Rozdział 20

2.5K 318 27
                                    

Wiecie że was kocham, nie....?

Większość i mnie zabije, i za treść, i za spóźnienie ._.

PRZEPRASZAM BARDZO!!!

Kolejny rozdział za cztery dni

Miłego czytania i planowania morderstwa ;)

Kramarzówna



- Proszę pani, wszystko w porządku? - usłyszałam ciche przekleństwa jakiegoś mężczyzny - Co ja pieprzę, nic nie jest w porządku. Proszę się nie rozłączać!

- Przepraszam, ale kto mówi? - przerwałam mu.

Rozmówca zawahał się.

- Pani Elżbieta?

- Nie, jej... bratanica. Kim pan jest?

- Wiktor, byłem przyjacielem twojego wujka.

Otworzyłam szeroko oczy, słysząc czas przeszły. Rzuciłam okiem na ciocię i jeszcze raz powtórzyłam w myślach słowo modląc się, żebym nie miała racji.

- Co się stało? - wycedziłam przez zęby, starając się nie panikować.

- To.. to było jakieś pół godziny temu - słyszałam, że mężczyźnie drży głos - Jechaliśmy do pracy, w dwóch autach. Jak zawsze, Robert jechał przodem, ja zaraz za nim. Na skrzyżowaniu bez żadnych świateł, gdzieś na jakimś zadupiu, zza zakrętu wyjechała ciężarówka. Facet przekroczył prędkość prawie dwa razy. Wjechał w samochód Roberta. Zginęli na miejscu. Wszyscy - w tym miejscu jego głos się załamał.

Nie mogłam się odezwać. Nie potrafiłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się do niego przywiązałam. Przecież zgodził się na wzięcie pod opiekę osieroconej dziewczyny, której w ogóle nie znał, a tego nie mogłam od tak zignorować

Chwilę potem usłyszałam wnerwiające pikanie. Rozłączył się. A może ja to zrobiłam? Nie wiedziałam. Powoli odłożyłam telefon i podeszłam do cioci, która szlochając, klęczała na podłodze i tuliła do siebie swoją córeczkę. Mała nie rozumiała zachowania swojej mamy, ale robiła to, co ona.

Wiedziałam dobrze, jak Ela się czuje. Sama niedawno przeżywałam to samo i aż za dobrze ją rozumiałam. Teraz mogłam ją tylko zostawić i pozwolić, aby cały, ciągle narastające, ból, smutek i rozpacz znalazły ujście w słonym strumieniu łez.

Wolnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Zrobiłam jej herbatę i postawiłam na blacie, który ledwo widziałam przez lecące z moich oczu łzy. Potem oparłam się o ścianę i zjechałam po niej na ziemię. Skuliłam się, zamknęłam oczy i poczułam jak moim ciałem wstrząsa szloch.


Eryk

Zatrzymałem się.

Coś było nie tak.

To dziwne uczucie, jakby ktoś drapał mnie papierem ściernym wzdłuż płuc. Miałem jak na razie tylko raz - kiedy Nadia znalazła się zbyt blisko ludzi. Informacja, że muszę kogoś chronić, komuś pomóc.

Nadia.

Zawróciłem i ruszyłem pędem w stronę domu Leny. Może i być na mnie obrażona, ale Nadię trzeba chronić. Pomyślałem o tym, że przed chwilą obiecałem ojcu wrócić do domu za pięć minut. Będzie opieprz...

Kiedy dotarłem do domu, otworzyłem szeroko drzwi i wpadłem do salonu - nie miałem czasu na pukanie, później będę się kajał i wymyślę jakiś powód dla którego tak wpadam do domu Roberta, najwyżej rzucę krótkie "przepraszam". Już otwierałem usta, ale zamarłem w pół kroku. Próbowałem zrozumieć to, co widzę. Żona mojego przyjaciela nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Siedziała na podłodze salonu i opierała plecy o kanapę a ręce owinęła wokół córki. Czarny tusz do rzęs miała rozmazany na policzkach.

- Proszę pani? - szepnąłem, ale zaraz potem powtórzyłem głośniej.

Zero reakcji.

Co się tu dzieje?

Lena. Ona będzie wiedziała. Pobiegłem na górę i wpadłem do jej pokoju a następnie do pokoju Oli. Pusto. Miałem dziwne wrażenie, że stało się coś naprawdę złego - choć Ela miała skłonność do panikowania i przesady, to na Boga, nie aż takiej. W dodatku sprawa Nadii... Zajmę się tym później.

Wróciłem na dół i mało brakowało, a potknąłbym się o leżącą przed wejściem do kuchni zabawkę i tym samym wpadł na skuloną na podłodze Lenę. Spała, musiała dopiero co zasnąć; policzki ciągle miała mokre - chyba od łez.

W jedną chwilę dziwne drapanie w piersi ustało, a ja zrozumiałem, że tu wcale nie chodziło o Nadię. Nie tym razem. Teraz musiałem poradzić sobie z całą bandą panikujących bab. Uśmiechnąłem się do siebie, próbując zignorować złe przeczucia - starałem wmówić sobie, że to po prostu przez ich dziwne zachowanie, ale nie szło mi to za dobrze. Chociaż uczucie papieru ściernego na płucach nie mogło oznaczać byle czego.

Podniosłem Lenę i skierowałem kroki w stronę jej pokoju. Dziewczyna skuliła się pod moich dotykiem i zadrżała lekko. Kiedy położyłem ją na jej łóżku i przykryłem kocem leżącym obok, zacisnęła dłoń na pościeli i skuliła się jeszcze bardziej.

Nie. Na pewno nie mogło chodzić o jakieś głupstwo.

Tajemnica LasuWhere stories live. Discover now