Rozdział 16

4.7K 376 138
                                    

Biegłam ile sił w nogach, chcąc się znaleźć jak najdalej od tamtego przeklętego miejsca. Wybiegając na ulicę zwolniłam, czując że moje nogi na dłuższą metę zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Łapałam łapczywie powietrze do ust, rozglądając się na boki.

- Wszystko w porządku?

Odwróciłam gwałtownie głowę do tyłu słysząc męski, nieznajomy dla mnie głos. Zmierzyłam wzrokiem chłopaka, mającego na oko dwadzieścia cztery lata, kiwając twierdząco głową. Nie czekając dłużej, zaczęłam iść w szybkim tempie w stronę swojego domu.

- Naprawdę pytam, bo jeśli coś się stało, mogę ci pomóc - pobiegł za mną, łapiąc mnie za łokieć, który od razu od niego wyrwałam.

- Daj mi spokój - sapnęłam, zamieniając chód w trucht.

Nie chce mieć do czynienia z żadnymi młodymi ludźmi poznanymi o godzinie dwunastej w nocy na ulicy. Tym bardziej tuż przy lesie. Zawsze na początku są mili i pomocni, a potem okazuje się, że są przywódcami jakichś popieprzonych gangów i planują dziesiąte morderstwo w miesiącu.

- Uciekasz z lasu, prawie płacząc, więc nie mogę tak po prostu obok ciebie obojętnie przejść - zagrodził mi drogę, przez co złapałam się za głowę.

Mimo że nie wyglądał strasznie, zaczął mnie przerażać.

- Czego ode mnie chcesz? - rzuciłam, robiąc krok do tyłu, by nie być tak blisko jego ciała.

- Teraz chciałbym odprowadzić cię do domu.

- Potem poznać, nachodzić, a na końcu porwać i trzymać w jakichś okropnych miejscach, pierdol się - fuknęłam.

Odwróciłam głowę w stronę lasku z którego przed chwilą wyszłam, przyglądając się z ciekawością czy nie widać tam jakiejś osoby idącej w moją stronę.

- Naprawdę potrzebujesz pomocy.

Dopiero kiedy spojrzał na mnie z góry zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo jest wysoki.

Wzruszyłam ramionami, wymijając go bez słowa, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Skrzyżowałam ręce na piersi, idąc przed siebie w ciszy, ale dobrze widziałam cień nieznajomego tuż za sobą. Starałam się go ignorować, ale z każdym krokiem widziałam, że jest coraz bliżej mnie. Nawet gdybym zaczęła teraz uciekać nie miałabym żadnej szansy, bo sugerując się jego długimi nogami mogę podejrzewać, że biega dziesięć razy szybciej.

- Oliwier - wyciągnął dłoń w moją stronę, ale zignorowałam ją i nadal szłam prosto, patrząc na czubki swoich butów.

Chłopak westchnął głośno, wycofując rękę.

- Co robiłaś w lesie o tej godzinie? - nie dawał za wygraną, dotrzymując mi kroku.

- A ty? - rzuciłam.

- Wracałem z pracy.

Zaczesałam kosmyk włosów za ucho, spoglądając przed siebie. Czułam się koszmarnie, a obecność jakiegoś nieznajomego typa tuż za moimi plecami tylko potęgowała to uczucie.

- Powiesz mi chociaż jak się nazywasz? - zapytał.

- Nie sądzę aby to ci się kiedyś przydało - mruknęłam, skręcając w mniej oświetloną uliczkę prowadzącą do mojego domu przez chwilę zastanawiając się, czy powinnam to robić, zważając na fakt, że tam nikogo nie będzie, jeśli będę potrzebowała pomocy. Przez moment w mojej głowie pojawiła się myśl, by skierować się do centrum.

- Boisz się mnie?

- Nie, ale mógłbyś dać mi już spokój - mruknęłam, idąc jak najszybciej w stronę swojej furtki.

You are my strengthDonde viven las historias. Descúbrelo ahora