21

5.8K 314 60
                                    

Ocknęłam się i rozglądnęłam dookoła. Nadal byłam w Skrzydle Szpitalnym. Poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramię i odwróciłam w tę samą stronę głowę.

— Draco — powiedziałam. — Myślałam, że są teraz lekcje — dodałam po chwili namysłu.

— Leżysz tutaj już trzeci dzień odkąd znów straciłaś przytomność. — Zrobił smutną minę. — Jest piątek wieczór.

— Wiadomo jak długo będę tu leżeć? — zapytałam.

— Pani Pomfrey mówi, że powinnaś wyjść jutro rano — oznajmił. — Okazało się, że miałaś lekki wstrząs mózgu, ale już jest wszystko opanowane — dodał. Otworzyłam szeroko oczy.
— Ale kto...

— Dowiem się — przerwał mi. Już więcej się nie odzywałam, tylko uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. — Nie wiem jak, ale się dowiem — mruknął już ciszej, tak jakby mówił to do siebie.

//Draco//

— Ginny, czy to na pewno ona? — pytałem po raz setny.

— Malfoy, sama się przyznała! — krzyczała rudowłosa.

— Dobra. Chodź szybciej.

Po chwili dotarliśmy do drzwi gabinetu profesor McGonagall.

— Jak dobrze, że nic jej nie jest... — mruknąłem pod nosem.

— Mam nadzieję, że naprawdę ci na niej zależy... — rudowłosa mruknęła w odpowiedzi, a po chwili przed nami pojawiła się obecna pani dyrektor.

— Co się stało, że przychodzicie do mnie o siódmej rano? W sobotę — powiedziała zdziwiona dając nacisk na ostatnie zdanie.

— Pani profesor, bo my... — zacząłem, ale Weasley dokończyła za mnie jak najszybciej się dało.

— Wiemy kto zaatakował Hermionę.

— Jak to? Zapraszam, wchodźcie. — Otworzyła szerzej drzwi i gestem zaprosiła nas do środka. Weszliśmy i po chwili siedzieliśmy przed jej biurkiem.

— Opowiedzcie, skąd wiecie kto to był — zaczęła. Spojrzałem na rudowłosą, od której tak naprawdę zależało wszystko.

— Pani profesor... — zaczęła. — Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie, bo umówiłam się z Draco — spojrzała na mnie — żebyśmy poszli razem do Hermiony, która dzisiaj wychodzi ze Skrzydła. Czekałam na niego w Wielkiej Sali, ale się spóźniał więc postanowiłam iść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, do którego wpuścił mnie Zabini, który równie szybko zniknął mi z oczu. Usiadłam na kanapie, bo pokój był pusty. Po chwili usłyszałam jakby ktoś się kłócił. Wie pani, że jestem ciekawska... Musiałam. Podeszłam do drzwi, zza których dobiegały dźwięki i zaczęłam słuchać. Jak zobaczyłam na drzwiach, był to pokój Pansy Parkinson, Dafne Greengrass i jeszcze kogoś... Już miałam wrócić na kanapę, kiedy usłyszałam to zdanie.

— Jakie zdanie? — Zaciekawiła się kobieta.

— „Dafne, jak mogłaś to zrobić! Ona nadal leży w Skrzydle Szpitalnym!" Był to głos Pansy. Potem usłyszałam Dafne... — przerwała i spojrzała na mnie. Westchnąłem. — „Myślałam, że może w końcu jej się w tej głowie wszystko poukłada i odczepi się od Draco!" — Nauczycielka ze zdziwieniem spojrzała na mnie.

— Ja nic nie zrobiłem! — Uniosłem dłonie w obronnym geście. W tym samym momencie drzwi od gabinetu kobiety otworzyły się z hukiem.

— Pani profesor, to Dafne! Dafne zaatakowała Hermionę! — wydyszała szybko Pansy. Po chwili za nią wbiegła wspomniana dziewczyna.

— To nie ja! Ja nic nie zrobiłam, proszę jej nie słuchać! — krzyczała na całe gardło.

— Spokój! — zabrała głos kobieta. — Już wszystko wiem. Dziękuje Ginevro. Możecie wszyscy wyjsć. Wszyscy oprócz Dafne. — Tak oto wyszliśmy we trójkę z pomieszczenia, wcześniej żegnając się z kobietą, a po chwili biegliśmy do Skrzydła Szpitalnego. Hermiona właśnie miała wyjść. Widocznie zdążyliśmy na czas. Ale żałuję, że tu przyszedłem, bo to co zobaczyłem, wprawiło mnie we wsciekłość.

— Dziękuje, że po mnie przyszedłeś — powiedziała Hermiona.

— Nie ma za co. To dla mnie sama przyjemność przebywać w twoim towarzystwie. — Uśmiechnął się. Dziewczyna stanęła na palcach, żeby pocałować Notta w policzek. I wtedy to się stało. Chłopak odwrócił głowę tak, że ich usta spotkały się. A ja zacisnąłem pięści. Najgorsze było to, że dziewczyna nie odsunęła się od niego. Kiedy oderwali się od siebie, dziewczyna musiała nas zauważyć. Nie wytrzymałem i po prostu wyszedłem.

//Hermiona//

Kiedy wyrwałam się z tego dziwnego transu zauważyłam, że nie jesteśmy sami. W drzwiach stali Ginny, Draco i Pansy. Blondyn patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam ból. Po chwili wyszedł. Ginny i Pansy spojrzały na mnie z wyrzutem, a po chwili pobiegły za blondynem. Nott najwidoczniej nic nie zauważył.

— Teo, przepraszam, ale... Pójdę się przewietrzyć. — Wyszłam jak najszybciej i pobiegłam na błonia. Nawet nie poczułam, kiedy zalała mnie fala łez, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Oparłam się o drzewo i zaczęłam płakać. Po chwili osunęłam się na ziemię i płakałam dalej. Co się ze mną dzieje? Przecież nic nie zrobiłam! A może... A może Draco jest dla mnie kimś więcej. Kimś takim jak Teodor.

lost love Where stories live. Discover now