Eighteen.

399 38 8
                                    

Justin zatrzasnął za nami drzwi i oparł się o nie, ciężko dysząc. W tym samym momencie upadłam bezsilna na podłogę i łapczywie chwytałam powietrze do płuc. Po kilku minutach podniosłam się i przetarłam ręką usta. Na dłoniach pozostała krew. Popatrzyłam na siebie w jednym z luster i nie mogłam uwierzyć w to, jak wyglądam. Nie, nie przejął mnie widok spuchniętej, czerwonej twarzy, czy sinego nosa, z którego odkleił się opatrunek. Przeraziła mnie krew... krew na całym moim ciele. Krew osób, z którymi jeszcze nie tak dawno mijałam się na kampusie. Zaparłam się rękami o umywalkę i mocno zamknęłam oczy z nadzieją, że to tylko głupi sen i zaraz się z niego obudzę.
- Hailey, już wszystko okej! - Justin zabarykadował drzwi.
- JUŻ NIC NIE JEST OKEJ! - wydarłam się nie szczędząc głosu.
Zauważyłam, że blondyn się na mnie denerwuje, ale nie widział sensu w kłótni w tym momencie i po prostu odszedł w drugą część pomieszczenia, żeby nie wchodzić mi w drogę. Chodziłam w kółko, starając się zebrać jakoś myśli, gdy nagle dopadła mnie jakaś niszczycielska siła. Blondyn siedział w rogu i przyglądał się temu co robię.
Zaczęło się spokojnie od uderzania pięściami w drzwi od kabin. Później w ściany. Nie musiałam długo czekać, żeby w miejscach zdartej skóry pojawiła się czerwona maź. Nie przejęłam się tym. I tak miałam jej już na sobie pełno... Zsunęłam się bezsilnie po płytkach, skuliłam się i ryczałam jak opętana, ale nie na długo. Ponownie dostałam zastrzyk energii i z krzykiem ruszyłam rozbijać, gołymi pięściami, lustra.
- HAILEY! CHOLERA JASNA! USPOKÓJ SIĘ! - chłopak czuwał nad całą sytuacją i zdążył w odpowiednim momencie mnie uratować przed głupią decyzją. - Uspokój się. - powtórzył znacznie ciszej, przytulając mnie do siebie.
- Ja się tak bardzo boję, Justin! Nie chcę już nikogo więcej stracić! Ja tego nie wytrzymam! - nie chcąc zrobić mu krzywdy, potrząsałam dość mocno jego ramionami.
- Nie bój się, strach nam teraz w niczym nie pomoże. - pocałował mnie w czubek głowy i spokojnie posadził na zimnej posadzce obok siebie.
W tym momencie pokazał mi, jak bardzo mu na mnie zależy. Nie byłam dla niego tylko dziewczyną, byłam przecież jego wieloletnią przyjaciółką. Nie pokazywał strachu, abym czuła się przy nim bezpieczniej. Mimo wszystko widziałam, jak drżą mu ręce, jak łamie mu się głos... Zrozumiałam, że w pewnym sensie daję mu też siłę, żeby walczyć z tymi popieprzonymi przeciwnościami.

Na zewnątrz powoli cichły okropne jęki konających osób, które pomimo odniesionych obrażeń, ciągle żyły. To był najokropniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam. Nie potrafiłam wyobrazić sobie jakie to jest cierpienie, umierać w pełni świadomie tego co cię czeka. Oni już dobrze wiedzieli, że nikt im nie pomoże. Nie mielibyśmy nawet jak...

Leżałam w ramionach chłopaka, który trzymał mnie bezustannie blisko siebie. Uspokajał mnie, delikatnie kołysząc nasze ciała. Nie odzywaliśmy się, nie wydawaliśmy z siebie najcichszych dźwięków. Nasłuchiwaliśmy "jęków śmierci". Niespodziewanie na równe nogi zerwały nas głośne uderzenia w drzwi, które uginały się pod ogromną siłą kogoś z drugiej strony.
- Wejdź do kabiny i ustań na muszli, żeby nikt nie widział, że tu jesteś. - dostałam polecenie, które bez wahania wykonałam.
- Uważaj, proszę. - szepnęłam, zanim blondyn zdążył podejść do wejścia, które było bliskie wyważeniu.
Znowu nastąpiła ta okropna cisza, która budowała w nas coraz większe napięcie. Zaczęłam ze stresu obgryzać paznokcie. Usłyszałam ciche skrzypnięcie. Wstrzymałam oddech. Ktoś płacze. Ktoś prosi o pomoc, o schronienie. Justin wpuścił przybyszów, a ja byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, czy mogę już zacząć oddychać.
- Hailey. - usłyszałam jak znajomy, ciepły głos wypowiada moje imię.
Moje nogi były jak z waty, ale udało mi się wydostać na zewnątrz bez większych kłopotów.
- Nina! - krzyknęłam, widząc dziewczynę, która podpierała się o dwóch jej towarzyszów.
Uśmiechnęła się na mój widok, chociaż ciągle na jej twarzy widniał grymas bólu. Rzuciłam się w jej ramiona, co ponownie zmusiło mnie do płaczu. Była ranna.
- Zostałam tylko ja, rozumiesz to?! - wydusiła, zdartym od krzyku, głosem. - One wszystkie nie żyją!
- Posadźcie ją tam! - wskazałam na czyste miejsce na podłodze.

