Rozdział 15

3K 358 45
                                    

Zgodnie z obietnicą wynegocjowaną przez Ireth, rozdziały będą co 5 dni :3 Tak więc ślicznie jej podziękować, jeśli ktoś się z tego powodu cieszy.

Teraz... no cóż, trochę zacznie się dziać... Rozdział zbetowany przez Mrówkę, ale i ona i ja (chyba :D) jesteśmy tylko ludźmi, więc jeśli gdzieś ukryła się jakaś rażąca literówka, błagam, nie maltretować laleczki voodoo z moim imieniem szpilkami ^^

Rozdział 16 wstawię 10.08

Z dedykacją dla Skazonej

Miłego czytania!

Kramarzówna


Oparłam się plecami o jakieś drzewo, cholera wie, co to za gatunek. Spróbowałam uspokoić oddech i rozejrzałam się dookoła. Ani śladu niedźwiedzia. Co mi strzeliło do głowy, żeby tam iść? I jak mogłam zapomnieć o śladach pazurów?

Opadłam na ziemię zaraz koło pnia i odetchnęłam głęboko. Przez szumiącą mi w uszach krew nie słyszałam prawie nic. W dodatku nie wiedziałam jak wrócić do domu. Oparłam głowę o kolana. Gorzej już chyba być nie może. Utknęłam w lesie bez kontaktu ze światem...

Komórka!

Szybko wyciągnęłam ją z kieszeni, trochę za szybko, bo wysunęła mi się z palców i upadła na trawę. Podniosłam ją i uśmiechnęłam się szeroko, widząc rozświetlający się ekran. Zanim jednak zdążyłam wybrać numer Elki, mój wzrok padł na powiadomienie o braku zasięgu. Westchnęłam. Mogłam to przewidzieć. Poza tym, co bym powiedziała? Że jestem gdzie? Pomiędzy jednym a drugim drzewem? To bez sensu.

Jak zawsze, wpakowałam się w najgorszy możliwy dołek.

Eryk

- Dlaczego nie odbiera?

- Myślę, że po prostu nie ma zasięgu, kochanie.

Pani Ela była wyraźnie zdenerwowana. Siedziałem przy ich stole razem z Robertem, natomiast ona po raz kolejny próbowała się dodzwonić do Leny - przestałem liczyć przy dwudziestu.

Tak na prawdę przyszedłem jedynie po bluzę, którą wczoraj zostawiłem, a wylądowałem w samym środku histerii. Jedyne, co mogłem zrobić, to posyłać Robertowi współczujące spojrzenia w przerwach między tępym wpatrywaniem się w ścianę. No dobra, teoretycznie miałem się włączyć w tę burzę mózgów, ale niestety mój własny wykazuje jakiekolwiek ślady działalności dopiero po południu.

Pani domu obróciła się nagle i spojrzała na mnie zdziwiona. Ups, chyba ostatnie słowa powiedziałem na głos...

- Dobry Boże, przepraszam, zapomniałam, że ty tu tak z samego rana... Zrobię ci kawę... - była już w drodze do kuchni - Chcesz coś do jedzenia?

Już otwierałem usta, żeby zaprotestować, ale Robert zaczął gwałtownie kręcić głową i pokazywać mi kciuki. Zmarszczyłem brwi, ale szybko zrozumiałem, o co mu chodzi. Jego żona zajęła się czymś innym, więc chwilowo nie myśli o zaginięciu Leny. Kiwnąłem głową i znowu wpatrzyłem się w ścianę.

Dla niektórych może być to nieco dziwne, że tak dobrze się rozumiemy, ale on jest dla mnie jak starszy brat, na którym zawsze mogę polegać. Choć w sumie nie byłoby tak, gdyby nie ta cała historia z Nadią i...

Zesztywniałem i szybko przeniosłem wzrok na Roberta.

- Może trzeba zadzwonić po policję? - powiedziała pani Ela.

- Robert - mruknąłem, żeby zwrócić jego uwagę. Mężczyzna odwrócił się i zmarszczył brwi - Nadia, do cholery.

Otworzył szerzej oczy i w ciągu sekundy znalazł się koło żony.

- Nie trzeba - zaczął pozornie spokojnym tonem, ale zamilkł i niemal skulił się, widząc wzrok pani Eli. Myślę, że miał szczęście, że niosła kubek i talerz z kanapkami, inaczej mógłby oberwać.

O ile normalnie szanuję Roberta i w ogóle, to naprawdę niezły z niego pantoflarz, nawet jeśli rzeczywiście kocha swoją żonę ponad życie.

- Żartujesz sobie? Przecież ona jest tam sama, zagubiona, pewnie próbuje znaleźć drogę a oddala się coraz bardziej... - niemalże widziałem ogrom czarnych scenariuszy, rodzących się w jej głowie.

Naprawdę nie mogliśmy wciągnąć w to policji. Owszem, jest szansa, że wszystko poszłoby bezproblemowo, ale mała. Jeśli ta dziewczyna spotkała niedźwiedzia, to będziemy mieć spory problem. O nią się nie martwiłem, niedźwiedź nic jej nie zrobi, to pewne, ale jeśli ona zacznie rozpowiadać o zwierzęciu na prawo i lewo, ktoś w końcu zmobilizuje grupę łowczą, żeby znaleźć i przenieść niedźwiedzia gdzieś dalej od ludzi, a na to nie możemy sobie pozwolić. Westchnąłem i podniosłem się z krzesła.

- Pójdę jej poszukać.

Pani Ela odwróciła się gwałtownie w moją stronę.

- Nie ma mowy! Jeszcze nam tego brakuje, żebyś i ty zginął.

Robert posłał mi pełne wdzięczności spojrzenie i odwrócił żonę w swoją stronę.

- Nie, to dobry pomysł - powiedział i zaczął głaskać kobietę uspokajająco po ramieniu, a drugą rękę wykręcił za jej plecami i skierował palec w stronę drzwi wyjściowych. Zrozumiałem przekaz, miałem iść, póki on odwraca jej uwagę - Przecież on od dziecka się tam szlaja, znajdzie Lenę o wiele szybciej niż policja, zaufaj mi...

Reszty nie zdążyłem usłyszeć. Szybko wyszedłem z domu i zastanawiałem się, gdzie do cholery mogła pójść. Na wprost to chyba najbardziej prawdopodobna wersja. Przypomniało mi się, jak mówiła o braku orientacji w terenie.

Tak, zdecydowanie prosto.

Tajemnica LasuWhere stories live. Discover now