Rozdział 17

4.5K 377 88
                                    

- To jest żart, prawda? - spytałam, kiedy trzeci dzień z rzędu w moim progu pojawił się niejaki Oliwier z dorodną, czerwoną, ale sztuczną różą w ręku.

- Wykonuje tylko swoją pracę - wzruszył ramionami, ale nie potrafił ukryć rozbawienia tą całą sytuacją.

- Powiedz mi od kiedy facet pracujący w poczcie kwiatowej wraca z pracy po dwunastej? - nawiązałam do naszego pierwszego spotkania.

- To co widzisz to tylko część moich obowiązków. Do późna pracuje na magazynie, a papierów mamy do wypełnienia więcej niż ci się może wydawać - skrzywił się, jednocześnie przypominając sobie, że potrzebuje mojego pokwitowania, więc wcisnął mi w ręce niebieski notatnik i długopis, wskazując miejsce, gdzie powinnam złożyć podpis.

Westchnęłam, przyglądając mu się uważnie. Podpisałam się w wyznaczonym miejscu, następnie przyjmując od niego kwiatek, który dołączy do dwóch pozostałych z poprzednich dni.

- Plus jest taki, że w końcu dowiedziałem się jak się nazywasz, Ania - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

- Jaką mogę mieć pewność, że nie jesteś na tyle popieprzony, żeby udawać kwiaciarza, by przychodzić tutaj każdego dnia? - kąciki moich ust drgnęły ku górze.

Brunet uniósł ręce do góry w geście obronnym, kręcąc rozbawiony głową.

- Ktoś kto ci je wysyła musi być niezwykle romantyczny - wyciągnął z kieszeni spodni coś na kształt wizytówki podając mi ją.

- Ewentualnie robi sobie ze mnie nieśmieszne żarty - westchnęłam, oglądając dokument chłopaka, świadczący o tym, że rzeczywiście jest listonoszem kwiatowym. To takie rzeczy istnieją?

- Dlaczego ty we wszystkim znajdujesz jakieś minusy? - oparł się ramieniem o framugę drzwi.

Spojrzałam w stronę furtki, kiedy mignęła mi tam postać z którą nie chciałabym mieć w tej chwili żadnej sprzeczki. Jęknęłam ciężko, szybko wciągając bruneta za bluzę do środka swojego mieszkania.

- Nie tak szybko - rzucił rozbawiony, kiedy upuścił swój notatnik na ziemię.

- Proszę udawaj przez chwilę, że się znamy, cokolwiek - wyszeptałam, krzywiąc się. Ponownie spojrzałam za plecy chłopaka, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz na widok Alana. Nie widziałam się z nim przez jakieś dwa tygodnie, a dokładniej od momentu naszego rozstania.

Ciągnął za sobą walizkę, co oznacza, że wraca do domu.

Kurwa, nie jestem teraz na to gotowa.

- My się znamy? Czy to twój kolejny kuzyn? - rzucił na przywitanie, mierząc wzrokiem Oliwiera.

- Cześć. Mi też miło cię widzieć - mruknęłam sarkastycznie, zażenowana faktem, że zawsze przy kimś nowo poznanym musi mi się przytrafić taka rzecz.

Alan przeszedł miedzy mną, a brunetem, zostawiając walizki przy wejściu do domu. Zrzucił szybko buty z nóg, kierując się do salonu, po czym bezpretensjonalnie położył się na kanapie ciężko wzdychając. Oliwier posłał mi pytające spojrzenie, wskazując kiwnięciem głowy na drzwi. Złapałam go szybko za rękę, kręcąc przecząco głową. Nie chciałam teraz zostać z nim sama. Może przy Oliwierze chociaż trochę oszczędzi sobie chamskich tekstów.

- Wejdź do środka, tam jest kuchnia - posłałam mu proszące spojrzenie, na co poklepał mnie po ramieniu, kierując się w tamtą stronę.

Przeszłam do salonu, spoglądając na Alana w ciszy.

- Kiedy zamierzasz się wyprowadzić? - w końcu udało mi się wykrzesać z siebie jakiś głos.

- Nie mam zamiaru się wyprowadzać.

You are my strengthWhere stories live. Discover now