A co tak naprawdę stało się z Justinem i Hailey?

571 42 7
                                    

Zapakowaliśmy pospiesznie trochę naszych rzeczy w plecak Justina i moją torebkę. Pomimo, że odnaleźliśmy każdy najmniejszy przedmiot, który był naszą własnością, zostawiliśmy wszystko tak, żeby nikt nie zauważył, że coś stąd zabraliśmy. Nie wzięliśmy nawet swoich telefonów. Wyszliśmy przez tylne drzwi uczelni, prowadzące na boisko i przebiegliśmy przez nie w stronę płotu, który sprawnie przeskoczyliśmy. Uciekaliśmy, więc nie mieliśmy czasu na romantyczne spacery. Biegłam trochę wolniej niż blondyn, dlatego też on szybciej znalazł się na przystanku autobusowym i beze mnie zaczął szukać najbliższego połączenia. Gdy dotarłam zdyszana na miejsce, podjechał autobus, do którego weszliśmy już jak cywilizowani ludzie. Staraliśmy nie zwracać na siebie uwagi pojedynczych pasażerów. Było jeszcze bardzo wcześnie, dlatego nie spotkaliśmy się z ogromnym tłumem. Zajęliśmy swoje miejsca i w ciszy dojechaliśmy do celu, którym było centrum miasta. Pomimo poranka, tutaj już było bardzo gwarno. Wtopiliśmy się w tłum. Justin splótł nasze dłonie i zachowywaliśmy się jak normalna para.
- Gdzie pojedziemy? - zapytałam trochę wystraszona spontaniczną decyzją.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Na pewno nie zamierzam zostać chociażby w pobliżu tego miasta.
- Będą nas szukać... - szepnęłam, bojąc się jego odpowiedzi.
- Niech szukają. Nikt nie powiedział, że nas znajdą.
Poszliśmy na stację metra, dzięki któremu dostaliśmy się na dworzec. Szukaliśmy jakiegoś pociągu, który jechał dość daleko. Znaleźliśmy, ale do jego odjazdu mieliśmy jeszcze ponad godzinę, więc na spokojnie kupiliśmy bilety i zjedliśmy jakieś skromne śniadanie. Siedzieliśmy na ławkach rozmieszczonych przed dużym budynkiem dworca. Justin obejmował mnie ręką, a ja delikatnie przytulałam się do niego. Byłam wykończona, więc pozwoliłam sobie zamknąć oczy i przysnąć na kilka minut. Obudziło mnie jednak głośne wycie syren policyjnych i pogotowia ratunkowego. Popatrzyłam na blondyna, który nic nie odpowiedział, tylko ucałował moje czoło.
- Myślisz, że to... - przerwał mi.
- Nie przejmuj się niczym, chodź. - podnieśliśmy się i ruszyliśmy podziemnymi przejściami na odpowiedni peron, z którego za kilkanaście minut miał odjechać pociąg.

Podczas długiej podróży mało rozmawialiśmy. Chcieliśmy odpocząć. Jedyne o czym marzyliśmy to spokój, który w końcu dostaliśmy.

Obudziłam się po dwóch godzinach snu. Nogi miałam wyciągnięte na nogach Justina. Otworzyłam niechętnie oczy i przyglądałam się śpiącemu chłopakowi. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy tylko odkręcił się w moją stronę. Ułożył swoje dłonie na moich łydkach w trakcie snu. Przybliżyłam się do niego i krótko musnęłam jego pełne usta. Pozwoliłam mu oprzeć głowę o moje ramię...

