16

6.3K 349 36
                                    

//Ginny//

— Słuchajcie! Wieczorem wszystko ma być gotowe! Ja przypilnuję Hermiony, żeby tutaj nie weszła zanim nie skończycie. Resztę planu pamiętacie, tak? — zapytałam.

— Tak — odpowiedzieli chórem. Dzisiaj dziewiętnasty września, czyli urodziny Hermiony.

Chcemy jej zrobić imprezę - niespodziankę. Specjalnie wstaliśmy wcześniej i szybko zjedliśmy śniadanie, żeby omówić plan. Teraz jesteśmy na Wieży Astronomicznej, tutaj na pewno nikt nas nie znajdzie.

//Hermiona//

Zjadłam śniadanie sama i poszłam po książki. Zostało jeszcze trochę czasu do lekcji, więc poszłam na błonia i usiadłam pod moim ulubionym drzewem. Gdy mocno świeciło słońce, gałęzie układały się tak, że liście zapewniały mi cień i nie było mi gorąco.

Na szczęście, mimo że jest wrzesień, to jest jeszcze ciepło. Wyjęłam książkę od Zielarstwa i powtórzyłam temat, który mamy dzisiaj omawiać. Nawet nie zauważyłam, kiedy ktoś się do mnie dosiadł.

— Hermiono... — Podskoczyłam. Wystraszył mnie. Nie musiałam obracać głowy, żeby wiedzieć kto to powiedział... — Ja.. Ja chciałem cię... Przeprosić. — Spojrzałam na niego.

— Ron, nie musisz mnie przepraszać — powiedziałam. Chłopak zdziwił się, a potem uśmiechnął. — Musisz przeprosić Draco. — Pierwszy raz wymówiłam imię blondyna. Na samą myśl o nim, byłam rozpromieniona. Cieszę się, że poznałam Malfoya. Tego innego Malfoya.

— Kogo? — zapytał zdziwiony chłopak. — Malfoya? — mówiąc to, skrzywił się.

— Tak, Malfoya — powiedziałam i wróciłam do czytania.

— Co ty gadasz! Co się z wami dzieje?! Przecież on tylko chce zdobyć wasze zaufanie! To kolejny plan. Dla niego dalej jesteś nic nie wartą szlamą! — krzyknął.

Odwróciłam głowę z powrotem w jego stronę. Czułam jak do moich oczu napłynęły łzy. Podniosłam rękę i uderzyłam go z całej siły w policzek. Zabrałam torbę i skierowałam się w stronę szklarni. Właśnie zaczęła się lekcja. Po Zielarstwie mieliśmy Eliksiry, Obronę Przed Czarną Magią, Zaklęcia, Transmutację. Potem miałam Runy, a na sam koniec znów została Numerologia.

Zauważyłam, że Ginny i reszta jakoś dziwnie się zachowywali, byli tacy poddenerwowani. Weszłam do sali i usiadłam w swojej ławce. Myślałam nad słowami rudego. Potem przez wszystkie lekcje miał jeszcze ślad na policzku. Należało mu się.

Zadzwonił dzwonek.

— Hej — powiedział Teodor, siadając obok.

— Cześć — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.

— Najlepsza lekcja na koniec — powiedział.

Pani Vector zadała nam wspólny projekt. Mieliśmy go przygotować parami, z osobami siedzącymi obok, więc robiłam z Nottem. Nie miałam nic przeciwko, ponieważ bardzo go polubiłam.

— To może przyjdziesz do mnie, do Pokoju Wspólnego Prefektów i tam zaczniemy pracę? — zapytałam.

— Jasne. O siedemnastej? — zapytał.

— Będę czekać — powiedziałam i zadzwonił dzwonek. Wyszliśmy razem i ruszyliśmy w kierunku Wielkiej Sali na obiad. Po drodze żartowaliśmy sobie, rozmawialiśmy o projekcie i innych, niezbyt istotnych rzeczach.

Czemu wcześniej się nie poznaliśmy? Znałam go, ale tylko z widzenia. Żałuję. Jest bardzo mądry i mamy wiele tematów do rozmowy. Nie mówię, że Harry jest głupi, o nie! Ale z Teo można porozmawiać o poważnych sprawach, teoriach lub innych przemyśleniach, a z Harrym... Raczej nie.

Weszliśmy do Sali, śmiejąc się. Spojrzałam na stół Gryffindoru. Dzisiaj siedzieli przy naszym stole.

— Usiądziesz z nami? — zapytałam i wskazałam na resztę.

— Może lepiej nie... — powiedział niepewnie.

— No chodź! — Złapałam go za łokieć i pociągnęłam do stołu. — Hej. Teo od dziś z nami siedzi przy stole — powiedziałam i uśmiechnęłam się. Po obiedzie zostałam tylko ja, Teodor i Ginny, która stała w wyjściu i czekała na mnie. Miałyśmy iść do biblioteki. Gdy już miałam iść, powiedziałam:

— O siedemnastej u mnie, tak?

— Tak — odpowiedział, a ja podbiegłam do rudej i wyszłyśmy.

lost love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz