Twenty Two.

350 35 10
                                    

03:00

HAILEY

- Uhm, dzięki. - otarłam policzki, gdy dziewczyna usiadła skulona po drugiej stronie pomieszczenia.
- Nie masz za co. - włączyła latarkę w telefonie i położyła go, mniej więcej, na środku podłogi.
Wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Milczała, co mnie zaczynało dobijać. Powoli uspokajałam się, więc chciałam rozpocząć rozmowę.
- Jak masz na imię? - zapytałam, a ona mnie uciszyła, przykładając palec do ust.
Poczułam się co najmniej, jakbym się jej narzucała, więc w celu ukrycia swoich zarumienionych policzków, odsunęłam się w stronę ściany. Oparłam się o nią. Błądziłam wzrokiem dookoła, byleby nie spojrzeć na brunetkę, która ciągle uważnie mi się przyglądała.
- Megan. - szepnęła, mrużąc oczy, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
- Przepraszam? - dopytałam zmieszana.
Czułam się tutaj strasznie niekomfortowo. Pociły mi się dłonie, twarz, wszystko...
- Mam na imię Megan. - wyciągnęła w moją stronę dłoń.
- Hailey. - uścisnęłam, uśmiechając się niepewnie.
- Wiem.
- Skąd? - starałam sobie przypomnieć, czy kiedyś już jej nie poznałam, ale nie mogłam odnaleźć jej twarzy w moich wspomnieniach.
- Wiem sporo rzeczy o tobie. - wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste.
- Oh, okej. - odchrząknęłam i wróciłam pod ścianę.
Wyglądała na bardzo miłą osobę, jednak jej charakter odbiegał od jej wyglądu. Na pierwszy rzut oka, a właściwie - na pierwsze wymienione zdania - zdawało się, że jest stalkerką. Mało znana, a dużo wie... Trochę to niepokojące. Jeszcze ten jej wzrok, który przewiercał moje ciało na wskroś. Na samą myśl, wzdrygnęłam się.
- Coś się stało? - podniosła się szybko i nerwowo rozglądała się po kątach. - Słyszałaś coś?
- Nie, nie! - zaczęłam ją uspokajać. - Wszystko w porządku.
- Wiesz... Strasznie się boję. - usiadła obok mnie. - Ale obronię cię, kiedy będziesz w niebezpieczeństwie.
Patrzyła na mnie szeroko otwartymi, ciemnymi oczami. Na moim ciele pojawiła się "gęsia skórka". Zaschło mi ustach. Z trudem przełykałam ślinę. Megan była naprawdę bardzo... dziwna. Wręcz przerażająca! Zaczęłam zastanawiać się, czy nie lepszym wyjściem byłoby zostać na korytarzu.
- Jesteś tu sama cały czas? - nie patrzyłam w jej stronę.
Czułam jej oddech na swoim policzku, była niebezpiecznie blisko. Odpowiedziała kiwnięciem głową.
- Fajnie. - odsunęłam się trochę w bok.
To nic nie dało. Brunetka w ułamku sekundy znów była blisko mnie.
- Jesteś śliczna. - szepnęła.
- Dziękuję. T-ty też. - zająknęłam się.
- Słuchaj. - zaczęła.
Przeczołgała się naprzeciwko mnie. Skrzyżowała nogi i patrzyła na mnie, dopóki ja nie odwróciłam od niej wzroku. Nie była już tak przerażająca jak wcześniej. Jej oczy wróciły do naturalnej formy, na twarzy zaczęły pojawiać się emocje. Nie była już poważna. Uśmiechnęła się delikatnie. Bawiła się swoimi palcami.
- Obserwuję cię od dłuższego czasu. - jej ton głosu także nie był monotonny. - Widziałam, że spotykasz się z jakimś chłopakiem. Trochę ciężko było mi na to patrzeć, bo... podobasz mi się, Hailey. Zakochałam się w tobie, gdy pierwszy raz ciebie zobaczyłam.
Wytrzeszczyłam z wrażenia oczy. Megan zauważyła moje zaskoczenie i czekała na jakąś odpowiedź z mojej strony. Rozchyliłam wargi, ale jedyne co mogła ode mnie usłyszeć, to głośne westchnięcie.
- Nie musisz mówić. Twoje ciało mówi za ciebie. - mruknęła.
Z kuszącym uśmiechem zbliżała się w moją stronę. Dotknęła mojego policzka, tak jak robił to zawsze Justin. Wolałam jednak czuć jego dotyk, ale nie potrafiłam jej odmówić. Nie wiedziałam jak zareaguje, gdy ją odtrącę. Nie zrobiła na mnie dobrego, pierwszego wrażenia. Przez kilka minut zastanawiałam się, czy nie ma jakichś zaburzeń psychicznych. Ale kto by nie miał w tych okolicznościach... Jeśli ktokolwiek wyjdzie stąd cało, odciśnie się to wszystko na jego psychice. Już patrzenie na cudzą krzywdę nie będzie wzbudzało tak silnej empatii. Śmierć osób starszych nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, bo tu w ciągu kilku godzin zginęło mnóstwo młodych ludzi.
- Rozluźnij się, Hails. - szepnęła.
Justin też mnie tak nazywał. Zachowywała się bardzo podobnie do niego. Musiała nas długo obserwować...
- J-ja... - podniosłam się gwałtownie, ale ona przyparła mnie do ściany.
- Pozwól mi cię kochać. - pocałowała mnie przelotnie w usta, a ja poczułam obrzydzenie.
To nie było w moim stylu. Nigdy nie pociągało mnie do dziewczyn i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
- Nie! - powiedziałam stanowczo.
W odpowiedzi dostałam nieprzyjemne spojrzenie. Megan odsunęła się kilka kroków. Buzowały w niej emocje. Powinnam coś zrobić, czy może po prostu wyjść?
- Mam chłopaka i bardzo go kocham. - dodałam.
- Pieprzyć go, pieprzyć facetów. Jest z tobą żeby cię tylko przelecieć, każdy ma tylko jedno w głowie! - chodziła nerwowo po niewielkiej powierzchni.
- Słucham? - parsknęłam zażenowana śmiechem. - Nic nie wiesz o Justinie i nie masz prawa tak o nim mówić!
Ponownie zostałam przyciśnięta do zimnej ściany:
- Wyjdź, zanim zrobię ci krzywdę.
Zmierzyłam ją tylko ostrym spojrzeniem i jak kazała, tak zrobiłam. Całkowicie jej odbiło! Ruszyłam ostrożnie ciemnym korytarzem. Nigdzie się nie spieszyłam. Rozglądałam się, aby nikt nie zaskoczył mnie w najmniej spodziewanym momencie. Zatrzymałam się, gdy przechodziłam przy głównym korytarzu, gdzie tak właściwie wszystko się zaczęło. Przyglądałam się ciałom leżącym pod ciężkimi żyrandolami. W moich uszach rozbrzmiewały czyjeś szepty.

