Seventeen.

442 35 13
                                    

- Nawet nie próbuj mówić o tym komukolwiek, a szczególnie Justinowi, bo zrobię wszystko tak, żeby wsadzili cię do pierdla za wielokrotne morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, PRZYJACIÓŁKO!
Po tych słowach zrezygnowałam z długiego, relaksującego prysznica. Wytarłam się prędko ręcznikiem, założyłam na siebie dresowe czarne szorty i długą koszulę w kratę, co miało pełnić funkcję mojej piżamy. Zgodnie z obietnicą, jaką złożyłam mojemu chłopakowi, pojawiłam się na korytarzu z "zestawem pielgrzyma". Rozłożyłam na podłodze różową karimatę, z daleka od innych osób, które też postanowiły przenieść się z "łóżkami" tutaj. Wytrzepałam płaską poduszkę, po czym usiadłam "po turecku" obok niej, okryta drapiącym kocem. W oczekiwaniu na Justina, zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Tak, bardzo kreatywny temat do przemyśleń, ale głównie dla samobójców. Wracając. Skoro Emily zapowiedziała na dzisiejszą noc czystkę, czy jest sens się ograniczać? Wbrew pozorom, nie bałam się śmierci. Może po prostu dlatego, że nie wiedziałam jeszcze co mnie czeka i nie do końca wierzyłam w te jej głupie przepowiednie.

Może to moja wyobraźnia płata mi figle, a Justin tylko udaje, że też widzi Emmy?

Cały czas o tym myślałam, ale to by nie wyjaśniało tego, że przecież czułam jej dotyk, jakby była żywą osobą...
- Moja droga panienko... - popatrzyłam w stronę sztucznie zmienionego głosu blondyna, który brzmiał jak dostojny ton jakiegoś księcia. - Zechce panienka, abym potowarzyszył podczas dzisiejszej chłodnej nocy?
Zaśmiałam się, aby zakryć łzy, które mimowolnie napłynęły do moich oczu. Nie wyobrażałam sobie, że być może to ostatni raz kiedy będę widziała go takiego zadowolonego... albo, że w ogóle to ostatni raz kiedy będę go widziała.
Justin zajął miejsce obok mnie, usiadł tak samo jak ja i okrył swoje nogi kocem.
- Zamierzamy dzisiaj spać? - zapytałam. - Wolałabym tak po prostu z tobą posiedzieć, pogadać...
- Coś się dzieje, Hailey? - jego twarz wyglądała, jakby pokryła ją ponura maska teatralna.
- Nie. - wymusiłam uśmiech. - Po prostu... nie jestem zmęczona.
- Wujek Justin Dobra Rada cię słucha. Widzę, że coś jest nie tak. - brązowooki usiadł naprzeciwko mnie i chwycił moje dłonie, w swoje.
Popatrzyłam prosto w jego twarz i odechciało mi się w ogóle cokolwiek powiedzieć. Czułam się jakby moje struny głosowe się związały. Położyłam głowę na jego nogach, a po chwili poczułam jak blondyn spokojnymi, przyjemnymi ruchami, głaszcze mnie po niej.
- Kocham cię. - szepnęłam.
Justin nie odpowiedział. Po jakimś czasie dopiero pochylił się nad moją twarzą, ucałował mój policzek i powtórzył te same słowa.
- Przytul się do mnie. - dodał.
Położyliśmy się obok siebie i rozkoszowaliśmy się swoją obecnością i dotykiem. Nie wiem nawet, w którym momencie, zaczęliśmy przysypiać. Na korytarzu zrobiło się cicho, zostały wyłączone światła. Zza dużych okien przebijały się tylko światła lamp ulicznych i księżyca. Usiadłam i rozejrzałam się zaspana dookoła siebie. Nic się nie działo... Chwyciłam po swoją komórkę, w celu sprawdzenia godziny.

22:00

Czyżby Emily się rozmyśliła? Nie wydaje mi się...
Popatrzyłam na Justina, który smacznie sobie spał. Nie chciałam go budzić, ale nie mogłam się powstrzymać, przed pocałowaniem jego pełnych ust. Mruknął cicho, gdy powolnym ruchem złączyłam nasze wargi. Chłopak niespodziewanie otworzył swoje usta, aby ułatwić drogę mojemu językowi. W moim brzuchu pojawiły się motylki. Było mi tak przyjemnie.
- Która godzina? - szepnął, mrużąc oczy, by dobrze dostrzec mnie w ciemności.
- Jeszcze nie ma północy. - odpowiedziałam, przecierając oczy,
- Nie możesz spać?
Pokiwałam twierdząco głową. Blondyn usiadł przy ścianie i kiwnął, abym usiadła przed nim. Ułożyłam się wygodnie między jego nogami, oparłam się o jego tors i splotłam nasze dłonie, kiedy mocno mnie objął. Okryłam nas obydwoje kocem i spokojnie siedzieliśmy, wsłuchując się w ciszę. Ponownie zasnęliśmy, ale obudziła mnie skrzypiąca podłoga. Co dziwne, nikt tędy nie przechodził, a dźwięk był tak wyraźny i głośny, że dałabym sobie rękę uciąć, że dobiegał on co najwyżej dwa metry dalej ode mnie. Nikt się nie budził, pomimo coraz głośniejszych kroków.

Czy tylko ja to słyszałam?!

Zaczynałam panikować. Trzęsły mi się dłonie. Przyspieszył mi się oddech i rytm bicia serca. Oczy zaszły mi mgłą.
- Justin! Justin, obudź się! - potrząsałam ramionami chłopaka, a on nie reagował. - Justin, proszę cię! Boję się!
Głos mi się łamał, a ciężkie, wolne kroki zamieniały się w bieg. Zauważyłam, że pojedyncze osoby zaczęły się budzić i rozglądać po sobie. Nikt nie potrafił rozgryźć o co chodzi, więc mimo przeraźliwych dźwięków, nie dali się zwariować. Do mnie docierało co się dzieje i już nic nie mogłam z tym zrobić. Zaczyna się nasz koniec! Tak jak Emily zapowiedziała, tak zaczyna robić! Zemsta! Zemsta na wyśmiewających ją ludziach i zemsta na mnie, za odebranie jej miłości...
- Hailey, wszystko okej? Co się dzieje?! - Justin się ocknął.
- Nie pytaj mnie, nic nie wiem! - rozpłakałam się, co dało mu do myślenia.
- Nic nam nie będzie, słyszysz? - blondyn błyskawicznie mnie przytulił, a ludzie widząc moją panikę, także zaczęli w nią popadać.
Dźwięki były coraz głośniejsze i okropniejsze. Wszyscy dookoła nas podnieśli się i próbowali gdzieś uciec i się skryć. Justin zabronił mi dołączyć do tłumu zdezorientowanych studentów. Trzymał mnie kurczowo przy sobie.
- Będziesz ze mną bezpieczna, nigdzie nie uciekaj. Nie zostawiaj mnie nawet na chwilę, musimy działać razem. Będzie dobrze! - zapewniał, starając się uspokoić mój płacz.
Skrzypienie podłogi i ciężki bieg stał się tak okropnie nieznośny, że musieliśmy zatknąć uszy rękami, w celu uniknięcia popękanych bębenków. Zbliżaliśmy się do kulminacyjnego momentu, czułam to. Czułam też, jak serce wyrwie mi się zaraz z klatki piersiowej. Na korytarzu zrobił się sztuczny tłum. Nikt nie wiedział co robić, więc zaczęli się przepychać, aby dostać się do głównego wyjścia.
- KURWA, ZAMKNIĘTE! - po tym krótkim, a jakże wyrazistym komunikacie, zdesperowani studenci rzucili się do okien, które także były zablokowane.
Zaczęła się akcja wywarzania drzwi i okien, która nie mogła się powieść. Emily wie co robić... Jesteśmy zamknięci jak w klatce.
- Nie panikuj, uspokój się, nie idź za tłumem. - Justin powtarzał w kółko, gdy byliśmy osaczeni przez wielu ludzi.
- Gdzie ta nasza pieprzona ochrona?! - wydarł się ktoś z pomiędzy płaczu, krzyków, rozmów i oczywiście podejrzanych odgłosów, które nagle ucichły.
Wszyscy się wyciszyli, jedyne co słyszeliśmy to pojedyncze spazmy i ciężkie oddechy.
- Justin... - przysunęłam się jeszcze bliżej blondyna.
Każdy znieruchomiał, czekaliśmy na jakiś znak, co robić dalej. Nagle pojawiły się odgłosy rzniętego metalu. Niepewnie podnieśliśmy głowy do bardzo wysokiego sufitu. Nic nie widzieliśmy. Oprócz... oprócz mocno rozbujanych, ciężkich żyrandoli.

Wrzaski.

Wszyscy uciekają.

Obraz z typowego horroru.

Bieg po życie.

Każdy myśli tylko o sobie.

Obawa przed śmiercią.

Tam się ktoś potknął, tam kogoś popchnięto. Ranni byli zanim ciężkie przedmioty spadły z hukiem za podłogę. Justin nadal nie pozwalał nam uciekać. Skuliliśmy się, aby nikt nie zrobił nam większej, bądź mniejszej krzywdy. Nagle gwizd i przeraźliwy dźwięk łamanych kości. Tuż przed nami spadł jeden z żyrandoli.
- NIE PATRZ, PODNIEŚ SIĘ POWOLI! - chłopak ostrzegł mnie za późno.
Spojrzałam na zmiażdżonych ludzi pod ogromnym przedmiotem. Krew lała się wszędzie, czułam ją nawet na swoich ubraniach. Musiała się tam znaleźć w momencie, gdy rozsadziło czyjeś ciało pod ciężarem.
- Idź, spokojnie, spokojnie. - z czoła chłopaka lał się pot.
Tulił mnie do siebie i prowadził przez prawie pusty już korytarz. Moje białe skarpetki nasączyły się ciemną krwią. Nie miałam czasu żeby założyć buty, to nie było ważne.
Szukaliśmy kryjówki, ale wszystko zostało już pozajmowane. Wszystko, oprócz toalet.

~~~

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBWhere stories live. Discover now