Rozdział 8

5.1K 427 127
                                    

- Wszystko jest ze mną w porządku, to było po prostu chwilowe osłabienie.

- No nie wiem. Niepokoi mnie to wszystko - pokręciłam głową, dążąc wzrokiem za Jankiem.

Szatyn pokręcił głową, otwierając lodówkę. Oparł się o drzwiczki, wkładając głowę w jej środek.

- Zrób to dla siebie. Przecież dawno nie byłeś u lekarza - nalegałam, przeskakując nerwowo z nogi na nogę.

- Nie mam zamiaru nigdzie iść, Ania. Daj spokój - westchnął, patrząc próżno w środek urządzenia.

- Nie Janek, ja tego tak nie zostawię. Przecież widzę, że z tobą jest coś nie tak - odepchnęłam się od blatu, łapiąc za drzwi lodówki, zamykając ją mocno przed jego nosem. Spojrzał na mnie pytająco, unosząc do góry jedną brew.

- Widzę, że nadal jesteś taka upierdliwa - oparł się biodrem o stół.

- Niektóre rzeczy się nie zmieniają, ale nie o tym - wywróciłam oczami. - Martwię się o ciebie - skrzywiłam się, badając wzrokiem jego twarz.

- Niepotrzebnie - zaśmiał się, sięgając ręką po wodę stojąca na blacie.

Warknęłam przeciągle, unosząc ręce do góry, zaciskając je mocno w pięści. Nawet nie potrafię określić, jak bardzo irytuje mnie jego obojętność.

- Widzę, że się nie dogadamy - zacisnęłam usta w cienką linię.

Szatyn wzruszył ramionami, zaczynając pić wodę. W pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka telefonu Janka. Chłopak spojrzał z ukosa na blat gdzie leżała jego komórka, biorąc ją do ręki. Popatrzył chwilę na ekran, ponownie przytykając do warg butelkę z wodą.

- Nie odbierzesz?

- Nic ważnego - wzruszył ramionami, wyciszając telefon, następnie wrzucając go do kieszeni swoich dresów.

Kiwnęłam głową, opierając plecy o zimną ścianę. Janek może mówić co chce, ale to nie zmieni faktu, że spędziłam z nim dużo czasu i potrafię zauważyć, kiedy jest zdenerwowany, zestresowany czy kłamie. Również doskonale wiem, że nawet jeśli ma jakiś wielki problem, nie powie mi o nim. Będzie się z tym krył, do momentu, aż sprawy nie zajdą za daleko, albo aż sama go zdemaskuje. Nie chcę, żeby znowu wpakował się w jakieś głupie interesy. Jest zbyt wartościowym człowiekiem, żeby zmarnować sobie życie w więzieniu. Trzy lata w zupełności powinny mu wystarczyć na zrozumienie samego siebie.

Odkaszlnęłam dwa razy, zwracając tym samym na siebie uwagę chłopaka. Spojrzał na mnie spod grzywki, zaczesując ją za chwilę do góry. Podszedł bliżej mnie, układając rękę na ścianie tuż nad moją głowa.

- Nie zajmuj sobie głowy takimi błahymi problemami jak moja osoba - mruknął, odgarniając kosmyk włosów z mojego czoła za ucho.

Moje ciało zadrżało na jego gest, co nie uszło jego uwadze. Zaśmiał się cicho, kręcąc rozbawiony głową.

- Ja.. już muszę wrócić do domu. Dziękuję za opiekę - uśmiechnęłam się smutno, nie patrząc na jego twarz. Przesunęłam się w bok, uwalniając z jego sideł.

- Dla ciebie drzwi zawsze są otwarte - przytknął dwa palce do czoła, salutując.

Wycofałam się do korytarza, zakładając na nogi buty. Narzuciłam na ramiona kurtkę, wychodząc szybko na zewnątrz. Zawziętym krokiem, skierowałam się w stronę swojego domu. Czułam się już o niebo lepiej niż wczoraj, chociaż wciąż nie było ze mną dobrze. Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, wpadając na idiotyczny pomysł.

***

Zachowuję się jak osoba niezrównoważona umysłowo, obserwując z samochodu dom Janka już drugą godzinę. Zdążyło zrobić się już całkiem ciemno. Nie wiem co chcę sobie udowodnić, ale czuję, że coś jest na rzeczy. Może rzeczywiście moja wyobraźnia próbuje ubarwić całą sytuację, a ja się na to zgadzam.

You are my strengthWhere stories live. Discover now