Rozdział 13

3.7K 369 31
                                    


Znowu spóźniona, ale jestem :3 W tym miejscu pojawi się (poniekąd) kolejna postać - powstała dzięki jednej z moich przyjaciółek

Niektórzy pewnie odetchną z ulgą, że wizyta Eryka zakończona :D Jak zawsze bardzo proszę o opinię i chwalić się kto co ciekawego robi na wakacjach!

Kolejny rozdział oczywiście w niedzielę - powinnam już mieć internet

Miłego czytania!

Kramarzówna

Dedykuję rozdział mojej Mróweczce - osobie, która zarezerwowała sobie prawo do wykreowania postaci w przewidywalnej drugiej części.

P.S. Ktoś jeszcze chciałby się tu znaleźć? :3


Obudziłam się ze ściśniętym gardłem. Przetarłam palcami piekące oczy, próbując skupić się na wymykającym mi śnie. Co było w stanie wyprowadzić mnie aż tak z równowagi?

Usiadłam i momentalnie tego pożałowałam – moją głowę wypełnił tępy ból, który pulsował w rytm szumiącej w uszach krwi. Wygramoliłam się spod kołdry i zeszłam na dół do kuchni po jakieś leki przeciwbólowe. Kiedy wracałam na górę, ze szklanką wody w ręce, zerknęłam na zegarek. Krok dalej zatrzymałam się i spojrzałam jeszcze raz.

Szósta trzydzieści pięć.

Gdzie do cholery podziało się moje przesypianie poranka? - pomyślałam, wspinając się po schodach. Kiedy weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i położyłam na plecach

Sięgnęłam po telefon i wysłałam kolejną wiadomość do mojej przyjaciółki, Gabrielle. Nie odpisywała mi dalej, więc pewnie znowu zgubiła telefon. Albo utopiła. Albo komórka zaliczyła bliskie spotkanie z młotkiem. Ewentualnie obcasem.

Uśmiechnęłam się, kiedy do mojej głowy napłynęły wspomnienia. To, jak pewnego razu przyszła do szkoły w pofarbowanych włosach i czerwonym kapeluszem, który sama uszyła. Jej usilne prośby, żebym pozwoliła jej zdjąć ze mnie miarę, że mi coś uszyje. Nauka francuskiego i powtarzanie słówek raz po raz, zanim moja wymowa nie stała się perfekcyjna. No i wszystkie wieczory spędzane na placyku, gdzie się poznałyśmy.

Gdyby tylko tu była, byłoby łatwiej.

Ale jej nie ma i nie będzie.

Pokręciłam głową i odłożyłam telefon. Znowu podniosłam się i zaczęłam chodzić po pokoju. Musiałam koniecznie poukładać w głowie ostatnie wydarzenia. Zagryzłam wargi i zerknęłam przez okno na las. Boję się go. Ogromny, straszny, pełen zwierząt... Nie ma powodu, dla którego miałabym tam znów pójść. Nie ma mowy. Westchnęłam i usiadłam na parapecie, próbując znaleźć powód dla którego właśnie okłamuję sama siebie.

Przecież chcę tam iść. Z niewiadomych powodów ten "ogromny, straszny las" ciągnie mnie do siebie, jakby przyzywa. Pokręciłam głową i zaczęłam wykręcać palce. Co się ze mną dzieje? Las mnie przyzywa? Kiedy zdążyłam sobie ubzdurać coś takiego? Oparłam tył głowy o zimną szybę w nadziei, że pomoże mi to się pozbyć głupich myśli. No i ten niedźwiedź. Chyba. Nie wiedziałam na ile mogę ufać swojej pamięci. Może to po prostu sowa a mój mózg uznał, że to był niedźwiedź, kiedy zobaczyłam ten obraz Roberta. Po prostu to sobie wmówiłam. Na pewno. Przed zobaczeniem obrazu nie potrafiłam nawet przypomnieć sobie koloru jego oczu.

Wstałam i ubrałam się z o wiele lepszym humorem niż jeszcze chwilę temu. Nie ma się czego bać. Zdawało mi się. To mi się tylko zdawało. Z szerokim uśmiechem zeszłam do kuchni i porwałam jabłko leżące na blacie. Drugą ręką sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić dopiero co otrzymaną wiadomość.

Tajemnica LasuWhere stories live. Discover now