Rozdział 25

4.9K 397 329
                                    

Perspektywa Janka:

Musiałem powstrzymywać się od wybuchnięcia śmiechem, kiedy patrzyłem na zdezorientowaną twarz bruneta. Biedak przeraził się na mój widok, a nawet nie zacząłem z nim dłuższej rozmowy.

W momencie gdy drażliwy dźwięk oznajmił, że znaleźliśmy się na odpowiednim piętrze, Ania skierowała się do wyjścia z windy, nie patrząc na żadnego z nas. Złapałem chłopaka za koniec kurtki, zatrzymując go w środku. Nacisnąłem guzik na panelu, dzięki czemu drzwi zamknęły się szybciej niż zdążyły do mnie dobiec zrezygnowane krzyki dziewczyny.

- Odpieprz się od niej - brunet odważył się pierwszy wypowiedzieć słowo.

Uśmiechnąłem się zadziornie, patrząc na niego spod byka.

- To ty utknąłeś w friendzonie - uniosłem brwi do góry, śmiejąc się pod nosem.

To żałosne, że każdy kto mnie spotka w towarzystwie Ani, każe mi zostawić ją w spokoju, tak jakbym przez te wszystkie lata trzymał ją w niewoli. Mało kto potrafi zrozumieć, że jestem dla niej stworzony.

- Nie wiesz co się działo podczas twojej nieobecności.

- Byłeś chwilowym zastępcą. Chłopiec do rany przyłóż. Teraz już nie musisz wykonywać swojej roboty.

Brunet zrobił krok w moją stronę, łapiąc w rękę moją bluzkę. Stałem niewzruszony, będąc ciekawy tego, co ma mi jeszcze do powiedzenia.

- Zostawiłeś w niej ogromne dziury, które miesiącami próbowałem naprawiać. Z tego co mi wiadomo, to nie był pierwszy raz, kiedy pozostawiłeś ją na pastwę losu i teraz zamiast uważać się za pana świata, powinieneś mi podziękować, że przytrzymałem ją przy życiu, bo inaczej nie miałbyś po co tutaj fatygować swojej zapatrzonej w siebie dupy - fuknął, popychając mnie do tyłu.

Zacisnąłem szczękę, mrużąc oczy. Brunet nacisnął klawisz dziewiątego piętra, więcej na mnie nie spoglądając.

Wyszczekany.

Perspektywa Ani:

- Przestaniesz w końcu to robić? - posłałam rozżalone spojrzenie Jankowi, kiedy razem z Oliwierem opuścił windę.

- Robić co?

- Zachowywać się jak typowy ojciec, który prawi kazania każdemu chłopakowi, którego spotka przy swojej córce.

- Jakoś twój ojciec nie prawił mi żadnego kazania.

Stanęłam jak wryta, słysząc jego słowa. Oparłam się o ścianę, wznosząc wzrok ku górze.

- Bo nie był typowym ojcem - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Przepraszam, powiedziałem za dużo - zmieszał się.

- Jak zwykle - spojrzałam przelotnie w jego oczy, kręcąc głową.

Oliwier położył rękę na moich plecach popychając mnie delikatnie do przodu, bym w końcu poszła w stronę jego pokoju.

- Musimy sobie porozmawiać - mruknął cicho.

- Nawet nie zaczynaj tego tematu.

Po raz kolejny będę musiała wysłuchiwać kazań, mówiących o tym, że jeśli znowu dam szansę Jankowi, zostanę zniszczona psychicznie. Przyjechałam na Ibizę po to, żeby odpocząć od tego co się działo w domu, a co się okazuje? Że wszystkie problemy przyjechały za mną nabierając na wartości.

- Nie Ania, nie puszczę tego płazem. Nie rozumiem dlaczego ty jeszcze utrzymujesz z tym typem jakikolwiek kontakt - podniósł głos, kiedy znaleźliśmy się sami w jego hotelowym pokoju.

You are my strengthWhere stories live. Discover now