Twelve.

480 37 3
                                    

Wchodząc do mojego pokoju w akademiku, zawiało pustką i samotnością. Postawiłam torbę podróżną w kącie pokoju i usiadłam na łóżku Tiffany. Wzięłam z jej szafki wspólne zdjęcie - ja, ona i Sam. Szeroko uśmiechnięte dziewczyny siedzące na przerwie między zajęciami. Właśnie... jutro szkoła. Nie wyobrażam sobie wejść do tego budynku i zachowywać się tak jakby nic się nie stało. Im bliżej było nocy, tym więcej osób przybywało z wyjazdów i tym głośniej robiło się w całym otoczeniu. Niektórzy dopiero teraz dowiadywali się o wszystkim co działo się w ostatnim czasie, gdy oni bawili się na przerwie wiosennej. Masowo zaczęli do mojego pustego kącika napływać ludzie z drobnymi upominkami, które miałyby mnie jakoś pocieszyć. Robiłam się coraz bardziej zmęczona opowiadaniem tej ciężkiej dla mnie historii, ale ludzie tego nie rozumieli, a ja nie potrafiłam powiedzieć im, żeby dali mi spokój.
- Hej, wydaje mi się, że wystarczy już tego wywiadu! - do pokoju wszedł zdenerwowany Justin, widząc jak siedzę skulona na łóżku zalana łzami.
- Porozmawiamy jutro, trzymaj się Hailey.
- Nie, nie będziecie już o tym rozmawiać. Może trochę empatii! - blondyn wygonił młodsze koleżanki, a sam został siadając obok mnie. - Chcesz jakiejś herbaty, coś do jedzenia? Źle wyglądasz... - westchnął gładząc ręką mój posiniaczony policzek.
- Nie, nie mam ochoty. - szepnęłam łamiącym się głosem.
- Nie płacz już, to nic nie da. - dostałam do ręki chusteczkę higieniczną, w którą mogłam wysmarkać nos .
- Mogę zostać na trochę sama? - zapytałam niepewnie, nie chcąc zranić uczuć mojego towarzysza.
- Pewnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować, wiesz gdzie mnie szukać. - dostałam ciepły pocałunek w czoło, na "do widzenia", po którym poszłam wziąć szybki prysznic.
Bardzo szybki, ponieważ okropnie bałam się powtórki dramatycznych wydarzeń. Później położyłam się do łóżka przy włączonej lampce, ponieważ czułam tutaj jeszcze czyjąś obecność, która wzbudzała we mnie ogromny niepokój. Nie musiałam długo czekać, żeby nieproszony gość się ujawnił. Nie była to jednak Emily, a jakiś wysoki chłopak... albo bliżej  - jego duch. Z wyglądu był bardzo podobny do ducha mojej przyjaciółki, jednak on milczał. Przerażał mnie, ponieważ do Emmy zdążyłam się już przyzwyczaić, a ona najwyraźniej nie działa samotnie.
- Czego chcesz? - zapytałam zakrywając się po oczy kołdrą.
Wzruszył ramionami, robiąc kilka kroków w moją stronę.
- Zostaw mnie! - rozkazałam, co zignorował i stanął twarzą twarz ze mną.
- Też kochałem kogoś, kogo kochał mój przyjaciel... - powiedział, po czym wyparował, jakby mgiełka. Podniosłam się prędko z łóżka, włączyłam światło, które rozświetliło całe pomieszczenie i drżącymi dłońmi wybrałam numer telefonu Justina.
- Słucham. - mruknął zaspanym głosem.
- Boję się, nie chcę być tu sama. - szepnęłam, starając się z całych sił zatrzymać panikę w sobie.
Nie minęła minuta, ba, pół minuty, chłopak był już przy mnie. Wszedł do środka jak do siebie, jednak nie miałam z tym problemu. Mocno mnie do siebie przytulił dając mi poczucie bezpieczeństwa, którego już od dawna nie posiadałam.
- Zostanę z tobą na noc, jeśli chcesz. - zaproponował.
Pokiwałam energicznie głową, po czym wyłączyłam światło w całym pokoju. Jak najciszej się dało, złączyliśmy moje łóżko, z samotnie stojącym łóżkiem dla trzeciego lokatora, którego nie mieliśmy i położyliśmy się spać. Zanim jednak zasnęliśmy, chłopak otulił mnie swoimi silnymi rękami, masując opuszkami palców moje plecy. Czułam jego ciepły oddech obijający się o moje czoło, na którym składał malutkie pocałunki.
Powoli odpływałam w krainę snów, jednak coś musiało się wydarzyć, a mianowicie głośne uderzenie o podłogę spadającej ramki ze zdjęciem. Obydwoje gwałtownie podnieśliśmy się na łóżku i popatrzyliśmy w stronę potłuczonego szkła.
- Posprzątam to, śpij. - szepnął Justin, posyłając mi niepewny uśmiech.
Ułożyłam spokojnie głowę na poduszce i przyglądałam się temu co robi blondyn. Zauważyłam, że skupił się dłużej na fotografii.
- Coś się stało? - zapytałam cicho.
Nie odpowiedział, wyrzucił ramkę wraz ze zdjęciem i wrócił trochę skołowany. Nie odzywałam się już, ale cały czas patrzyłam na niego zmartwionym wzrokiem.
- Cholera! - syknął, po chwili leżenia w ciszy.
- Co? - usiadłam, aby zasygnalizować moje zdziwienie.
- Kurwa, chyba masz rację co do Emily. - parsknął śmiechem, jakby nadal nie wierzył w swoje słowa.
- Co było na tym zdjęciu? - wyraźnie i spokojnie wypowiedziałam każde słowo.
- Ty, a raczej brak ciebie, ponieważ w miejscu twojej osoby była wypalona dziura!
- Wypalona?!
- Czuję, że obydwoje nie będziemy już spać spokojnie... - Justin wyciągnął w moją stronę ręce, abym mogła się w nich położyć.
Cały czas na mojej twarzy widniał strach i zmieszanie. Objęłam ręką talię chłopaka i mimo faktu, że robiło mi się strasznie gorąco, nie chciałam nawet na chwilę zmniejszyć uścisku. Bałam się, a bardziej bałam się chyba tego, że osoba, w której miałam cały czas podporę - też się boi.

