30

4.9K 267 16
                                    

Wraz z Draco i Rose udaliśmy się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, gdzie mogła przebywać Daphne. Ta cała sytuacja była dziwna... Po co dziewczyna miałaby zamykać Rose w schowku?

Gdy znaleźli się przed wejściem do pokoju, Draco wypowiedział hasło i weszli do środka.

Szybko udało nam się znaleźć Daphne.

— Dlaczego zamknęłaś Rose w schowku? — zapytał od razu Draco, nie owijając w bawełnę. Daphne postanowiła zgrywać głupią.

— Kogo? — Uśmiechnęła się. Widać było na jej twarzy zakłopotanie.

— Moją kuzynkę. — Blondyn zacisnął zęby ze zdenerwowania. Miał słabe nerwy, a ja raczej wolałam nie widzieć go wkurzonego.

— A, no tak! Nie wiem o co ci chodzi, ja jej przecież... — nie zdążyła dokończyć, chłopak wyjął różdżkę i przyłożył jej do gardła. Oddychała szybko, było słychać świst, gdy głośno chwyciła oddech.

— Przepraszam, ja nie chciałam! Jestem zazdrosna o Harry'ego, bardzo mi się podoba. Proszę, nie rób mi nic. — Prawie zaczęła płakać. Szczerze, nawet zrobiło mi się jej szkoda, dlatego chwyciłam Draco za rękę, w której miał różdżkę.

— Już możesz przestać — szepnęłam. Malfoy przez chwilę nie zareagował, ale po chwili rzeczywiście mnie posłuchał i opuścił dłoń.

— Daphne, jeszcze raz coś takiego zrobisz, a obiecuję, że mocno tego pożałujesz — powiedział i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Przelotnie zerknęłam na Greengrass.

— Powinnaś dać sobie spokój z Harrym, on naprawdę kocha Rose — Westchnęłam i poszłam za blondynem. Jednak nie mogłam go znaleźć i wróciłam do swojego pokoju.

***

Następnego dnia nie wydarzyło się nic szczególnego. Jutro jest wyjście do Hogsmeade, więc weekend na pewno nie będzie nudny. Zauważyłam też, że Daphne cały czas jest przygnębiona, a kiedy widzi, że na nią spoglądam, opuszcza głowę. Chyba naprawdę jej zależało... Trochę zrobiło mi się jej szkoda, no ale co poradzić.

Dzisiaj na lekcjach zdobyłam trochę punktów, tak samo jak Harry, co, nie ukrywam, trochę mnie zdziwiło. Jednak cieszę się, że przykłada się do nauki, w końcu niedługo owutemy.

Draco poszedł do biblioteki, aby napisać wypracowanie na eliksiry. Powiedziałam mu, że do niego dołączę, więc pożegnałam się z przyjaciółmi, mówiąc, że spotkamy się na kolacji. Weszłam jeszcze do pokoju, żeby wziąć pergamin i coś do pisania, a potem poszłam do biblioteki; jednak blondyna tam nie było.

— Przepraszam, pani Pince, czy był tutaj może Draco? — zapytałam grzecznie.

— Tak. Widziałam go kilkanaście minut temu. Podszedł i zapytał się, czy mam pożyczyć pergamin, ale niestety nie miałam. Mówił coś, o tym, że musi wrócić, chyba do pokoju? Czy coś się stało? — zapytała.

— Nie, nie! Wszystko w porządku, to ja tu na niego poczekam. — Uśmiechnęłam się i poszłam do stolika. W międzyczasie wzięłam książki z półki i sama zaczęłam pisać swoją pracę, jednak po Draco nie było ani śladu. Napisałam całą pracę i zdążyłam ją sprawdzić, a on nadal nie wracał... To niemożliwe, żeby szedł tutaj tak długo. Coś się musiało stać... Tylko teraz, muszę się dowiedzieć co.

//Draco//

To zdarzyło się tak szybko. Poszedłem do biblioteki, żeby odrobić zadanie z eliksirów, ale zapomniałem wziąć czegoś do pisania... Wracałem do pokoju, kiedy poczułem, że ktoś chwyta mnie za ramię, a potem przeteleportował nas.

