Rozdział 4

5.5K 389 111
                                    

Cały dzień jedno i to samo. Moje wahania nastrojów biją rekordy w mojej własnej księdze. Jeszcze dziesięć minut temu miałam w dupie to, że siedzę sama w domu, a teraz jest mi niesamowicie żal, że tak się to wszystko potoczyło. Zjadłam już chyba większość potraw świątecznych, ale nie czuję się nawet odrobinę lepiej. Z jednej strony nie powinnam być zła na Alana, bo to jego praca, która nigdy nie będzie należała do tych poukładanych i zawsze przewidywalnych. Trasa jest trasą, ale z drugiej strony chciałabym mieć go teraz przy sobie, by spędzić trochę wspólnego czasu, chociażby leżąc na kanapie w salonie, oglądając jakąś beznadziejną świąteczną komedię, pojawiającą się w telewizji każdego roku. Niby taka mała błahostka, ale to jest właśnie urok tych dni. Nic nie robienie, odpoczywanie po trwających nawet kilka tygodni przygotowaniach. Jest to czas, żeby naprawić to co zostało kiedyś zepsute, by po prostu ze sobą być. A jak wyszło? Jest godzina dwudziesta pierwsza, mija pierwszy dzień świąt, a ja jedyne co dzisiaj zrobiłam to krzątanie się po pomieszczeniach i traktowanie mebli w zależności od stopnia mojej złości w danym momencie.

Zdziwiłam się słysząc dzwonek do drzwi, bo nie spodziewałam się, żadnych gości. Instynktownie poprawiłam swoja koszulę, zmierzając w stronę drzwi. Jedną ręka złapałam za klamkę, drugą otwierając zasuwkę.

- Wesołych Świąt! - głośny krzyk Janka wpadł do mojego mieszkania, tak szybko jak zrobiło to jego ciało.

Odskoczyłam w bok, by uniknąć zderzenia z jego nogami, nad którymi swoją drogą miał małą kontrolę. Zamknęłam drzwi za szatynem, który oparł się plecami o ścianę, uśmiechając do mnie głupio.

- Piłeś - westchnęłam, zauważając to bez większych problemów.

Chłopak ułożył palec wskazujący blisko kciuka, mrużąc oczy, by zobrazować mi, jak mało wypił. Uniosłam do góry brwi, patrząc na niego spod byka.

- Tylko troszkę, maluteńko - gibnął się w bok, więc szybko przybiegłam mu na ratunek, łapiąc go za ramie. Chłopak wyprostował się, podnosząc ręce do góry, na znak, że wszystko jest okej.

- Każdy ma swoją miarkę, a twoja widocznie jest do góry nogami - wzruszyłam ramionami, przechodząc do salonu.

- Nie miałem w ustach alkoholu przez trzy lata - przeszedł za mną, momentami podpierając się ściany - Niewiele mi było trzeba - roześmiał się, zatrzymując przy jednym z foteli.

W sumie prawda. Nie mam pojęcia ile wypił, ale po tak długiej przerwie mogło to na niego zadziałać jak pierwszy kieliszek wódki na gimnazjalistę. Rozsiadłam się na kanapie, przyglądając ukradkiem chłopakowi, który szybko znalazł się obok mnie wzdychając ciężko.

- Zajebiste uczucie - rozmarzył się, przymykając swoje oczy.

- Naprawdę tęskniłeś za tym aby móc się upić?

- Szczerze? - przekręcił głowę w moją stronę - Spokojnie mogę to umieścić w pierwszej dziesiątce rzeczy, na które miałem ochotę - założył ręce za głowę, opierając się wygodnie o oparcie kanapy.

Wyglądał na zupełnie wyluzowanego, może nawet trochę zbyt bardzo. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, a oczy były jeszcze ciekawsze wszystkiego niż zawsze.

- A ty, co taka nie w humorze? - wykrzywił twarz w grymasie - Nadal się przejmujesz tym... jak mu tam? Adrianem? - zaśmiał się chicho.

- Alanem - poprawiłam go, marszcząc przy tym nos.

- Jedno i to samo - wzruszył ramionami, przybliżając do mnie powoli.

- Jak słowo tak i nie - wywróciłam oczami, szybko podnosząc się z kanapy, kiedy ręce chłopaka podjęły próbę objęcia mojego ciała.

You are my strengthWhere stories live. Discover now