23:00

- Co ci się stało w nogę? - zdążyłam zadać krótkie pytanie, zanim światła zaczęły wariować.
Nie odpowiedziała, rozglądaliśmy się po sobie. Justin przyłożył palec do ust i pokręcił przecząco głową, starając się nasłuchiwać, czy coś nie dzieje się na korytarzu.
- Co robimy? - zapytał szeptem jeden z dwóch chłopaków, którzy przyprowadzili tutaj Ninę.
- Macie telefony? - wtrącił się Justin, który miał przyłożone ucho do drzwi.
- Tak, ale nie działają połączenia, jesteśmy odcięci! - odpowiedział, machając komórką w dłoni.
- Włączcie latarki!
Blondyn zdjął swoją białą koszulkę i zamoczył ją obficie w wodzie.

Światło zgasło na dobre.

- Shh... - wydałam z siebie cichy dźwięk i przyłożyłam Ninie dłoń do ust, aby nie jęczała z bólu.

Dostałam do rąk prowizoryczny kompres, którym mogłam oczyścić głęboką ranę w łydce dziewczyny. Pierwsze przyłożenie było najgorsze. Po pomieszczeniu rozszedł się głośny dźwięk z ust koleżanki, a ponieważ zauważyłam, że Justin przejął kontrolę nad naszą niewielką grupą, nie miał dla Niny litości i mocno zakrył jej usta ręką. Musiałam go zrozumieć, troszczył się o dobro ogółu. Widziałam, że strasznie cierpi, więc starałam się sprawiać jej jak najmniej bólu. Czułam jak w oczach stoją mi łzy, a przez ciało przechodzą okropne dreszcze. Ukrywałam fakt, że odrzuca mnie dotykanie cudzej krwi. Powinnam się zacząć do tego przyzwyczajać.

Kończyłam zakładać opatrunek, gdy ciszę przerwał dźwięk odpalania piły łańcuchowej, która wbiła się w drzwi pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Pomogliśmy jak najszybciej Ninie dostać się do jednej z kabin, a później sami pozamykaliśmy się w reszcie. Byłam razem z Justinem, nie chciał mnie zostawić samej. Trzymał mnie mocno, żebym nie ześlizgnęła się z muszli na podłogę. Nie mieliśmy zielonego pojęcia kto i dlaczego się tutaj dobija, ale wiedzieliśmy, że nie ma dobrych zamiarów. Maszyna zamilkła. Głośne kroki i ciężki oddech - to jakiś mężczyzna. Zakryłam sobie usta, żeby nie wybuchnąć zaraz niekontrolowanym krzykiem. Blondyn cały czas pokazywał mi, że mam być cicho. Na podłodze zostawiliśmy telefony z włączonymi latarkami. Domyślił się, że ktoś tu jest, więc zaczął otwierać kabiny w kolejności od jego lewej. W tej pierwszej była Nina. Zaśmiał się cwaniacko na widok zapłakanej dziewczyny, która zaczęła okropnie krzyczeć, gdy ten ponownie odpalił piłę. Słyszałam jak w obronie koleżanki stanęli chłopcy, którzy byli w kabinie obok. Odciągali faceta, ale ten najpierw zranił ich, a później rzucił się na Ninę. Zaciskałam mocno zęby, pomimo, że łzy płynęły mi po policzkach strumieniami. Justin zachowywał powagę.

Mężczyzna odszedł, a my odczekaliśmy kilka minut, zanim wydostaliśmy się z kryjówki. Wróciło światło. Cisza... Zza drzwi mogliśmy ujrzeć, że na podłodze znajduje się rzeka krwi, a lustra i ściany zamalowane są krwistymi plamami. Nie wydawałam z siebie żadnych dźwięków, chociaż moja twarz ukazywała same negatywne emocje. Chłopak pocałował mnie w czoło i uronił kilka łez.
- Cieszę się, że nadal tu jesteś. - pogłaskał mnie po głowie i bardzo długo wymieniał ze mną spojrzenia.
Powoli nie wytrzymywałam i zaczynałam cicho szlochać. Brałam głębokie oddechy, ponieważ brakowało mi już powietrza, od ciągłego tłumienia w sobie głosu.
- Obudź mnie z tego koszmaru... - ujęłam jego twarz w moje dłonie, aby przyjrzeć się bliżej jego zmęczonej twarzy. - Obudź mnie!

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz