Twenty Four.

395 36 12
                                    

Obudziłam się... Tak, obudziłam się. Popatrzyłam na zegar ścienny, wiszący nad tablicą, chociaż ciągle przed oczami miałam zamglony obraz.

05:00

Delikatne promienie słoneczne wypełniły salę. Przetarłam oczy, ziewając dyskretnie. Usiadłam i rozejrzałam się po pustej, cichej przestrzeni.

I co teraz?

Mam tak po prostu wyjść?

Mam wezwać pomoc?

Tylko po co? Teraz już za późno na jakąkolwiek pomoc. Liczyłam, że nie przeżyję tej nocy. Że nie będę musiała tłumaczyć głupiej policji, tego, co się tutaj działo. Oni nie zrozumieją. Oni nie rozumieją nawet tego, co mówi do nich świadek morderstwa. Jeśli powiem im, że to demon, zaśmieją się pod nosem i wyślą mnie do psychiatryka. Ja nie jestem chora psychicznie... Przeżyłam spotkanie z upiorem.

"Zabiła całą uczelnię. Była moją przyjaciółką w świecie żywych i postanowiła mnie oszczędzić, dlatego tu jestem." - wyobraziłam sobie przyszłe przesłuchanie.

Ciężko mi w to uwierzyć, że akurat mnie postanowiła zostawić żywą. Zaraz pewnie wyskoczy zza rogu z tym swoim pistolecikiem i strzeli mi w tył głowy. Nie chciałam się już przed nią ukrywać. Postanowiłam wyjść. Podniosłam się z podłogi i podeszłam do okien. Po ulicach jeździły już pojedyncze samochody. Zapowiadał się bardzo ładny, ciepły dzień. Chwyciłam za klamkę, która bez żadnego problemu się poruszyła.

Emily odblokowała okna?

Poczułam w końcu świeże powietrze, a do moich uszu wpadł świergot ptaków. Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym odkręciłam się w stronę drzwi. Od razu spoważniałam. Westchnęłam ciężko, idąc w ich stronę. Gdy otworzyły się, od razu uderzył we mnie widok pojedynczych ciał. Leżały w różnych, dziwnych pozycjach na wąskim korytarzu. Niektóre miały ciągle otwarte oczy... Przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam w stronę wyjścia z uczelni bardzo spokojnym krokiem. Przede mną była długa droga, płynąca krwią, która w ciągu dnia wyglądała o wiele gorzej niż nocą. Dopiero teraz można było dostrzec, jak brutalnie potraktowała nas wszystkich Emily. Starałam się nie patrzeć pod nogi, żeby uniknąć okropnego widoku, ale wystarczyło, że patrzyłam przed siebie, a wszystko miałam w zasięgu wzroku. Czasem niechcący stawałam na czyjąś dłoń, bądź potykałam się o czyjąś nogę. Za każdym razem, gdy to się działo, w moich oczach stawało coraz więcej łez.
- Hailey. - usłyszałam męski głos za swoimi plecami.
Nie odkręciłam się, zaczęłam płakać.
- Hailey, to ja. - szepnął, zbliżając się do mnie. - Marcus.
- Przyszedłeś powiedzieć mi, że zaraz Emily mnie zabije? - pociągnęłam nosem, udając, że nie czuję żadnego bólu.
- Nie. Przyszedłem oznajmić, że już wszystko się skończyło. Emily skończyła swoją zemstę. Słyszysz? Już nigdy nie wróci. - dotknął mojego ramienia.
Odkręciłam się powoli i popatrzyłam w pełne współczucia, oczy ducha.
- Zostałam tu sama, prawda? Nie mam co szukać żywej osoby? - spuściłam wzrok i otarłam policzki dłońmi.
Nie odpowiedział. Wyglądało na to, że po prostu nie chciał mnie uświadamiać w smutnej prawdzie. Przytulił mnie. Pierwszy raz od kilku godzin poczułam ulgę i ciepło, rozlewające się po moim całym ciele.
- Zrobiłem to dla ciebie. W podziękowaniu za naszą wcześniejszą rozmowę. - uniósł mój podbródek, w trakcie uścisku, abym spojrzała ponownie w jego ciemne oczy. - Nie pozwoliłem jej cię skrzywdzić.
- Nie mogłeś ocalić więcej osób?! - wyrwałam się z jego objęć i podeszłam do okna, żeby pokazać mową ciała, że nie mam już ochoty na rozmowę z nim.
- Mnie też już więcej nie zobaczysz. - zignorował moje pytanie. - Spełniłem swoją misję. Miałem uratować czyjeś życie. Dziękuję, bo to dzięki tobie przestanę w końcu błądzić po ziemi.
- Nie ma za co. - burknęłam, a duch zniknął.
Popatrzyłam na miejsce, gdzie przed chwilą stał i ponownie zrobiło mi się strasznie źle. Znowu jestem sama. Już nawet nie mogłam rozmawiać z duchami, bo one też mnie opuściły.
- Jesteś w końcu "wolna". - szydziłam sama z siebie.
Popatrzyłam na swoje ubranie, które nie pachniało przyjemnie, ani pięknie nie wyglądało. Ruszyłam pod szkolne prysznice. Weszłam do kabiny, puściłam wodę i w ubraniu zaczęłam szorować dłońmi skórę. Starałam się zmyć z siebie okropne pamiątki po wczorajszej nocy, ale nie było to łatwe zadanie. Całą skórę miałam już czerwoną i obolałą o zdrapywania paznokciami zaschniętej krwi.