Wyszliśmy wypoczęci z pociągu. Przywitała nas duża ulewa. Justin okrył mnie swoją dżinsową kurtką, abym nie zmokła zanim dobiegniemy do podziemi. Dojechaliśmy do jakiejś średniej wielkości miejscowości, 5 godzin drogi od Los Angeles. Cały czas bałam się naszej ucieczki. Nigdy tak spontanicznie nie wyjechałam z miasta bez poinformowania nikogo, a tym bardziej po takich wydarzeniach, które mieliśmy za sobą. Przeczekaliśmy deszcz.
- Znasz to miejsce? - spytałam chłopaka, który pewny siebie przemierzał ulice, zaraz po naszym wyjściu z dworca.
- Byłem tu kiedyś.
- Naprawdę?
Skinął głową. Zaufałam mu i posłusznie szłam przy jego boku. Kiedy po długiej, pieszej podróży, Justin skręcił do bramki jakiegoś jednorodzinnego domu, przestraszyłam się.
- Co ty robisz? - zatrzymałam się gwałtownie, zanim on wszedł na posesję.
- Chodź, nie bój się. - zaśmiał się, widząc, że nie wiem co mam ze sobą zrobić.
- Gdzie my jesteśmy? Kto tu mieszka? - pytałam.
- Zobaczysz. Chodź. - blondyn wyciągnął w moją stronę rękę, za którą go spokojnie chwyciłam.
Szliśmy w stronę frontowych drzwi. Po zadzwonieniu do nich, otworzył nam wysoki mężczyzna.
- Justin? - zachowywał się, jakby nie dowierzał własnym oczom. - Jakim cudem się tu znalazłeś?
- To nieważne. - odbiegł od tematu. - Poznaj moją dziewczynę, Hailey.
- Cześć. - brunet podał mi dłoń, którą uścisnęłam. - George.
- Hej. - zawstydziłam się, gdy zobaczyłam, że zza jego pleców wychodzi jego żona z dzieckiem na rękach.
Ona też była zaskoczona wizytą Justina. Zaprosili nas ciepło do siebie. Usiedliśmy w salonie na kanapie, gdzie zostaliśmy poczęstowani herbatą i ciastem.
- Co cię do nas sprowadza, bracie? - a więc Jay, jest bratem George'a?
- Chciałbym cię prosić o pomoc. Pamiętasz, jak kilka lat temu uratowałem Lily z pożaru? Powiedziałeś wtedy, że jesteś mi winny przysługę.
- Pamiętam bardzo dobrze.
- Chciałbym poprosić cię, abyś wynajął nam na jakiś czas swoje mieszkanie w centrum. Mówiłeś, że ciągle stoi puste...
- Nie ma sprawy, zostańcie tam ile chcecie! - przysłuchiwałam się tylko tej rozmowie, bo nie do końca wiedziałam o co chodzi.
Nie rozumiałam relacji Justina i Georga, nie miałam pojęcia kim jest Lily i czemu mój chłopak ratował ją z pożaru... Nie odzywałam się, bo nie chciałam się kompromitować.
- Racze nie na długo, na tydzień... może na dwa. Obawiam się, że nie starczy nam na więcej pieniędzy.
- Przestań! Nie wymagam od was płacenia czynszu! Będziecie musieli tylko w swoim zakresie kupować jedzenie i wszystkie rzeczy jakie są wam potrzebne. Macie jakieś kłopoty?
- Nie. - zaprotestował blondyn. - Po prostu, musimy na trochę się oderwać od życia w Los Angeles, rozumiesz... Ale jeśli dostaniesz jakąś informację o nas, proszę, nie mów nikomu, gdzie jesteśmy.
Justin złapał mnie delikatnie za rękę, przez co ponownie na moje policzki wkradł się rumieniec.
- Ah, rozumiem. - zaśmiał się miło George. - Tylko się z niczym nie spieszcie. - puścił zabawnie oczko.
Posiedzieliśmy chwilę razem. Później dostaliśmy klucze do mieszkania, do którego skierowaliśmy się już sami.
- Wytłumaczysz mi teraz wszystko? Kim jest dla ciebie George, kim jest Lily? - gdy tylko opuściliśmy dom bruneta, zaczęłam być okropnie ciekawska.
- Opowiem ci wieczorem, okej? - w odpowiedzi dostałam pocałunek w policzek.
Po dotarciu na miejsce, zdziwiłam się, bo spodziewałam się raczej skromnej kamieniczki, a właśnie znajdowaliśmy się pod szklanym wieżowcem! Wjechaliśmy na najwyższe piętro windą i skierowaliśmy się do drzwi na końcu korytarza. Chłopak wpuścił mnie przodem do dużego apartamentu. Pierwsze, co przykuło mój wzrok, to oszklona cała ściana, przez którą było widać idealnie panoramę miasta. Nie pomyślałabym, że znajdziemy się w takim miejscu. Myślałam, że będziemy chować się w tanich hostelach lub spać w namiotach...

Nie mogłam doczekać się wieczora. Kiedy położyliśmy się do ogromnego łóżka w sypialni, czekałam tylko, aż Justin zacznie tłumaczyć mi wszystko z dokładnością do najmniejszego szczególiku. Przyglądałam się chłopakowi, który nie wiedział za bardzo od czego ma zacząć.
- Więc... George to syn mojego ojca z poprzedniego małżeństwa. Ma 31 lat. Nie lubiliśmy się z początku, ale kiedyś jego narzeczona Lily, z którą teraz ma synka, miała porachunki z jakimś gangiem i podpalili ich dom. Gdyby tata nie wysłał mnie do jego domu po jakieś dokumenty, spłonęłaby tam. Zadzwoniłem po straż, ale zanim oni przyjechali, sam wyciągnąłem ją z tego ognia...
- Naprawdę tak zrobiłeś? - patrzyłam na chłopaka pełna podziwu.
- Tak. - uśmiechnął się dumnie. - Hailey. - chwycił moją dłoń. - Chciałbym cię przeprosić za tę naszą kłótnię zeszłej nocy. Kompletnie mi odbiło.
- Nie, słuchaj, nie wracajmy już do tamtej nocy. Zamknijmy ten rozdział za sobą. Nie chcę przepłakiwać połowy mojego życia przez to co zrobiła Emily. Chcę zapomnieć. - westchnęłam, czując, jak moje oczy wypełniają się łzami.
- Masz rację. - szepnął. - Lepiej pójdźmy już spać.

W środku nocy, poczułam jak Justin wyswobadza się z mojego uścisku i wstaje z łóżka. Ustał przed wyjściem na taras, przyglądając się rozświetlonym ulicom miasta. Również się podniosłam. Podeszłam do chłopaka i popatrzyłam na jego smutny wyraz twarzy. Jay objął mnie w pasie ręką i czule pocałował w czubek głowy:
- Tak cholernie się cieszę, że jesteś przy mnie...

~~~

Kurcze, kochani... Nie wiem od czego mam zacząć. Chciałabym wam z całego serca podziękować za to, że dotrwaliście ze mną do końca tej historii. Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia, głosy i cenne opinie, którymi motywowaliście mnie do dalszego pisania. Jest mi okropnie smutno, że przygoda z [UN]FRIENDLY GAME dobiegła końca. Chciałabym pociągnąć to wszystko dalej, ale nic ciekawego już nie mogę wymyślić. Nie chcę też siedzieć do końca mojej "kariery" na wattpadzie nad jedną historią. Chcę spróbować "wszystkiego po trochu", mam nadzieję, że mnie rozumiecie😊 Niebawem wrócę z nowym fanfiction, nad którym już pracuję w głowie, bo bez pisania raczej długo nie przetrwam😂 Nie spodziewałam się, że stanie to się moją wielką pasją, ale to wszystko dzięki wam. Jeszcze raz dziękuję wam za wszystko!

A teraz pora wcisnąć przycisk "Completed"...

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBWhere stories live. Discover now