Następnego ranka obudziłam się w łóżku sama. Przeciągnęłam się i niepewnie zmierzyłam wzrokiem cały pokój. Wolnymi ruchami wyciągnęłam nogi poza materac, aby stanąć na zimną podłogę. Widząc późną godzinę zaczęłam pędem zbierać się na uczelnię. Gdy wybiegłam z pokoju jedząc po drodze jakiś suchy wafel ryżowy wpadłam na Thomasa, który na mój widok uśmiechnął się szeroko.
- Widzę, że nie tylko ja nie mogę się wyrobić na zajęcia. - zaśmiał się, obejmując ręką moje ramiona.
- Wydaje mi się, że powinniśmy się pospieszyć. - przyspieszyłam kroku i zapchałam sobie usta jedzeniem.
- Jasne, ale poczekaj na mnie! - krzyknął, gdy zbiegałam po schodach do wyjścia z akademika. - Hailey!
Zaczekałam na chłopaka przy drzwiach. Wtedy zaczął głupi temat:
- Co robiłaś z Justinem całą noc?
Nie patrzyłam w stronę przyjaciela, miałam teraz w głowie tylko to, aby znaleźć się w szkole i wtopić się w tłum.
- Spaliśmy, a co mielibyśmy robić? - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- No nie wiem, to trochę dziwne, że kumple śpią ze sobą...
- O co ci chodzi?! - zatrzymałam się gwałtownie.
- O nic, ja... - Tom zawahał się.
- To nie interesuj się, co robię z Justinem, kiedy was nie ma. - burknęłam pod nosem i zaczęłam biec w stronę wejścia na uczelnię.
Od razu zostałam pokierowana na salę gimnastyczną, gdzie dyrektorka czekała aż wszyscy zamilkną, by mogła zacząć przemówienie. Stanęłam z tyłu sali podpierając się o zimną ścianę.
- Fajne miejsce, aby zrobić zamieszanie. - usłyszałam za sobą złowieszczy śmiech Emily.
- Zamknij się. - warknęłam, co zwróciło uwagę wszystkich osób będących w moim otoczeniu.
Zarumieniłam się, bo dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że oni nie słyszeli głosu mojej przyjaciółki. Zaczęłam udawać, że nie słyszę jej idiotycznych docinek i planów popełniania kolejnych zbrodni, chociaż nie ukrywam... zadawały silny cios w moje serce.
- Hails? - pierwszą osobą, która zareagowała na moje łzy w oczach był Chester, który natychmiast mnie przytulił. - Powinnaś gdzieś usiąść.
- Nie, wolę tutaj postać. - wymusiłam uśmiech ocierając łzy, które niekontrolowanie popłynęły po moich policzkach.
- Proszę o ciszę! - rozbrzmiał w głośnikach głos dyrektorki uczelni.
Po raz kolejny podparłam się o ścianę, a Chucky stanął zaraz obok mnie.
- Jest nam strasznie przykro, że po raz kolejny w obrębie naszej szkoły zginęła uczennica. Przekazujemy kondolencje rodzinie i jej najbliższym przyjaciołom, a was, moi drodzy studenci, proszę o szczególną ostrożność. Widzimy, że dzieje się tutaj coś niepokojącego i nie mamy pojęcia jak to zatrzymać. Pilnujcie samych siebie i siebie nawzajem, aby nigdy więcej nie spotykać się tutaj w takich okolicznościach. - przemówienie zakończyliśmy modlitwą, a później wróciliśmy na zajęcia.
- Psst. - podczas lekcji matematyki dostałam liścik od koleżanki siedzącej za mną, a raczej przekazany przez nią.
- Co to? - spytałam szeptem zaciskając w dłoni niewielką karteczkę.
Brunetka kiwnęła głową w stronę Justina, siedzącego po drugiej stronie sali. Wymieniłam z chłopakiem spojrzenia, po czym spokojnie rozwinęłam papierek, na którym napisane było:
- Uciekamy?
Z uśmiechem popatrzyłam na blondyna kiwając twierdząco głową. Gdy zajęcia się skończyły wyszliśmy z uczelni.
- Więc, gdzie idziemy?
- Gdzieś, gdzie odpoczniemy od tej chorej codzienności. - Jay puścił mi oczko. - Wrócimy późno, ale możesz mi zaufać.
Chwyciłam mocno jego dłoń, którą wyciągnął w moją stronę, po czym uśmiechnęliśmy się szeroko i ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie.

~~~

Witam was po długiej nieobecności. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście jeszcze o mnie i o tym fanfiction. Teraz, gdy są wakacje, mogę już na spokojnie posiedzieć na wattpadzie i pisać w miarę regularnie nowe rozdziały. Przepraszam, że musieliście tyle czekać na kontynuację, ale pod koniec roku szkolnego miałam moment, że nie potrafiłam uruchomić mojej wyobraźni, żeby napisać coś ciekawego.

Już niebawem zacznie się dużo więcej dziać, bądźcie czujni:)


[UN]FRIENDLY GAME  II  JBWhere stories live. Discover now