EPILOG.

438 32 13
                                    

*oczami prokuratora*

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Kolejną noc z rzędu nie mogłem spać. Siedziałem na łóżku i patrzyłem na swoją żonę, która spała obok. Zabraniała mi się przepracowywać, ale nie potrafiłem przestać myśleć o swojej pracy, gdy dostałem taką ważną sprawę do przeprowadzenia. Nie spodziewałem się, że będzie ona aż tak ciężka... Nie mogłem uwierzyć, że jakikolwiek zabójca, który dokona takiego zniszczenia w ciągu kilku godzin, nie zostawi po sobie żadnego śladu i zrobi to kompletnie niezauważalnie. Kryła się w tym jakaś głęboka tajemnica, którą musiałem jak najszybciej rozszyfrować. Obawiałem się o swoją posadę. Śledztwo trwało już długo i nadal nie miałem w myślach nawet zarysu działań przestępcy, co dopiero mówić o ciężkiej drodze do odnalezienia go. Wszyscy domagali się nowych informacji. Media, rodziny ofiar, a ja musiałem zgrywać poważnego człowieka, chociaż w głębi serca chciałem wykrzyczeć ludziom w twarz, że nic nie mamy! NIC! Nie mogę rozsiewać plotek, które i tak już krążyły po wszystkich portalach informacyjnych na całym świecie. Musiałem czekać, aż wpadniemy na jakiś trop. Uczelnia została zamknięta, a nauczyciele zostali wysłani na płatne urlopy, żebyśmy mogli spokojnie pracować. Ilość ludzi zaangażowana do pracy przy tej sprawie była rekordowo duża. Musieliśmy rozdzielić zadania pomiędzy różne jednostki, aby jak najszybciej przeprowadzić sekcje zwłok i wydać ciała rodzinom.

Wstałem z łóżka jak najciszej potrafiłem, wyjąłem laptopa z torby i zszedłem po schodach do salonu. Zapaliłem lampkę stojącą przy dużej, narożnej kanapie i włączyłem mój sprzęt. Włożyłem do niego pendrive, w którym znajdowały się wszystkie dotychczasowe poszlaki, takie jak zdjęcia z miejsca zbrodni... i to właściwie tylko tyle, bo tylko tyle mieliśmy. Przeglądałem je już po raz setny, znałem każdy szczegół na pamięć, ale łudziłem się, że może coś przeoczyłem.
Z niecierpliwością odliczałem godziny do rozpoczęcia pracy. Wyjątkowo wcześnie pojawiłem się dzisiaj na miejscu, co zadziwiło moich kolegów, którzy zaobserwowali, że zawsze się spóźniałem kilka minut. Usiadłem do mojego komputera, otworzyłem plik, w którym znajdował się raport opisany przez lekarza sądowego, który pracował nad badaniem zwłok. Szukałem czegoś, co mogłoby chociaż dać mi nadzieję, że sprawa się wyjaśni. Pukanie do mojego gabinetu nie przerwało mojego skupienia.
- Wejść. - burknąłem, nie odwracając wzroku w stronę drzwi, które gwałtownie się otworzyły.
- Kendrick, musisz to przeczytać! - kolega rzucił mi na biurko jakieś papiery.
- Później, okej? Jestem zajęty. - zbywałem go.
Nawet nie spojrzałem na jego twarz, która była zalana potem. On cały zachowywał się dziwnie, był strasznie nadpobudliwy i podekscytowany.
- Nie później, tylko teraz! - Simon już prawie krzyczał.
- Mhm... - mruknąłem obojętnie.
- Cholera jasna! Co takiego ważnego teraz robisz, że nie możesz poświęcić czasu na dowody, które znaleźliśmy!
W moich oczach pojawił się błysk, a na usta wkradł się podejrzliwy uśmiech. Wziąłem do rąk akta, które dostałem.
- Co to jest? - zapytałem zdziwiony, przerzucając kartki z danymi jakichś dzieciaków.
- Ci dwoje... - nadal był strasznie zdyszany, musiał bardzo szybko tu biec. - Oni byli wtedy w tej szkole.
Denerwowałem się, gdy ten rozbił długie przerwy na oddech.
- Nic nowego! - warknąłem. - Zabierasz mój cenny czas!
- Nie! - zaprotestował, gdy podniosłem się z obrotowego krzesła, by odprowadzić go do drzwi.
Uniosłem jedną brew i wróciłem na swoje miejsce.
- Nie ma ich ciał! - wdusił w końcu.
- Ktoś je zabrał? - zacząłem rozmyślać.
- Albo... - Simon i ja spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. - Albo to oni za tym wszystkim stoją.
Ucieszyłem się, że w końcu coś zaczyna się wyjaśniać. Zleciłem kumplowi sprawdzenie w bazie takich osób jak Hailey Baldwin i Justin Bieber, a sam zdobyłem numery do ich rodziców.
- Witam, moje nazwisko Kendrick Blue, dzwonię do państwa, ponieważ mam ważną informację. - mówiłem. - Nie, to nie jest rozmowa na telefon, proszę o szybkie stawienie się w moim gabinecie. Dziękuję, do zobaczenia.
Po kilku godzinach rodzice dziewczyny i chłopaka, byli już na miejscu. Gdy zobaczyłem ich przygnębione wyrazy twarzy i ciemne ubrania, moja radość, że w końcu jesteśmy na drodze do wyjaśnienia sprawy, uspokoiła się. Spoważniałem. Poprosiłem moją sekretarkę o wodę dla moich gości, których pokierowałem w stronę rogu pomieszczenia, gdzie stał szklany stolik i ciemna kanapa. Usiedliśmy.
- Proszę. - wysoka kobieta ubrana elegancko przyniosła szklanki z wodą i wyszła, zostawiając nas samych.
- Co z naszymi dziećmi? - zapytała jedna z kobiet.
- Właśnie. - dodał mąż drugiej. - Kiedy będziemy mogli ich w końcu pochować?
- Chciałbym zacząć od pewnego pytania. Czy państwa dzieci sprawiały ostatnio jakieś problemy?
Wyśmiali mnie, oczywiście dyskretnie, mówiąc, że to pytanie nie na miejscu. Czego mogłem się spodziewać? Bronią swoich pociech, ponieważ wiedzieli, że sprawa robi się podejrzana i wszystko zostaje zrzucane na nich.
- Justin i Hailey... - spojrzałem na kartki z ich danymi,które dostałem od Simona. - ... byli parą?
Odpowiedzieli, że nic im na ten temat nie wiadomo.

Czyli się ze sobą dawno nie kontaktowali...

Dopytałem o ich wrogów ze szkoły i ostatnie ciężkie wydarzenia, które mogłyby zmotywować ich do posunięcia się w zbrodni.
Nic. Nic nie wiedzieli. Według rodziców ich dzieci były idealne, to samo mówiła o nich policyjna baza danych, która była czysta.
- Po co to przesłuchanie?
- Otóż... - westchnąłem. - Na terenie kampusu nie znaleziono ciał Justina i Hailey. Podejrzewamy, iż ktoś mógł je stamtąd zabrać, albo...
- Albo? - poprosili o dokończenie.
- Oni nadal żyją i wiedzą na temat brutalnych morderstw o wiele więcej niż możemy się spodziewać...

~~~

Pomimo, że to epilog, mam w zanadrzu jeszcze jedną część tej historii:)

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz