrych stosunkach — poprawka, nigdy nie byłem.

Uwzięli się na mnie.

– Skarbie, pójdziemy zaraz do samochodu.

– A-A-Aspen. – mówi płaczliwie a moje serce powoli się rozkrusza, kobieta kurczowo trzyma się mojego torsu a na skórze zaciska mi palce, ale teraz nie myślę nawet o bólu.

– Jestem tutaj, nie zostawię cię. – szepczę, po czym  wkładam ręce pod jej uda, podnoszę ją do góry i pośpiesznie ulatniam się z mieszkania.

Podstawiony samochód już powinien na nas czekać, w pojeździe będzie czekał na nas mój brat i Aaron. Gdy tylko wyjedziemy zdala od mieszkania Hope, będę musiał powiedzieć plan działania i porozdawać obowiązki. Nie zostawię tak tego, nigdy nie uznam, że ktoś mógł się "pomylić" osoba, która wymierzała w Hope zza okna, musiała wiedzieć kim ona dla mnie jest. Musi też liczyć się z tym, że słono zapłaci za swoje czyny a znajdę ją nawet na pieprzonej Antarktydzie! Może mam dużo wrogów, ale póki co, żaden nie odwarzył się zaatakować mojej rodziny a Hope teraz do niej należała - czy tego chciała, czy nie. Może przez związanie się ze mną, skazałem ją na życie niebezpieczne, ale moja miłość była większa niż rozum, którym zazwyczaj się kierowałem. Hope bardzo szybko stała się dla mnie kimś ważnym, niezaprzeczalnie najważniejszym. 

Już zawsze chciałem budzić się obok niej, jeść z nią posiłki a może nawet rano gotować przypalone owsianki, bo prawdą było, że nie potrafiłem już bez niej funkcjonować. Stawałem się wybrakowany a gdzie nie byłem, to moje myśli uciekały tylko do niej. Stała się moim centrum, w sercu i w głowie. Chciałem, żeby nosiła moje nazwisko i pierścionek ode mnie, żeby każdy wiedział, że jest moja - na zawsze. 

Stała się osobą, z której nigdy nie chciałem rezygnować. 

Z impetem otworzyłem drzwi pasażera z tyłu samochodu, niemal od razu, zauważyłem siedzącego tam Christphera - mojego młodszego brata. Aaron siedział na przedzie, na miejscu pasażera, więc zakładali, że to ja poprowadzę. Na pewno byłoby to najlepsze rozwiązanie, bo z naszej trójki, to ja najlepiej radziłem sobie z szybką jazdą a Palermo chcieliśmy opuścić jak najszybciej. 

- Wez ją i się zaopiekuj. - warknąłem w stronę brata i mogłem nawet przeboleć to, że będzię trzymał Hope w ramionach, bo ona teraz na pewno sama nie usiądzie. Jest zbyt przerażona i zdezorientowana. 

Christopher posłusznie przysunął się bliżej i miał wziąść dziewczynę na swoje kolana, Hope zaparła się jednak i mocno złapała za moją dalej gołą klatę. 

- Hope...

- Nie! - pisnęła niczym małe dziecko. - Obiecałeś, że mnie nie zostawisz! - zapłakała a ja przymknąłem na chwilę oczy. Względnie, nie miałem dużo czasu do namysłu, ale wiedziałem, że Hope jest dla mnie ważniejsza niż policja czy ucieczka. 

- Prowadzisz, Chris. - warknąłem.

Mój brat popatrzał na mnie w niezrozumieniu, ale pod moim ciężkim spojrzeniem ugiał się i przesiadł do przodu. W akompaniamencie cichego płaczu swojej kobiety, usadowiłem się na tylnim siedzeniu a dziewczynę okrakiem usadziłem na swoich kolanach. Nie sprzeciwiała się a nawet nie miała chwili zawachania, gdy mocno wtuliła się w moje ciało, a głowę schowała w zagłębieniu mojej szyi, to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jestem jej obojętny. Potem jednak, zjechałem ją spojrzeniem a dokładniej jej podwijające się spodenki i bluzkę, która niebezpiecznie marszczyła się na wysokości piersi. 

Teraz byłem wdzięczny sobie, że to ja usiadłem z Hope a nie mój brat. Dodatkowo zadowolony byłem, gdy przypomniałem sobie, że wraz z bratem często zostawiamy w samochodzie ciepłe ubrania. 

Delikatnie nachyliłem się w stronę drugiego siedzenia, na którym znalazłem jakąś odpinaną bluzę. Niemal od razu rozchyliłem ją szeroko i opatuliłem nią drobną kobietę, bluza siegała jej do kolan, więc zakrywała widok, który zarezerwowany był jedynie dla mnie. 

                                                                           *******************

Hope nawet na lotnisku się ode mnie nie oderwała, choć zapadła już lekki sen, zapewne emocje zbyt ją przytłoczyły, przez co, poczuła znużenie. Gdy tylko pojawiliśmy się na pokładzie samolotu, kazałem załodzę przygotować dla niej śniadanie, pamiętając, że jej dalej pozostawało na blacie w kuchni. Chciałem dać jej jednak chwilę pospać, więc fotel ułożyłem w pozycji leżącej a Hope spała na mnie i delikatnie obśliniła moją koszulę, którą chwilę wcześniej udało mi się ubrać. 

- Wiadomo kto strzelał? - zapytałem spoglądając na swojego wspólnika, który pełnił też rolę mojego przyjaciela. Aaron poruszył się w swoim fotelu i przejechał dłonią po twarzy, ja w tym czasie zacząłem gładzić Hope po plecach. 

- Najprawdopodobniej Vito - odpowiedział chłodno, sam wiedziałem, że dla niego to również musiało być trudne, albowiem Vito parę lat temu, tuż pod nosem ojca mojego przyjaciela, zwędził jego siostrę. Maya miała wtedy dwadzieścia cztery lata a ja z Aaronem dwa mniej. Wszyscy doskonale to pamiętaliśmy, bo mój ojciec kategorycznie zakazał wtedy mojej matce i siostrze opuszczać teren posesji, tym bardziej, że matka była w zagrożonej ciąży z Clarissą. - Nasi ludzie złapali jednego z jego ludzi. 

- A to skurwysyn. - parsknął sucho Christopher, sam jednak pogrążyłem się w własnych myślach. - Co zrobisz, As? 

- Zajebie. 

'''''

Coś udało mi się tutaj złożyć ♥♥♥

Kto z was ma ferie? A jeśli ma, to macie jakieś plany?

Ja już po, ale przez chorobę siedzę 3 tydzień w domu a dalej nie wygląda to obiecująco. 


Moja Nadzieja 16+Where stories live. Discover now