Fourteen.

409 33 4
                                    

HAILEY

- Gdzie my do cholery jesteśmy? - zapytała Suzanne, jedna z kilkunastu osób, które schowały się w piwnicy akademika.
- Zamknij się tam z tyłu! Nie widzisz, że jest ciemno?! Nikt nie wie! - szliśmy ściśnięci w jednej kupce, macając wszystko co jest dookoła nas, żeby znaleźć kierunek do wyjścia.
- Oh tak, mam tutaj przed sobą jeden jędrny tyłeczek. - usłyszałam ciężki, męski głos, w momencie, gdy czyjeś ręce mocno zacisnęły się na moich pośladkach.
- Nie dotykaj mnie! - odepchnęłam chłopaka, który po chwili uderzył głową o jakąś rurę podwieszoną pod sufitem.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, zapominając zupełnie o strachu, który nas ogarniał.
- Co się tak właściwie tutaj działo? - zapytałam w pewnym momencie.
- Na korytarzu zaczęły wariować światła, w pokojach robiły się jakieś wichury i tornada, słyszeliśmy krzyki, takie okropne, takie... takie jakby zdeformowane, nienaturalne. - odezwała się roztrzęsiona dziewczyna trzymająca się z tyłu grupy.
Nie mogłam uwierzyć, że Emily kiedykolwiek będzie zdolna do takich czynów. Nie chciałam już o nic więcej pytać, szłam po prostu przed siebie udając odważną. Nie, chyba nigdy nie będę w stanie być na tyle odważna, żeby stawić czoła jakimś demonom.
Po kilku minutach w naszych uszach rozbrzmiał alarm, a wąskie korytarze rozświetliły oślepiające, jasne światła. Każdy wpadł w panikę, po raz kolejny dzisiaj. Wszyscy zaczęli się przeciskać, popychać, byleby jak najszybciej dostać się do drzwi, które mieliśmy już praktycznie przed sobą. Ja jednak wszystkim zeszłam z drogi i wybiegłam jako ostatnia. Czułam na sobie oddech Emily, która cały czas robiła mi na złość. Potykałam się o wszystkie najmniejsze przeszkody, które pojawiały się znikąd. Zauważyłam, że po komunikacie wygłoszonym przez ochroniarza, zostałam na korytarzu jako jedyna. Miałam do pokonania jeszcze kilka stopni, aby dostać się na piętro, gdzie powinni znajdować się moi przyjaciele. Niestety, kiedy byłam już pod samymi drzwiami, padłam jak długa, uderzając twarzą o zimną posadzkę. Poczułam tylko smak krwi w moich ustach.
- Wydaje mi się, przyjaciółko,że potrzebujesz chusteczki. - powiedziała Emily swoim sztucznym głosem typowej laleczki.
Chciałam się podnieść, ale zostałam przez nią przygwożdżona do podłogi. Trzymała mnie za szyję, a na plecach ułożyła swoje kolano.
- Masz farta, że cię dzisiaj nie przeleciał... - przez chwilę miałam wrażenie, że mnie udusi, jednak puściła mnie i zniknęła... jak zawsze.
Popatrzyłam załzawionymi oczami na krew, którą zostawiłam pod sobą, a później na drzwi do pokoju chłopaków. Podniosłam się powoli, starając się nie stracić przytomności i zaczęłam uderzać mocno pięściami o drzwi, na które moje bezwładne ciało zaczynało opadać. Chester, który niepewnie otwierał drzwi, ledwo zdążył mnie złapać, żebym nie upadła po raz drugi.
- Kurwa, Hails! Kto ci to zrobił?! - Thomas zerwał się z łóżka i pomógł mi dotrzeć na wygodny materac.
- Zaraz zwymiotuję. - wymamrotałam i zwróciłam wszystko na Justina, który kucał obok mnie. - Przepraszam! - świadoma, tego co zrobiłam chciałam się podnieść i pomóc chłopakowi pozbyć się wymiocin z jego ubrań.
- Nic nie szkodzi. Leż! - blondyn pośpiesznie zmienił ubrania, zanim Tom zdążył powtórzyć moją czynność, jednak on zrobił to przez okno.
- Ktoś musi z nią pojechać do szpitala, może mieć wstrząśnienie mózgu! - słyszałam ciche rozmowy Jaya i Chucky'ego. - Już raz miała, to może się dla niej źle skończyć.
- Nie wypuszczą nas teraz. - wtrącił się Thomas, który zrobił mi zimny okład na nos.
- Justin... - burknęłam.
- Zawiadom strażników, na korytarzu jest ich numer wywieszony, idź szybko sprawdź! - Bieber podchodząc do mnie, zdążył jeszcze wydać polecenie przyjacielowi. - Co jest, skarbie? - szepnął odgarniając włosy z mojej twarzy.