"Chroń się."

"Uważaj na siebie."

"Nie bądź tutaj sama."

"Ukryj się."

Pod sufitem wisiały dusze, które skupione jedna przy drugiej tworzyły przezroczyste obłoki. Przyglądałam się jak zmieniają swoje położenie.

"Uciekaj."

"Znajdź najbliższych."

"Znikaj stąd!"

Głosy robiły się coraz bardziej natrętne. Mieszały się. Nie wiedziałam co do mnie mówią. Kazały mi uciekać, ale coś ciągnęło mnie, żeby iść właśnie przez korytarz pełen krwi. Stawiałam ostrożne kroki omijając czerwone kałuże. Rozpoznawałam twarze leżących tutaj osób. Pierwszy raz nie czułam potrzeby rozpłakania się. Zmarszczyłam czoło. Zacisnęłam zęby. O tak... Zdecydowanie bardziej podobała mi się ta wersja.

Koniec szlochania, dziewczyno. Pokaż, że jesteś twarda!

Na drugim końcu korytarza zobaczyłam czyjąś postać. Zamarłam. Przylgnęłam plecami do jednych z drzwi i czekałam, z nadzieją, że podejrzana osoba odejdzie. Zmierzała jednak w moją stronę. Męska postura była coraz bliżej. Zamknęłam oczy.
- Hailey. - łagodny głos Chestera, sprawił, że natychmiast poczułam ulgę.
- Cholera, to ty. Myślałam, że zg...
- Shh, nie mów tego. - szatyn przytulił mnie do swojego torsu.
- Co z Justinem? Gdzie on jest? - zaczęłam dopytywać, gdy dotarło do mnie, że nie przyszedł z przyjacielem.
- On... - Chucky nie mógł złapać oddechu.
Ostatnie co usłyszałam to krótki dźwięk, wbijanego w plecy, noża. Spojrzałam za jego ramię. Emily stała uśmiechnięta od ucha do ucha i patrzyła, jak na marne staram się utrzymać towarzysza na nogach. Zsunął się po moim ciele. Upadł na kolana, a ja razem z nim. Nie zwracałam uwagi na demona, mogła zrobić ze mną co chce.
- Chester, posłuchaj mnie. - ujęłam jego półprzytomną twarz w dłonie. - Gdzie jest Justin? Nie mów mi, że zostałam sama!
Do oczu napłynęły mi łzy.

Brawo, a tak dobrze ci szło, Hailey!

- Kurwa, Chester! - ja już nie mówiłam, ja piszczałam. - Nigdy cię nie zapomnę.
- Ja ciebie też. - wydyszał.
Zaczął kaszleć krwią. Umierał. Umierał w moich ramionach, na moich kolanach, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. W tle słyszałam tylko zwycięski śmiech Emily.
- Hails... - szepnął, a chwilę później zamknął oczy.
Chciał mi coś powiedzieć, ale nie zdążył. Modliłam się tylko, żeby to nie było nic bardzo ważnego. Rozpłakałam się. Słone łzy kapały na twarz szatyna, którą bezustannie trzymałam w dłoniach. Pod jego ciałem zrobiła się ogromna kałuża krwi, która wyróżniała się od tej, która pokrywała podłogę już wcześniej.
- Boże, pomóż mi! - błagałam. - Zabierz mnie już stąd! Nie mam nikogo! Nikogo, kurwa!
Darłam się na cały głos, nie przerywając płaczu, który wyznaczał mi, w którym momencie mój głos ma się załamać, a w którym nienaturalnie przeciągać słowa.
- Nikogo... - powtórzyłam.

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBWhere stories live. Discover now