Rozdział 6

4.8K 464 94
                                    

Jak zwykle, witam serdecznie i miłego czytania ;)


Gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc i usiadłam na łóżku. Złapałam się za głowę i uspokoiłam oddech. Kolejny koszmar. Zerknęłam na zegarek. W pół do piątej. Ziewnęłam i zbiegłam na dół wiedząc, że nie dam rady już zasnąć. Schodząc z ostatniego schodka potknęłam się i uderzyłam ręką w poręcz. Krzyknęłam cicho i znieruchomiałam na chwilę, nasłuchując. Dopiero kiedy upewniłam się, że nikogo nie obudziłam, weszłam do kuchni.

Spięłam wysoko włosy. Bez pośpiechu wyjęłam wszystkie składniki i zaczęłam robić ciasto na naleśniki. Kiedy smażyłam drugiego i podrzuciłam ciasto w powietrzu, za mną rozległ się krzyk. Gwałtownie obróciłam się do tyłu a zawartość patelni wylądowała na zimnych płytkach.

- Dziecko drogie, czemu ty nie śpisz? - Ela oparła się o szafkę i złapała za serce, ciężko dysząc - Wystraszyłaś mnie.

- Przepraszam - uśmiechnęłam się ze skruchą, a raczej spróbowałam, bo udało mi się tylko dziwnie wygiąć wargi - Miałam zły sen i nie mogłam już później zasnąć - posprzątałam i nalałam na patelnię nową porcję ciasta - A czemu ty nie śpisz?

- Dzisiaj Robert wyjeżdża na delegację, muszę przygotować mu coś na drogę - oznajmiła i zaczęła szperać w lodówce - Mogłabyś zrobić ze dwa dla niego? - wystawiła głowę zza srebrnych drzwiczek.

- Jasne - powiedziałam, ponownie podrzucając w powietrzu naleśnika.

Chwilę później siedzieliśmy we trójkę przy stole, w milczeniu jedząc śniadanie.

- Mam pytanie - zaczęłam, żeby zwrócić na siebie uwagę wujostwa - Mogłabym dzisiaj przejść się na spacer po lesie?

- Nie - powiedział Robert - Nie ma mowy. W lesie jest niebezpiecznie - po tych słowach wstał i ruszył do kuchni. Pobiegłam za nim.

- Ale dlaczego? Przecież... nie jestem małym dzieckiem i...

- Nie i koniec. Nie...

- Dzisiaj po południu jedziemy na zakupy - Ela weszła do kuchni - Poza tym, w tym lesie naprawdę łatwo się zgubić - przyznała - Lepiej będzie, jeśli na pierwszą wycieczkę pójdziesz z kimś, kto zna te okolice.

Zdusiłam w sobie irytację i kiwnęłam głową. Przecież to zwykły las - pomyślałam, kiedy wspinałam się po schodach na górę. Otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka, jednak coś mocno szarpnęło mną w tył. Syknęłam cicho i obróciłam się powoli. Rąbek mojej bluzki zaczepił się o lekko odstającą teraz listewkę w futrynie. Uwolniłam się, odchyliłam ją trochę bardziej i zauważyłam dziurę ostatecznie dużą, żeby schować w niej coś długiego, ale wąskiego. Przycisnęłam listewkę do ściany, nadając jej poprzedni wygląd i zamknęłam za sobą drzwi. Na razie nie miałam niczego, co mogłabym tam schować, ale odniosłam dziwne wrażenie, że kiedyś może się przydać.

Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Owinęłam palcami kubek z gorącą herbatą, który porwałam z kuchni i przysunęłam twarz w stronę pachnącej pary. Wyjrzałam za okno, przyglądając się, jak moje wujostwo się żegna. Robert pocałował żonę w policzek i wsiadł do auta. Możliwe, że tata tak samo żegnał mamę, kiedy wsiadał do samochodu.

Do samochodu, który parę godzin później został zmiażdżony przez trzy inne...

Wstałam gwałtownie, ale zapomniałam, że w rękach miałam gorącą herbatę. Syknęłam cicho, kiedy napój wylał się prosto na moją dłoń. Odruchowo przycisnęłam palec do ust. Świeża rana piekła, co automatycznie przywiodło mi na myśl mój dziwny koszmar. Zacisnęłam mocno powieki, starając się usunąć obraz wyniszczonej mamy sprzed oczu i auta, w którym zginął tata. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach, niemalże potrącając ciocię.

- Przepraszam - powiedziałam, nawet na nią nie patrząc, po czym od razu ruszyłam przed siebie, nie myśląc gdzie idę.