- Emily. - odpowiedziałam cicho.
- Gdyby nie była martwa, powiedziałbym, że zamorduję tą sukę. - wysyczał przez zęby, uderzając z całej siły zaciśniętą pięścią o materac.
- Nie. - mruknęłam ostatkami sił. - Nie mów nic takiego o niej, nie denerwuj jej.
- Uhm... O czym wy gadacie? Ja się przesłyszałem?! - Thomas podszedł do nas niepewnym krokiem.
- Zależy co słyszałeś. - odchrząknęłam delikatnie, czując ból w gardle.
- Coś o Emily... Czegoś nie wiem?
Wymieniłam spojrzenia z Justinem i gdy rozchyliłam wargi, żeby wydobyć z siebie pierwsze słowo, do pokoju weszli strażnicy. Nie dało się nie usłyszeć ich ciężkich butów już na korytarzu.
- Dobry wieczór! Co się tutaj stało? - nie szczędzili swoich głosów, dlatego też nagłe, głośne dźwięki przywróciły mój ból głowy.
- Przewróciłam się. - wytłumaczyłam, zanim Justin zdążył wtrącić swoje zdanie.
- Aż tak? - podejrzliwy mężczyzna pochylił się nad moją twarzą.
- Niech mi pan uwierzy, uciekanie w popłochu mi nie służy. - burknęłam zirytowana pod nosem.
- Macie samochody chłopaki, czy wzywać karetkę? - wysoki ochroniarz zwrócił się do przyjaciół stojących w jednym rzędzie po drugiej stronie pokoju.
Chester pożyczył Justinowi samochód, ponieważ tylko jeden z nich mógł mi towarzyszyć w szpitalu. Zostałam ostrożnie zaprowadzona na parking, z którego wyjechałam już w towarzystwie samego chłopaka. Siedzieliśmy w ciszy, gdyż każdy najmniejszy odgłos działał niekorzystnie na moje samopoczucie. Cała podróż trwała koło 15 minut, jednak wszystko strasznie się przedłużało. Na moje szczęście, zostałam szybko przyjęta na oddziale ratunkowym, gdzie zadecydowali, że zostanę do jutra na obserwację. A nos nie był złamany, jedynie będę musiała kilka tygodni żyć z opuchlizną i siniakiem zmieniającym kolory z każdym następnym dniem. Położyli mnie na jednym z łóżek pomiędzy białymi zasłonami i tam mogłam w końcu odpocząć.
- Hej. - gdy już powoli zasypiałam, obok mnie pojawił się Bieber.
- Myślałam, że pojechałeś do akademika. - uśmiechnęłam się miło na jego widok.
- Nie zostawię cię tu samej przecież, przywiozłem ci tylko czyste ubrania, żebyś nie musiała leżeć w zakrwawionych.
- Dzięki, to miłe z twojej strony. - szepnęłam.
Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby się teraz przebrać, ale trochę krępowałam się w miejscu gdzie w każdej chwili mógł wejść lekarz, bądź niespodziewany pacjent, który pomylił swoje łóżka.
- Może... - jąkał się blondyn.- Może ja wyjdę na chwilę.
- Teraz jesteś taki nieśmiały, a kilka godzin temu sam ściągnąłeś ze mnie tą koszulkę. - zagryzłam dyskretnie wargę.
Chłopak zarumienił się, po czym zaczął tłumaczyć, że to było w ramach planu przeciwko Emily, a gdy tylko wspomniał to jedno imię - straciłam ponownie humor.
- Nie będę patrzył. - zaśmiał się, odkręcając w stronę białych płacht.
Szybkim ruchem pozbyłam się brudnego t-shirta i zastąpiłam go nowym, podobnie zrobiłam ze spodniami.
- Okej, już możesz. - odchrząknęłam, kładąc się pod kołdrą.
Staraliśmy się być cicho, ponieważ dookoła nas każdy spał. Było już przecież po północy...
Zza zasłon przebijało się jedynie światło z recepcji, jednak nie przeszkadzało nam ono mocno.
- Dobranoc, kochanie. Dzisiaj był ciężki dzień. - dostałam ciepły pocałunek w czoło, po którym jak po tabletce nasennej - uspokoiłam się i zasnęłam.
Następnego poranka obudziłam się z dłonią wplecioną we włosy Justina, który kilka długich godzin przespał siedząc na niewygodnym krzesełku z głową położoną na moim łóżku.
- Dzień dobry, kochanie. Dzisiaj będzie jeszcze cięższy dzień. - w momencie, gdy skierowałam wzrok na sufit, ujrzałam Emily przedrzeźniającą wczorajszą wypowiedź blondyna.

~~~

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz