Rozdział 1

6.6K 441 312
                                    

*Wydarzenia opisane w tej części, dzieją się trzy lata później*

- Alan spójrz jakie słodkie, może to też kupimy? - wskazałam palcem na śliczną, różową sukieneczkę z czterema kokardkami na ramieniu.

- Podoba Ci się? - stanął za mną, układając ręce na moich biodrach.

Pokiwałam twierdząco głową, szczerząc się od ucha do ucha.  Ostatnio sklepy z ciuszkami i zabawkami dla dzieci to mój raj. Wszystko jest takie słodkie, malutkie i kochane, że mogłabym chodzić i oglądać je godzinami. Popieprzone, że kiedyś sama byłam takich małych rozmiarów, a teraz ledwo mieszczę się w 36.

- Julka będzie skakać ze szczęścia - chłopak wziął do ręki różową sukieneczkę, patrząc na nią uważnie.

- W końcu to mała księżniczka - wzruszyłam ramionami, kierując się do kasy, przy której ustawiła się długa kolejka.

Okres przedświąteczny, to coś co kocham i nienawidzę jednocześnie. Kocham dlatego, że uwielbiam ten cały klimat. Światełka, choinki, ozdoby, które sprawiają, że wszędzie jest przyjemnie i nastrojowo, ale z drugiej strony wszędzie tłum ludzi, gigantyczne kolejki w każdym możliwym, nawet najmniejszym sklepie, sprawiają, że to staje się naprawdę męczące.

Jęknęłam głośno, ustawiając się za jakimś mężczyzną, który obejrzał się przez ramię, posyłając mi dziwne spojrzenie.

- To już wszystko - skwitował chłopak, pojawiając się za mną i opierając o półkę z jakimiś ubrankami.

Pociągnęłam go za rękaw, kiedy kasjerka spojrzała na niego znacząco, dając mu do zrozumienia, że nie powinien tego robić.

- Całe szczęście - odetchnęłam, spoglądając na zegarek znajdujący się na mojej ręce. Przekręciłam głowę w stronę chłopaka, uśmiechając się do niego delikatnie.

Kolejka przesuwała się tak opornie, że coraz bardziej zaczynałam się niecierpliwić. Nienawidzę, kiedy w takich momentach znajdzie się osoba, która przyszła złożyć reklamacje. Wtedy mamy kolejne trzydzieści minut wyjęte z życia.

Weszłam do samochodu, mocno pocierając ręce. Dawno nie było takiej zimy jaka jest teraz. Przynajmniej takowej nie pamiętam. Śniegu jest po kolana, a on wciąż nie przestaje padać. Nawet nie wspomnę o ujemnej temperaturze, która sprawia, że moje ręce odmarzają.

- Proszę, włącz ogrzewanie - jęknęłam, zapinając pas. Poprawiłam czapkę, która ponownie zsunęła mi się na oczy, wpatrując się w swojego chłopaka, który w żółwim tempie, wchodził do samochodu.

- Robi się - pstryknął palcami, odpalając samochód i ustawiając ciepły nawiew na nogi.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się od moich stóp, aż po czubek nosa.

- Przyjdziesz dzisiaj z Julką do Świętego Mikołaja? - uniosłam pytająco brwi, przekręcając głowę w stronę Alana.

Brunet zmarszczył nos, ale kąciki jego ust drgnęły ku górze.

- Jasne, że przyjdziesz, przecież są Mikołajki - wzruszyłam ramionami, odpowiadając za niego.

Cichy śmiech chłopaka rozszedł się po samochodzie.

- Zadecydowane - dodał, skręcając w ulicę prowadzącą do naszego domu.

Właściwie mojego, ale mieszkamy razem. Co prawda Alan nie często bywa w mieście, ale kiedy już jest, nie chcemy się rozstawać nawet na noc.

Wysiadłam z samochodu, kiedy wjechaliśmy do garażu. Złapałam za kilka toreb z zakupami, biegiem kierując się do drzwi. Wspominałam kiedyś, że jestem ciepłolubna?

You are my strengthWhere stories live. Discover now