Rozdział 26

4.6K 356 122
                                    

- Śpij jeszcze, zaraz wrócę - wyszeptałam, odgarniając włosy z czoła Janka.

- Nie idź nigdzie - wymruczał, na wpół przytomny, łapiąc mnie za rękę.

- Idę kupić coś do jedzenia, za dziesięć minut jestem z powrotem - uśmiechnęłam się, widząc jak się przeciąga.

Patrzył na mnie spod przymrużonych oczu, uśmiechając się delikatnie. Zabrałam ze swojej torebki portfel, po czym ruszyłam w stronę drzwi.

- Odwróć się do mnie.

Zrobiłam to o co mnie prosił, unosząc pytająco brwi do góry. Podniósł się do pozycji siedzącej, przyglądając mi się uważnie.

- Moje ubrania idealnie na ciebie pasują - skwitował, mrugając do mnie zasapanymi oczami.

Spojrzałam w stronę wielkiego lusterka, by jeszcze raz zobaczyć jak leży na mnie jego niebieska koszula, która w tym momencie służyła mi jako sukienka. Niestety moje ubranie uległo awarii i trochę nie wypada zejść do bufetu w białej sukience poplamionej czerwonym winem. Teraz przynajmniej wyglądam przyzwoicie i cieszę się, że wczoraj jednak postawiłam na trampki.

- To dobrze, bo ostatnimi czasy częściej ubieram twoje niż swoje - zaśmiałam się pod nosem, wychodząc na korytarz.

Weszłam do windy, która akurat wjechała na moje piętro. Uśmiechnęłam się do kobiety stojącej obok, spoglądając na swoje odbicie w ściance. Nadal nie opuściło mnie szczęście wczorajszego wieczoru, i czuję, że będzie mi ono towarzyszyć dość długo. Mam ochotę skakać pod sam sufit, albo podbiegać do każdego napotkanego człowieka i mówić mu, że mój ukochany mi się oświadczył. Amor chyba wycelował we mnie przez przypadek dwie strzały, bo to co teraz czuje do Janka nie dorównuje temu, co na samym początku nazywałam zakochaniem. I to nie tak, że przez ten pierścionek jestem w siódmym niebie, bo on jedynie jest dopełnieniem całej sytuacji, ale po prostu uszczęśliwia mnie fakt, że w końcu oboje przełamaliśmy ogromną barierę i nie musimy dusić w sobie swoich uczuć.

Wychodząc z windy przywitałam się z recepcjonistką skinieniem głowy i szerokim uśmiechem, następnie skierowałam się w stronę bufetu.

- Ania? To ty tutaj jesteś?

Odwróciłam się dookoła własnej osi słysząc swoje imię, ale nie widziałam nigdzie osoby zwróconej w moją stronę. Dopiero kiedy Oliwier podniósł się z krzesełka przy jednym ze stolików, zdołałam go dostrzec między innymi ludźmi.

- Cześć Oli - ucałowałam jego policzek na przywitanie, tak jak to miałam w zwyczaju i usiadłam na krześle obok.

Zupełnie wyleciał mi z głowy fakt, że on nocuje w tym samym hotelu.

Brunet nic nie powiedział, tylko jedynie spojrzał na mnie swoim wzrokiem, mówiącym "dobrze wiem co tutaj robisz i wcale mi się to nie podoba".

- Co jesz na śniadanie? Smakuje ci? - złapałam za widelec, kradnąc z jego talerza kawałek naleśnika.

- Nocowałaś u Janka? - zapytał zupełnie olewając moje pytanie i oparł łokcie na stoliku.

Kiwnęłam twierdząco głową, pozwalając sobie zjeść z jego talerza kolejny kawałek naprawdę dobrych naleśników.

- Nie rób takiej miny - oblizałam usta, oddając mu widelec.

- Znasz moje stanowisko w tej sprawie - wzruszył ramionami, spoglądając na moją koszulo-sukienkę, która chyba zrobiła na nim niemałe wrażenie.

- Znam i szanuję, ale to ja kieruję swoim życiem, dlatego nie muszę korzystać z wszystkich usłyszanych porad - uśmiechnęłam się delikatnie, podnosząc z miejsca.

You are my strengthWhere stories live. Discover now