Byłem w dużym szoku. Przede mną stał mój dziadek, dawno go nie widziałem, zresztą, jest już bardzo stary i dziwię się, że jeszcze normalnie funkcjonuje... W każdym razie, ma takie same poglądy jak mój ojciec.

— Draco! Coś ty zrobił, chłopcze?!

— Nie rozumiem, o co chodzi — odpowiedziałem ze spokojem, bo w rzeczywistości naprawdę nie wiedziałem, o czym on mówi.

— Nie rozumiesz? Nie rozumiesz?! To zobacz! — zmarszczyłem czoło. Starzec wziął jakąś księgę, otworzył i pokazał mi jej treść. Właściwie, to kawałek drzewa rodu Malfoyów. Widniała na nim Hermiona.

— WYTŁUMACZ MI, CO TY WYRABIASZ? ZADAJESZ SIĘ ZE SZLAMĄ? TO NIEMOŻLIWE, ŻE ONA MA W SOBIE KREW NASZEGO RODU!

Ja od razu wszystko zrozumiałem. W końcu, dzięki mnie Hermiona nie ma blizny na przedramieniu, ale wtedy musiałem połączyć się z nią więzami krwi, to dlatego pojawiła się w naszym drzewie. Nie mogę mu tego powiedzieć, zabije i mnie, i ją. Tylko jak przekazać tą wiadomość reszcie? Nie wypuści mnie wolno, dopóki się wszystkiego nie dowie...

— NO GADAJ! — krzyczał jeszcze bardziej wkurzony. Zdecydowanie wiem, od kogo mój ojciec nauczył się takiego zachowania. Jeszcze chwila, a sam bym się taki stał. W pewnym momencie poczułem przeszywający ból. Rozdzierał mnie od środka, przechodził po całym ciele. Zrozumiałem, że mężczyzna rzucił we mnie Cruciatusem. Wiadomo, że temu bólowi nie można zapobiec, ale Śmierciożercy ćwiczyli, jak można go w pewnym stopniu zmniejszyć. Próbowałem się podnieść, ale bezskutecznie. Opadłem bez sił na zimną posadzkę, a moje cierpienie zostało na chwilę przerwane. Niestety, ból powrócił jeszcze większy, kiedy zaklęcie zostało znów rzucone. Krzyknąłem głośno, nie mogłem dłużej tego powstrzymywać.

Pomyślałem o Zabinim, który zawsze przy mnie był, został Śmierciożercą tylko po to, żeby mnie wspierać.
Pansy, która na początku była nieznośna, ale kiedy zrozumiała, że nic do niej nie czuję, odpuściła i zdobyła moje zaufanie.
Rose, która jako jedyna z mojej rodziny nie dała sobie wpoić tych bzdur o czystości krwi i mnie także chciała przed tym uchronić.
Potter, z którym chciałem się zaprzyjaźnić, któremu zazdrościłem sławy i przyjaciół, a który teraz, można powiedzieć, że jest moim przyjacielem.
Granger; znaczy Hermiona, która odmieniła mój światopogląd; odmieniła mnie. Na początku szczerze się nienawidziliśmy, a potem... Potem coś pękło. Niemożliwa jest ciągła nienawiść. Kiedy zacząłem spędzać z nią trochę czasu, polubiłem ją. Potem jeszcze bardziej, aż w końcu zrozumiałem, że nie chcę, aby zabrakło jej w moim życiu. Nie mogę ich stracić, muszę przeżyć. To wszystko dało mi jakiejś energii, siły. Jednak musiałem ją wykorzystać do tego, żeby zadać sobie ból. Podniosłem rękę i sam nie wierząc, że to robię, ugryzłem ją jak najmocniej. Skupiłem się tylko na tym bólu, a kiedy Cruciatus zaczął mieć mniejszą moc, mężczyzna odpuścił.

— Nie jesteś aż taki głupi. Dobrze, w takim razie siedź tutaj sobie. Ale mnie nie przechytrzysz.

I wyszedł. Po prostu wyszedł, a mnie zamknął na klucz. Chwilę później zrozumiałem, że jestem uwięziony w lochu. We własnym domu.

lost love Where stories live. Discover now