Rozdział 32

1.9K 269 9
                                    

Wiem, że rozdział tyćkę krótszy niż normalnie.

Czuję się nieco winna za te wszystkie opóźnienia itp, itd... Naprawdę bardzo za to przepraszam ._.

Rozdział niepoprawiony, bo dopiero co napisałam, a moja Mróweczka, która często pokazuje mi te wszystkie banalne błędy, jakie mi tu wpadają już pewnie śpi.

Musicie przeżyć :D

Miłego czytania!

Kramarzówna

Dedykacja dla wszystkich i każdego z osobna, którzy ciągle tu są i mnie wspierają, mimo że często nawalam. Bez was to wszystko nie miałoby sensu! :*

- Możemy jeszcze wpaść do mnie? - poprosił Rafał - Muszę wziąć kasę i nie chce mi się tego targać - wzruszył ramieniem, przez które przewieszony miał plecak - To niedaleko.

- Okej - przytaknęła Klaudia, a reszta pokiwała głowami - Tylko szybko. Prowadź.

Rzeczywiście nie było daleko. Po paru minutach marszu dotarliśmy na miejsce. Przyjrzałam się budynkowi. Dwa piętra, strych i masa okien. Pokryty białą farbą, ze sporym podwórkiem... Naprawdę sporym...

Kiedy tylko przeszliśmy przez furtkę w czarnej, żelaznej bramie, dotychczas uchylone drzwi do domu otworzyły się i wybiegł zza nich ogromny owczarek niemiecki. Kątem oka zauważyłam, jak moi znajomi cofają się w popłochu, natomiast ja obserwowałam uważnie zwierzę. Wywalony język, latający w prawo i lewo ogon i maślane, brązowe oczy utkwione w Rafale. Pewna siebie przykucnęłam na ścieżce.

- Hej, psino! - zawołałam, a pies zatrzymał się i przeniósł ślepia na mnie. Może nie wydawało się to mądrym posunięciem, ale byłam pewna, że gdyby zwierzak nie był przyjazny, Rafał nie wpuścił by nas ot tak.

Pies opuścił ogon i przechylił łeb na bok, potem na drugi. Uśmiechnęłam się na to szeroko.

- No chodź tu - zawołałam.

Tak jak się spodziewałam, od razu ruszył w moją stronę i skoczył, kładąc łapy na moich ramionach. Przewróciłam się pod jego ciężarem i ze śmiechem próbowałam oganiać się od mokrego jęzora, rozmazującego psią ślinę po mojej twarzy. Gruby, metrowy łańcuch zauważyłam dopiero, gdy uderzył mnie boleśnie w łokieć. Ten sam, który zdarłam...

- Milo! Wracaj tu! - krzyknął Rafał a pies ostatni raz przejechał nosem po mojej szyi i posłusznie podreptał do właściciela - Czy tobie całkiem już padło na mózg? - krzyknął do mnie, kiedy gramoliłam się z ziemi - Nic ci nie jest?

- Nie - uśmiechnęłam się i rozejrzałam. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że wszyscy wpatrują się we mnie zszokowani, a Rafał przytrzymuje Milo za grubą obrożę. Może się myliłam i pies wcale nie jest taki przyjazny dla każdego... Przewróciłam oczami - Nic mi nie jest.

- Jesteś szalona - wymamrotał Grzesiek, a Klaudia parsknęła śmiechem.

- Milo? W sam raz imię.

- Moja siostra wybierała - westchnął, ciągle wpatrując się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Chyba trochę się przestraszył, kiedy jego pies pobiegł prosto na mnie.

- Przepra... - przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi.

Wszyscy odwróciliśmy się w ich stronę. Stanął w nich wysoki mężczyzna, wyglądał na tyle starego, żeby być ojcem Rafała. Nie, nie ojcem. Opiekunem prawnym. Miał czarne, poprzetykane siwizną włosy, i równie ciemne oczy, jednak były puste. Bez wyrazu, jakby ktoś wyciął kółka z papieru i przykleił do gałki ocznej. I to właśnie te papierowe oczy wpatrywały się we mnie niedowierzaniem. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, a on szybko przybrał na twarz uśmiech.

- Wybacz. Masz niezwykłe oczy - tym razem moje brwi powędrowały w górę. Jeśli ktoś z naszej grupki ma niezwykłe oczy, to Eryk, nie ja. I mimo treści, nie brzmiało to jak komplement. Jednak on przeniósł już wzrok na Rafała - Chodź tu na chwilę - machnął ręką, a kiedy ten podszedł, zaczął coś do niego cicho mówić. Przeniosłam wzrok na Eryka, Klaudię i Grześka, jednak oni tylko wzruszyli ramionami.

Kiedy odwróciłam się z powrotem, Rafał szedł w naszą stronę, a mężczyzna zamykał za sobą drzwi.

- Nie mogę iść.

- Dopiero co...

- Zapomniałem, że obiecałem pomóc przy malowaniu pokoju. Zdawało mi się, że to jutro. Idźcie beze mnie - powiedział i wymusił uśmiech. Najwidoczniej naprawdę chciał z nami wyjść.

- Pewny jesteś, że nie możesz tego przełożyć na jutro?

- Tak - odpowiedział - Nie ma szans, żeby się zgodził. Wyjdziemy kiedy indziej. To cześć.

Jeszcze raz się uśmiechnął i ruszył w stronę domu, a Milo pobiegł za nim. Mruknęliśmy pożegnanie i zamknęliśmy za sobą furtkę.

Tajemnica LasuWhere stories live. Discover now