Rozdział 8

3.9K 472 93
                                    

Trochę krótko, ale na czas xD

I mała informacja - jeśli pod rozdziałem nie będzie żadnych komentarzy, nie dodaję następnego - i naprawdę nie oczekuję nie wiadomo jak długich komentarzy - krótkie jestem, czytam albo nawet znak interpunkcyjny powiedzą i, że ktoś tu zagląda :)

Więcej już nie truję, zpraszam do czytania :D


Dedykacja dla KarmazynTheQueen ^-^


Zmrużyłam oczy zaraz po uchyleniu ich. Jęknęłam i zasłoniłam powieki dłonią. Podeszłam do okna i niemal nie patrząc, zaciągnęłam zasłony. Przeciągnęłam się i skierowałam do salonu najciszej jak umiałam. Rzuciłam się na kanapę i przykryłam głowę poduszką. Wiedziałam, że nie zasnę, nie, kiedy się już obudziłam, ale ciągle jeszcze nie potrafiłam pozbyć się uporczywego otępienia.

Podniosłam się i weszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i oparłam się o umywalkę. Zagryzłam wargę, spróbowałam przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów wyglądy zwierzęcia, które widziałam wczoraj, ale jedyne co byłam w stanie odtworzyć to wpatrujące się we mnie oczy... koloru... No właśnie jakiego? Przetarłam twarz ręcznikiem i wróciłam do salonu.

To było dziwne, że nie pamiętam koloru oczu tej bestii. Przecież to było jedyne co widziałam. Chyba...

Nagle z sypialni obok kuchni wyszła zaspana Elka. Ziewnęła szeroko i kiwnęła mi na dzień dobry.

- Przepraszam, obudziłam cię? - spytałam zamiast powitania.

Pokręciła głową i potarła powieki. Zawsze mnie to bawiło – po przebudzeniu wszyscy przypominają małe dzieci. Ja natomiast reagowałam w żółwim tempie, z „chińskim zapłonem", jak mówiła mama.

- A Robert?

Ela pokręciła głową.

- Nie ma go – ziewnęła i zalała kawę wrzątkiem – Poszedł gdzieś wcześnie rano.

Popatrzyłam na zegar. Szósta trzydzieści.

- Ludzie, która to dla was wcześnie rano? - zaśmiałam się.

Ciocia uśmiechnęła się i usiadła obok mnie.

- Jakieś plany na dzisiaj? - spytałam

- Jak na razie to jeszcze nie, ale...

Przerwał jej huk otwieranych i zatrzaskiwanych w pośpiechu drzwi.

- Ela! Będziemy mieli gości! Dąbrowscy przychodzą wieczorem z synem, w końcu Ania... o, cześć – Robert uśmiechnął się szeroko na mój widok.

Trochę dziwne...

- Cześć – uśmiechnęłam się. Nie miałam zamiaru zrażać go do siebie z samego rana – Co to? - spytałam, widząc duży, wąski pakunek, który trzymał.

- Zamówienie – uśmiechnął się i położył go na stole.

- Tak więc – podjęła Ela, kiedy przyglądałyśmy się, jak Robert drze szary papier – mamy już plany na dzisiaj. O której przyjeżdżają?

Ale kto? Nie zdążyłam zapytać, bo właśnie w tej samej chwili, kiedy otworzyłam usta, szary papier opadł, a Robert podniósł obraz i obrócił w naszą stronę.

Tak, to był obraz. Nigdy nie pasjonowałam się malarstwem, ale musiałam przyznać, że został wykonany przez utalentowaną osobę. I przyznałabym, gdybym była w stanie wykrztusić choć słowo. Zamiast tego wczorajsze zdarzenie zatańczyło mi na granicy umysłu.

Na płótnie, na ciemnym tle odcinała się para ogromnych, jasnych i, trzeba przyznać, pięknych oczu jakiegoś zwierzęcia. Tęczówki wyglądało jak złoto rozlane wokół czarnych, lśniących źrenic. Wyglądały jak... jak...

Jak te z wczoraj.

Tajemnica Lasuजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें