Three.

820 53 16
                                    

- Hailey, Hailey... poznajesz mnie? - przed moimi oczami ukazała się rozmazana postać. - Hailey...
Sposób w jaki kobiecy głos wymawiał moje imię zdawał się być spokojny i delikatny, koił moje uszy. Nie mogłam się ruszyć. Chciałam podejść do istoty stojącej w blasku nieznajomego źródła światła.
- Kim jesteś? - wydusiłam z trudem przez gardło, na którym powoli zaciskały się czyjeś dłonie.
- Jestem twoją drugą połową, twoim dopełnieniem... - głos nadal pozostawał przyjemny, jednak otoczenie już nie.
Jasność która mnie otaczała powoli blakła. Melodia jakieś kołysanki z pozytywki zaczynała zwalniać i fałszować. Dłonie na mojej szyi zaplatały coraz mocniejszy uścisk. Powoli brakowało mi oddechu.
- Zostaw mnie! - zaczynałam panikować.
Wygodne krzesło, na którym do tej pory siedziałam, zaczęło przeradzać się w krzesło tortur. Na moich nadgarstkach i kostkach znalazły się zapięte ciasno kajdany. Jęczałam z bólu, a łzy płynęły po moich policzkach wartkimi strumieniami.
- Co ty robisz?! Czego ode mnie chcesz?! - zadawałam milion pytań na minutę, wszystkie o podobnej treści.
Rozjaśniona postać jako jedyna pozostała "czysta" w ciemnym pomieszczeniu. Rozbłysnęły czerwone światła. Wtedy ujrzałam znajomą twarz. Emily... To była Emily! Miała na sobie czarne rurki i różowy sweter, dokładnie tak samo ubrana była w dniu swojej śmierci. W jej dłoniach spoczywał pistolet, a w głowie miała świeżą ranę po postrzale.
- Emily! Co ty do cholery jasnej robisz?! - wykrzyczałam dławiąc się łzami.
Dziewczyna uśmiechnęła się pusto. Podrzuciła kilka razy pistolet, po czym odrzuciła go na bok.
- Wróciłam. - szepnęła z chytrym uśmiechem na ustach.
Jej ton głosu miał na celu pokazać, jakby to było tak bardzo oczywiste. Dłonie, które mnie dusiły zniknęły, ale kajdany pozostały i trzymały mnie przy krześle.
- Dlaczego? - zapytałam, czując smak krwi płynącej z mojego nosa prosto do mojej buzi.
- Ja tylko... chcę zrobić to, czego nie miałam odwagi zrobić, gdy żyłam. - podeszła do mnie bliżej i nachyliła się nade mną.
Jej oczy zrobiły się całe białe. W tym samym momencie chciałam zacząć krzyczeć, ale zatkała mi twarz swoją zimną dłonią.
- Chcę się zemścić! - po wypowiedzeniu tych słów rozpłynęła się, zostawiając za sobą krzyk cierpiącej duszy.

Obudziłam się. Otworzyłam szeroko oczy i popatrzyłam przed siebie na pokój. W łóżkach po drugiej stronie spały Sam i Tiffany. Za oknem powoli robiło się jasno. W moich myślach pocieszałam się, że to, co przed chwilą się wydarzyło, było tylko popieprzonym snem. Odkręciłam się w stronę białej ściany, która nie była koniecznie taka biała, ponieważ zdobiły ją czerwone plamy z krwi. Kolejny raz w moich oczach pojawiły się znaki zapytania. Popatrzyłam na moje ręce... były całe pokaleczone, szczególnie w okolicach kostek. Najwyraźniej musiałam tak bardzo przeżywać ten koszmar, że po prostu uderzałam, jak idiotka, pięściami o ścianę. Chciałam jak najszybciej pozbyć się plam, ale szło mi to na marne. W pewnym momencie zadzwonił budzik, na który moje współlokatorki się obudziły. Miałyśmy około godziny do rozpoczęcia pierwszych dzisiaj zajęć.
- Wow, Hailey. Skoro już się masturbujesz to nie rób tego jak masz okres. - typowo zaczęło się od żartów Sam i Fiffy.
Zacisnęłam mocno zęby i wyładowałam swoje negatywne emocje na szmacie, którą praktycznie zdrapywałam farbę ze ściany.
- Oj już tak się nie denerwuj, zdarza się! - Samantha zniknęła w łazience, ale mimo zamkniętych drzwi nadal słychać było jej śmiech.
- A tak właściwie, to co się stało? - Tiffany trochę spoważniała widząc tajemniczość w mojej osobie.
- Jeśli mam być szczera, to ja sama nie wiem. - westchnęłam, bezwładnie opuszczając ręce na moje nogi.
Odłożyłam zieloną szmatkę, która teraz miała kolor blado-bordowy i czując na sobie wzrok zdezorientowanej przyjaciółki, skierowałam się w stronę szafy.
- To coś poważnego? - drążyła temat, mimo mojej widocznej niechęci do rozmyślania o tej sytuacji.
- Nie wiem, Fiffy, nie wiem... Chore sny śnią się wielu ludziom, więc raczej nic mi się nie stanie. - burknęłam niewyraźnie pod nosem, wybierając, spośród mojej bogatej garderoby, jakieś ubrania na dzisiejszy dzień.
Podniosłam jedną z koszulek i wtedy zauważyłam na drewnianym wnętrzu mebla wyryty niewyraźnie napis: "STRACH".
- Prawda? - szepnęłam sama do siebie bacznie przyglądając się podejrzanemu słowu.
- Co? - dopytała dziewczyna siedząca na swoim łóżku.
- Nie, nic nic. - odbiegłam od tematu zamykając spokojnie drzwi szafy. 

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBOn viuen les histories. Descobreix ara