Twenty Three.

332 35 13
                                    

04:00

Leżałam na podłodze obok przyjaciela już przez ponad 20 minut. Nie spuszczałam z niego oczu. Trzymałam go za dłoń, która dzięki mojemu dotykowi, nie miała szansy zrobić się zimna. Rozmawiałam z nim, a raczej prowadziłam monolog. Wspominałam wszystkie nasze wspólne chwile. Wspominałam też Sam i Thomasa. Wtedy zaczęłam zastanawiać się co u Tiffany. Czy ją też dopadła Emily? A może żyje spokojnie z rodziną? Myślę, że gdyby coś się stało, dowiedzielibyśmy się o tym... Chyba, że wydarzyło się to dzisiejszej nocy. Prosiłam w myślach Boga, aby trzymał ją w swojej opiece. Odmówiłam też krótką modlitwę za wszystkich moich przyjaciół. Było to może dziwne, bo przecież moja wiara kompletnie zaprzeczała istnieniu duchów. Były tylko dusze, które nie są widoczne ludzkim okiem i nie mają możliwości kontaktu z światem żywych.
- Panie Boże. - zaczęłam.
Puściłam dłoń Chestera i klęknęłam przy jego ciele. Zatrzymałam się na chwilę, aby zmierzyć wzrokiem wszystkich tragicznie zmarłych. W tle słyszałam kolejne płacze i błagania o litość. Wyłączyłam się kompletnie i nie zwracałam na to większej uwagi.
- Już dawno z Tobą nie rozmawiałam. Nie musisz mi tego wybaczać. - spuściłam głowę składając ręce. - Nie chcę Cię prosić o nic dla siebie. Chcę prosić tylko o to, aby moi przyjaciele nie musieli długo się męczyć. Aby ich dusze, nie musiały się męczyć. - poprawiłam.
Przez korytarz zaczęły uciekać pojedyncze osoby, na które nawet nie spojrzałam. Kontynuowałam.
- Moja przyjaciółka, Emily, zabłądziła... Nie poszła w Twoją stronę, została na ziemi. Proszę nie pozwól reszcie wszystkich tutaj zmarłych, pójść za nią. Weź ich do Siebie, żeby nikt już nikogo nie krzywdził. Jeśli wszyscy tutaj zginiemy... Jeśli to jest Twoja wola... Przyjmuję ją, ale nie chcę, żeby to ciągnęło się dalej, w dalsze pokolenia.
- Cholera! Dziewczyno! Co ty wyprawiasz?! Uciekaj! - jakiś chłopak mocno pociągnął mnie za rękę, pomagając mi jednocześnie wstać. - Za późno na modlitwy!
Zaczęłam za nim biec, nie wiedząc zupełnie o co chodziło. Słyszałam tylko milknące za nami krzyki.
- Co się dzieje?! - krzyknęłam do bruneta.
Trzymał mnie mocno za rękę, ale powoli nie nadążałam za jego tempem i zaczynałam ją puszczać. On nie dawał za wygraną, ratował mnie.
- Ta dziewczyna ma siekierę! - dyszał, opadając z sił.
Wepchnął mnie do jednej z sal i zaczął biec dalej sam. Nie powiedział dlaczego mnie zostawił, ale właściwie to nie chciałam wiedzieć. Pobiegłam szybko w stronę biurka, pod którym się schowałam. Było na szczęście obudowane z przodu, więc nikt nie mógł mnie zobaczyć, dopóki nie przejdzie z drugiej strony.
Stopniowo mój oddech się uspokajał, cała ja byłam o wiele spokojniejsza. Skuliłam się i zaczynałam zasypiać. Adrenalina opadała, chociaż byłam świadoma, że zostałam już jako jedna z niewielu. Praktycznie nikogo nie było żywego. Kto wie... może już kompletnie nikogo? Może jestem sama i Emily poluje tylko na mnie? Cisza mnie zabijała i ta... samotność. W tej uczelni nigdy nie było tak cicho, gdy znajdowało się tu tyle osób. Moja przyjaciółka nie musiała się wysilać. Umrę tutaj zanim wzejdzie słońce. Umrę z wycieńczenia psychicznego i fizycznego.

Lampy uliczne zgasły, a mimo to nadal nie było tu kompletnie ciemno. Oznaczało to, że zaczyna się już dzień. Niedługo przyjdą tu kucharki, aby przygotować śniadanie dla uczniów. Niedługo przyjdą władze uczelni do pracy. Ciekawe jak zareagują, że nie mają do czego wracać? Kogo będą karmić? Kogo będą uczyć, skoro wszyscy nie żyją?

Nigdy nie pociągało mnie do horrorów. Nie spodziewałam się, że zagram w jednym z nich. Czuję, że za kilka lat jakiś reżyser zbije fortunę, na filmie opartym na faktach. Ale co on będzie wiedział o tym, co tu się wydarzyło? Tylko MY wiemy co przeszliśmy. Ale MY nie żyjemy. Ja też już nie wierzę, że żyję. Położyłam się na podłodze i zamknęłam oczy.
- Czekam, Emily. - szepnęłam. - Nie będę stawiać oporu.
Zasnęłam. Wiedziałam, że jak zasnę, to mogę się nie obudzić, ale nie przerażał mnie ten fakt.

"- Witamy w Aurora College! - przeczytał na głos tata, gdy razem z mamą i siostrą starałyśmy się wyciągnąć moje ciężkie bagaże z samochodu. - Chyba będę płakał...
Załamał mu się głos, na co zaśmiałyśmy się cicho z Alaią, moją starszą siostrą.
- Mógłbyś przełożyć płakanie na później, a teraz nam pomóc?! - mama była już zdenerwowana, ale mogła chociaż dzisiaj się z nikim nie kłócić, to było moje jedyne życzenie.
Nie odezwałam się, nie chciałam zaczynać awantury, które były dość częste w naszym domu. Ojciec szybko wziął moją walizkę i torbę podróżną, którą z trudem za sobą ciągnął. Chciałam mu pomóc, ale NIE. On był niezależnym, twardym mężczyzną i to on był od noszenia ciężarów, nie kobiety.
Zabrałam ze sobą wszystko co było mi potrzebne, bo niestety nie miałam blisko do domu, żeby przyjeżdżać po nowe ubrania, a zostawiać te do wyprania. Nawet jeśli bym miała blisko, nie miałabym serca dać zapracowanej mamie brudnych rzeczy, żeby marnowała na taką dużą dziewczynę, jak ja, czas. Zaczynałam samodzielne życie i byłam z tego dumna. Wiedziałam też, że trochę moich znajomych z liceum także się tutaj wybierało, więc nie będę samotna. Mimo to, bałam się pierwszych kroków na kampusie, dlatego towarzyszyła mi moja rodzinka. Wszyscy przeżywaliśmy to rozstanie. Nie chcieli mnie zostawiać tu samej, ale po odprowadzeniu do pokoju, musieli już uciekać. Droga do rodzinnego miasta nie była łatwa i krótka.
- Moja kochana siostra! - Alaia jako pierwsza rzuciła się w moje ramiona.
Mama płakała, ale tata starał się być twardy. Widziałam, że uciekał wzorkiem. Byłam jego ukochaną córcią. Na pewno rozpierała go duma, ale dobijał go fakt, że już nie będzie mnie widział codziennie krzątającej się po domu.
- Bądź grzeczna, ucz cię dobrze i dzwoń do nas często! - następna w kolejce była mama, którą trzymałam w uścisku długo, aby zdążyła się wypłakać w moje ramię.
- No, Hailey! - tata podał mi rękę, na co zareagowałam niemałym zdziwieniem.
Popatrzyłam na jego twarz, po której płynęły pot i łzy. Mocno objął mnie całą i zaczął podnosić. Takie niby krótkie pożegnanie, a trwało około 30 minut. Zanim jeszcze opuścili akademik, mama zdążyła przypomnieć mi wszystko dotyczące sprzątania, gotowania i oczywiście - CHŁOPCÓW. Gdy tylko tata usłyszał o chłopcach, zakazał mi się do nich zbliżać. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem i dzięki temu, ostatecznie pożegnaliśmy się szerokimi uśmiechami. Bez niepotrzebnych łez.

Westchnęłam ciężko, gdy popatrzyłam na otaczające mnie miejsce. Mnóstwo nowych osób, nowych możliwości. Byłam gotowa na różne wyzwania, a gdy od razu na wejściu zaczęłam zapoznawanie ze studentami, wiedziałam, że to był dobry wybór. Bardzo dobry wybór."

~~~

[UN]FRIENDLY GAME  II  JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz