26

5.7K 310 22
                                    

— On jest niemożliwy — odezwała się ruda. — Od rana jest jeszcze weselszy niż zazwyczaj i już trochę mnie to wkurza... Cały czas rzuca jakieś wierszyki... — mówiła.

— Jak Irytek. — Zaśmiałam się.

— Tak! Wiesz co dzisiaj na obiedzie powiedział? Ja powiedziałam ,,Ciekawe, gdzie jest Hermiona", a on zaczął swoją paplaninę... Mówił ,,Pewnie, gdzieś z Nottem", po czym patrzył na reakcje Malfoya... A potem nawijał o rożnych dziwnych rzeczach... — mówiła Ginny. Kiedy skończyła opowiedziałam jej co postanowiłam, kiedy byłam tu uwięziona. Oczywiście przy punkcie o blondynie ściszyłam głos.

— Hm, z jednej strony słusznie postąpiłaś... A z drugiej szkoda, bo chciałabym żebyście byli razem — szepnęła ruda i uśmiechnęła się. — Przynajmniej wtedy, nie tylko ja musiałabym sobie radzić ze Ślizgonem... — mruknęła pod nosem, ale ja i tak usłyszałam. Dałam jej kuksańca z łokcia.

— Wiesz co, Gin? — zaczęłam po chwili ciszy. — Chciałabym spróbować czegoś nowego... Rzeczywiście cały czas albo siedzę w bibliotece, albo się uczę... Stwierdziłam, że muszę całkowicie wykorzystać czas, jaki spędzę teraz w Hogwarcie. A ty ze mną!

— No dobrze... Ale co możemy robić? — zapytała ruda. I tak zaczęła się nasza burza mózgów. Siedziałyśmy i wymyśliłyśmy rożne rzeczy, ale po chwili rezygnowałyśmy z nich.

— Nauczę cię grać w Quidditcha! — krzyknęła na cały pokój. Widziałam w jej oczach iskierki podniecenia. Westchnęłam. Ruda wie, że nie przepadam za lataniem na miotle.

— No weź! Będzie fajnie! — namawiała mnie. Westchnęłam i powoli kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Ruda pisnęła. Nagle zza drzwi sypialni blondyna wypadł spanikowany Blaise z miotłą Malfoya. Wystawił kij przed siebie i krzyknął:

— Co się dzieje?! Mam miotłę i nie zawaham się jej użyć! — Jednak po chwili zauważył, że nic się nie stało i uspokoił się.

— Blaise, naprawdę? Nic się nie stało... — mówiła Ginny.

— Nie rozumiem jednego... Dlaczego wybiegłeś z miotłą w razie użycia jej do obrony, skoro... Jesteśmy w Hogwarcie! Szkole Magii i Czarodziejstwa! Gdzie twoja różdżka?! — zapytałam zdziwiona. Brunet wzruszył ramionami.

— Prawdziwy mężczyzna nie potrzebuje magii... — mruknął i wypiął dumnie pierś. Stwierdziłam, że rzeczywiście mu odbija.

— Najpierw trzeba być tym prawdziwym mężczyzną! — krzyknęła ruda. Blaise spiorunował ją wzrokiem godnym Bazyliszka.

— Kobiety... — prychnął, wrócił do sypialni blondyna i trzasnął drzwiami.

— Wiesz, czasami zachowujecie się, jakbyście nie byli razem. — Zaśmiałam się. — Ale można się przynajmniej pośmiać.

Niedługo potem, czas minął tak szybko, że była pora kolacji. Ruda podeszła do drzwi Malfoya i zaczęła głośno pukać i krzyczeć:

— KOLACJA! WYŁAŹIĆ!

— Jusss... Wychozimy — Usłyszałyśmy głos Blaise'a. Brzmiał jakby... Sepleniał?

Spojrzałyśmy na siebie zdziwione, po czym chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. W jednej chwili wpadłam w furię.

— MALFOY! DO JASNEJ CHOLERY! JESTEŚ PREFEKTEM NACZELNYM, CO JA MÓWIŁAM?! NIE MOŻESZ PIĆ ALKOHOLU! — krzyczałam na cały nasz Pokój Wspólny. - DOSYĆ TEGO! — Weszłam do środka i zaczęłam otwierać wszystkie szuflady i miejsca, w których mógł mieć schowane butelki Ognistej. Może to nie było zbyt kulturalne, ale nieważne. Muszę się tego pozbyć.

lost love Where stories live. Discover now