- Jesteś zła? - co? Jej słowa sprawiły, że stanęłam jak wryta - Przepraszam cię. Ale... Robert po prostu nie chce, żeby ci się coś stało. To... to przez te legendy i...

- Jakie legendy? - od razu wyłapałam to słowo. Mity, legendy, podania - uwielbiałam słuchać takich historii, jednak ciocia usiadła na kanapie w salonie pokręciła z rezygnacją głową.

- To tylko bajki opowiadane na dobranoc - odparła - Zapewne Robert ma poważniejsze powody, żeby trzymać cię z dala od lasu...

- Powiedz, proszę - przerwałam jej - Lubię takie bajki. Proszę, ciociu.

Ela westchnęła i oparła się o poduszkę, przymykając oczy.

- Za „ciocię" mogę ci opowiedzieć. Moja babcia nigdy nie nazywała tego bajkami - uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na mnie - Kiedy opowiadała, czułam, jakby to wszystko działo się naprawdę, jakby wszystko mogło się zdarzyć, bez względu na to, jak nieprawdopodobnie by brzmiało - znowu westchnęła i przeniosła wzrok na las za oknem - Znasz legendę o Bieszczadach?

- Nie - pokręciłam głową, natomiast ciocia kiwnęła lekko, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi.

- Nie będę za bardzo ubarwiać ci tej historii. Ludzie w tych okolicach nie chcieli mieszkać, podobno dlatego, że piekło utworzyło tu rezerwat dla dwóch nowych odmian diabłów: Biesów i Czadów. Stąd nazwa - wyjaśniła - Jednak jest na świecie odwieczny porządek, że gdzie jest zło, tam musi się znaleźć i dobro, i tak dalej. Nawet diabły nie chciały tego zmieniać. Lecz niebu nie widziało się wysłać aniołów do nowych, nieznanych gatunków. Biesy z Czadami rzuciły monetą i ustalono, że Biesy będą od złego, a Czady od dobrego. Kiedy już Bieszczady przestały być krainą diabłów, a przynajmniej samych diabłów, powoli zaczęli zasiedlać ją ludzie. Jeśli wierzyć drugiej legendzie, to Biesy i Czady zostały tu do dziś.

- Drugiej? - szepnęłam, wciągnięta w historię.

- Tak - potwierdziła. Obróciła znowu głowę w moją stronę, tym razem z uśmiechem - Jeszcze większa bujda niż ta. Też chcesz posłuchać?

Podkuliłam nogi i oparłam głowę na dłoniach, zgłaszając tym samym gotowość. Ela zaśmiała się.

- No dobra. Ta jest krótsza. Według niej, te diabły żyją do dzisiaj, jednak zbyt obawiają się nowego świata, aby wychodzić ze swoich lasów. Zamiast tego kogoś wysyłają. Nie wiadomo czy to czart, zwierzę, czy inne stworzenie. Nikt nigdy go nie widział, więc nazwano go Tajemnicą Lasu - bo tylko las miał okazję spojrzeć w jego oblicze. Podobno jego oczy od razu wypalają duszę w człowieku, tak, aby ten, kto go zobaczy, nie mógł opowiedzieć niczego innym, aby jego istnienie dalej było owiane tajemnicą.

Ciocia skończyła, ale ja dalej siedziałam urzeczona tym, co usłyszałam.

- Myślę... - zaczęłam - myślę, że jesteś nieodrodną wnuczką swojej babci. Byłam w stanie uwierzyć, że zaraz za oknem zaczną przeskakiwać diabły – przyznałam z uśmiechem.

- Dzięki - zaśmiała się.

- Ela?

- Hmm?

- Mogę pójść na spacer? Przecież to tylko bajki.

- Wiem, ale tu jest naprawdę niebezpiecznie. Są wilki. I niedźwiedzie - po jej tonie słyszałam, że mówi to tylko po to, aby zniechęcić mnie do wycieczki.

- Oj proszę - złożyłam ręce jak do pacierza - Robert wraca dopiero za parę dni, nawet się nie dowie, a ja nie odejdę daleko - nalegałam.

Ciocia westchnęła i potarła skronie.

- No dobra - uśmiechnęła się lekko - Ale za godzinę masz być z powrotem! - pogroziła mi palcem, a ja niemal się na nią rzuciłam, miażdżąc w uścisku.

- Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki! - chwilę potem już wybiegałam przez drzwi.

Tajemnica LasuWhere stories live. Discover now