Niespodziewanie drzwi za mną się uchyliły, a ja poczułam na swoim karku czyjś oddech. Byłam pewna, że nikogo żywego już tu nie ma.

Czyżby Marcus mnie okłamał?

Właściwie, to nie mógł mnie okłamać, bo nawet nie odpowiedział na pytanie, które mu zadałam... Zakręciłam wodę i ostrożnie odkręciłam się o 180 stopni. Przede mną stał Justin. Cały i zdrowy Justin! Nic nie mówił, patrzył na mnie, jakby pierwszy raz w życiu mnie zobaczył. Ja też nic nie mówiłam, bo nie mogłam nic powiedzieć. Zamurowało mnie. Wymienialiśmy się tylko spojrzeniami, dopóki nasze oczy nie wypełniły się słonymi łzami. Kiedy to się stało, natychmiast wpadliśmy w swoje ramiona. Nie miałam zamiaru powstrzymywać się od płaczu. On też nie uspokajał mnie na siłę. Pozwolił mi w końcu pozbyć się wszystkich negatywnych emocji, które trzymałam w sobie tak cholernie długo. Głaskał mnie po głowie i dotykał moje ciało z taką czułością, jakiej mi brakowało. Nie mogliśmy uwierzyć, że jesteśmy tu razem. Justin miał rację, mówiąc, że Emily nas nie skrzywdzi. Byliśmy dla niej zbyt ważni. Kochała nas cały czas. Gdy w końcu odsunęliśmy się od siebie, zauważyłam, że nie tylko ja nie mogłam pozbyć się cudzej krwi z ciała.
- Znalazłem swoje rzeczy. - wychrypiał. - Powinniśmy się umyć i jak najszybciej stąd zawijać.
Pokiwałam szybko głową przyznając chłopakowi rację. Justin wręczył mi kosmetyki do higieny i sam chciał odejść do kabiny obok, żebym nie czuła się skrępowana.
- Nie. - złapałam go za rękę. - Zostań ze mną.
- Jesteś pewna? - dopytał.
- Jestem. - wyszeptałam, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. - Chcę być blisko ciebie.
Blondyn nie starał się uciekać. Widziałam, że pociągała go moja spontaniczna decyzja.

Rozebraliśmy się, kontrolując dyskretnie nawzajem swoje ruchy. Zajęliśmy się swoją higieną, chociaż dobrze wiedziałam, że na tym się nie skończy.
Justin przytulił mnie od tyłu. Mogłabym powiedzieć, że niespodziewanie, ale wiedziałam, że w pewnym momencie to zrobi. Muskał ustami moją szyję, co sprawiło, że na mojej skórze wyskoczyła "gęsia skórka". Jego dłonie przez chwilę znalazły sobie miejsce na moim brzuchu, ale pokierowałam je na moje piersi. Odkręciłam wodę, która z początku była lodowata, ale szybko ustawiłam ją tak, by była idealnie ciepła. Skierowałam się przodem do blondyna i uśmiechnęłam się niepewnie. Spokojnie musnęłam jego ciepłe usta, a on pogłębił pocałunek podnosząc mnie za uda. Przyparł mnie do chłodnej ściany. Zamknęłam oczy i...


[UN]FRIENDLY GAME  II  JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz