Rozdział 34

1.8K 262 15
                                    

Oj długo mnie nie było, długo... Możecie mnie zlinczować :/

Jeśli to was pocieszy to właśnie najprawdopodobniej zawalam fizykę żeby skończyć ten rozdział :D W maju mam egzaminy więc teraz nauczyciele przeganiają nas z jednego kąta w drugi i każą kończyć eseje i prace...

Naprawdę przepraszam. Mam nadzieję, że został tak ktoś jeszcze ;)

Miłego czytania!

Kramarzówna


Z dedykacją dla wszystkich którzy ciągle gdzieś tam czekają <3


Wyszłam ze swojego pokoju kiedy tylko przestałam słyszeć dźwięk kropel uderzających o parapet. Zamknęłam laptopa z trzaskiem i zbiegłam na dół. Ela siedziała przy stole, próbując przekonać do jedzenia moją kuzynkę. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam chleb.

- Zupa jest na kuchence! - krzyknęła, kiedy szukałam miodu. Dziwnie stereotypowe, ale miśki uwielbiały chleb z miodem.

- Ja sobie tylko kanapkę zrobię i wychodzę - powiedziałam, a ona odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzała na mnie.

- Do lasu? - spytała z uniesioną lekko brwią, jakby nie mogąc uwierzyć że może być tam coś ciekawego.

- Dokładnie - za jej plecami Ola przyłożyła palec do ust z błagalnym wzrokiem. Korzystając z nieuwagi mamy, bezszelestnie zsunęła się po krześle i prześlizgnęła się pod stołem na schody, a tam cicho jak mysz przebiegła na górę. Stłumiłam chichot i dodałam - Z Erykiem.

Westchnęła zrezygnowana.

- Wróć zanim zrobi się całkiem ciemno.

Dodanie wyrażenia: "z Erykiem" otwierało przede mną każde drzwi. Ten chłopak mieszka tu od urodzenia, nie potrafi się zgubić, no i Ela ma do niego całkowite zaufanie, tak jak wcześniej Robert. Przewróciłam oczami i zapakowałam kanapki w folię.

- Wrócę - zapewniłam ją i opuściłam dom.

- - - - - - - -

Siedziałam przed niedźwiadkami i karmiłam je chlebem z miodem - w porównaniu do matki nie miały złotych oczu, a ciemnobrązowe, niemal czarne. W dodatku rosły w zatrważającym tempie.

- Nadia!

Eryk wbiegł zdyszany na polanę i usiadł obok konaru. Włożył głowę między kolana, próbując uspokoić oddech.

- Coś się stało? - spytałam, a leżąca niedaleko nas Nadia podniosła leniwie powiekę, jakby chłopak codziennie odstawiał takie sceny - Gdzie byłeś?

- Za tą polanką w kształcie serca. Między drzewami mignęła mi dziewczynka, miała może z dziesięć lat tak na oko - powiedział i oparł głowę o pień, zamykając oczy.

~ Wiedziałam... ~ Nadia opuściła powiekę ~ Robisz wielką aferę bo jakaś złotowłosa pałęta się po lesie. To nie teren prywatny, każdy może tu wejść.

- Złotowłosa jej nie pasuje, ona jest brunetką - zaznaczyłam i podzieliłam ostatni kawałek chleba między niedźwiadki. Choć musiałam przyznać, byłam pod wrażeniem aluzji do starej baśni.

Niedźwiedzica podniosła gwałtownie łeb i popatrzyła na mnie.

~ Że co proszę?

Zmarszczyłam brwi.

- O co chodzi?

~ Kiedy ją widziałaś?

- Jakoś tak dwa tygodnie temu, a co?

~ I nic nie mówiłaś? ~ wstała i podeszła do mnie.

- A czemu miałabym. To tylko mała dziewczynka. Poza tym sama dopiero co...

~ Bo znam Eryka i wiem, że mogę mu ufać ~ auć, to akurat zabolało ~ On siedzi w tym o wiele dłużej niż ty i wie na co zwrócić uwagę a na co nie warto bo mieści się w normie ~ warknęła ~ A przychodzicie do mnie bo to ja siedzę w tym najdłużej i wiem co zrobić.

Prychnęłam.

- Niedźwiedzie brunatne żyją około 30 lat - wycedziłam tak, aby brzmiało to jak cytat z encyklopedii - O ile dokładniej lat dłużej od nas w tym "siedzisz"? - dodałam z sarkazmem.

Przez krótką chwilę światło padło na Nadię tak, że wydawało się jakby jej oczy zapłonęły żywym, bursztynowym ogniem. Wtedy naprawdę się jej przestraszyłam. Jednak zwierzę tylko parsknęło i odwróciło się ode mnie i Eryka.

~ Tak ze dwieście ~ rzuciła lekkim tonem i odbiegła w czasie gdy ja zbierałam szczękę z ziemi.

Wciąż oszołomiona odwróciłam się w stronę przyjaciela.

- Ile? - wydukałam.

On tylko wzruszył ramionami - najwyraźniej ta informacja nie była dla niego niczym nowym.

- Sprawdzałaś ile żyją niedźwiedzie, tak? - kiwnęłam głową - A nie ile żyją Łowcy - odrzekł i z powrotem oparł się o pień.

- Łowcy? - ile jeszcze nie wiem?

- Istoty takie jak Nadia - poklepał ręką trawę obok siebie więc przesiadłam się bliżej niego.

- To ile jest tych Łowców?

- Nie mam pojęcia. Może być po pięć w każdym większym lesie, a może Nadia jest ostatnią. Robert nic o tym nie mówił. Ale są długowieczne, to fakt. Co zrobimy z tą dziewczynką? - spytał.

- Skoro nie zauważyliście jej nigdy wcześniej to pewnie nie zapuszcza się daleko w las... Chyba że to pierwsza jej wyprawa, ale tak nie wyglądała... Nie wiem jak to powiedzieć, ale wydawało się jakby była na własnym podwórku, czuła się swobodnie. Więc może to po prostu zostawmy jak jest?

Eryk mruknął coś na potwierdzenie i oparł się głową o konar, przymykając powieki.

- Eryk?

- No?

- A nie korciło cię czasem żeby dowiedzieć się czegoś na własną rękę? Zamiast czekać na mnie?

Uchylił jedno oko.

- Ale dowiedzieć się czego?

- No o nas, Nadii, Łowcach... Szukałeś kiedyś?

- A po co skoro Robert miał wszystkie odpowiedzi?

- A teraz nie mamy żadnych - przypomniałam mu.

- A gdzie niby chcesz zacząć? - spytał, z powrotem zamykając oczy.

- Biblioteka. Jutro. O dziesiątej - zaśmiałam się, kiedy chłopak jęknął na moje słowa - Ty przetrząśniesz Internet a ja półki.

- Tylko nie biblioteka... - mruknął.

- Co?

- Nic, nic. Nieważne.

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i tak jak on oparłam o pień z zamkniętymi oczami.

Tajemnica LasuWhere stories live. Discover now