Rozdział X

11.4K 775 620
                                    

(...)

- Dobra, wiem już za dużo. Wracamy.

- Nie ciekawi cię, z kim migdali się stary Nietoperz?

- Nie... Wolę nie wiedzieć, kim jest ta biedna dziewczyna...

- To nie musi przecież być dziewczyna...

- Sugerujesz coś, Draco?

- Tylko nie mów nikomu – nachylił się do ucha chłopaka – Nakryłem go kiedyś z moim ojcem – wyszeptał. Harry wyprostował się i gwałtownie nabrał powietrza. Cała jego twarz pozieleniała, gdy wyobraził sobie nauczyciela z Lucjuszem Malfoy'em. Draco widząc reakcję Gryfona, zachichotał cicho.

- Wracajmy lepiej.

***

- O, Ginny! Gdzie byłaś? Nie znaleźliśmy cię w dormitorium, a twoje koleżanki nie wiedziały, gdzie jesteś. Martwiliśmy się z Ronem.

- Och, ja... miałam szlaban. Musiałam... pomóc Sev... Snape'owi wkładać korzenie do słoików. Przepraszam, Hermiono. Zapomniałam wam powiedzieć.

- Hmm... wyglądasz na wykończoną. Idź lepiej się położyć.

***

- Co on musiał z nią zrobić (kimkolwiek jest), żeby zgodziła się na... coś takiego?

- Hmm, może on jednak jest zdolny do uczuć... Ależ to byłby skandal, Snape z uczennicą! 

- Czasami masz naprawdę głupie pomysły, wiesz?

Ślizgon delikatnie musnął jego wargi.

- Wiem.

Harry objął chłopaka ramionami, ale wtedy Draco pokręcił głową. Zacisnął ręce na ramieniu.

- Jasna cholera.

- Co się stało?

- Czarny Pan – w tym samym momencie blizna Harry'ego zaczęła pulsować bólem.

- Jest wściekły.

- Cholernie. Wzywa nas. Muszę tam iść, Harry. Inaczej zrobi im krzywdę. Ale z Hogwartu nie można się teleportować. Muszę się dostać do Hogsmeade. Szybko.

- Chodź.

Pod peleryną-niewidką opuścili szkołę, kierując się na błonia. Harry odetchnął z ulgą. Bijąca wierzba nie sprawiała wrażenia, jakby chciała bić któregoś z chłopców. Z trzeciego roku pamiętał jeszcze miejsce ukrytego przejścia.

- Możesz się teraz trochę ubrudzić. Jestem tuż za tobą.

Wepchnął Dracona do tunelu. Przez chwilę szli w milczeniu.

- To Wrzeszcząca Chata?

Harry pokiwał głową.

-Stąd możesz się teleportować. Będę na ciebie czekał. Draco?

Chłopak podniósł głowę.

- Uważaj na siebie – złożył na ustach Ślizgona krótki, czuły pocałunek.

- Będę, Harry. A przynajmniej spróbuję.

***

- Nie postarałeś się, Lucjuszu... Zapłacisz... Albo nie, nie ty... Draco, podejdź tutaj... Crucio!

Obudził się z krzykiem, jego ciało pokrywał pot. Kiedy zdążył zasnąć? Jak długo już czeka we Wrzeszczącej Chacie?Przeczesał rękami włosy. Coraz bardziej martwił się o Malfoy'a. Zaczął krążyć po opuszczonej izbie, przypominając sobie pierwszy raz, gdy tu przyszedł. Pierwszy raz, gdy spotkał Syriusza. Syriusza... tęsknił za ojcem chrzestnym. Bardzo.

Z zamyślenia wyrwał go trzask teleportacji. Podbiegł, widząc, że Ślizgon ledwo trzyma się na nogach. Całe ciało chłopaka było potwornie blade, pokryte zakrzepniętą krwią i siniakami, a on sam zemdlał zaledwie chwilę po teleportacji. Harry zaniósł go do łóżka.

- Musimy wrócić do Hogwartu. Tu jest pełno kurzu, złapiesz jakieś zakażenie. Słyszysz? Draco, obudź się!

Delikatnie pocałował jego blade czoło. Malfoy otworzył oczy.

- Harry... Voldemort... on mnie... Cruciatusem...

- Cii... cichutko, wszystko będzie dobrze. Wracamy do Hogwartu, trzeba cię zanieść do skrzydła szpitalnego.

- Nie... nie do Pomfrey, proszę cię, wtedy wszystko się wyda... Będę miał przesrane. Mam jakieś bandaże w kufrze, sam się opatrzę.

Harry wiedział, że wiadomość o tym, że Draco jest śmierciożercą nie może wyjść na jaw. Chwycił blondyna i umieścił na swoich ramionach. Chłopak cały się trząsł. Narzucił pelerynę niewidkę. Udało im się dostać na błonia, a stamtąd Harry, wciąż trzymając Ślizgona, puścił się biegiem w stronę Hogwartu.

***

- Gdzie są te bandaże?

- Na dnie w kufrze... po lewej stronie masz apteczkę...

- Nigdzie ich nie... ani mi się waż wstawać z tego łóżka! – zawołał tonem nieznoszącym sprzeciwu – Mam ją.

Wyjął szklaną fiolkę z esencją dyptamu i zaczął delikatnie polewać rany na ciele chłopaka. Gdy udało mu się zapanować nad ramionami, nie czekając na pozwolenie ściągnął Draco koszulkę. Na torsie chłopaka rany były głębsze, ale mniej zabrudzone. Przy odkażaniu niektórych, blondyn wydawał z siebie cichy syk. Leżał z zaciśniętymi zębami, jego ciałem wstrząsały dreszcze, a po policzkach spływały łzy. Jak na kogoś, kto oberwał Cruciatusem, zachowywał się i tak dosyć spokojnie.

- To się już zdarzało – wyjaśnił, widząc pytający wyraz twarzy Gryfona – w wakacje... kilka razy... Ała!

- Ciii... już kończę, jeszcze tylko chwila.

Krwotoki ustawały. Rany zasklepiały się pod wpływem substancji.

- Spróbuj przewrócić się na plecy – Ślizgon z bólem wykonał polecenie Wybrańca. Całe łopatki pokrywały dawno zabliźnione pręgi. Harry wolał na razie nie pytać, skąd się wzięły. Zajął się świeżymi ranami.

- To nie było tylko Crucio, prawda?

Draco pokręcił głową.

- Crucio, pięści, laska ojca... Nie myślałeś, żeby zostać uzdrowicielem, Potter? Opatrujesz lepiej niż moja matka, a ona, wierz mi, ma niezłą wprawę.

- Nie... będę aurorem. Zamierzam polować na takich przystojnych śmierciożerców jak ty.

- Nie chcę nim być.

- Co?

- Nie chcę być śmierciożercą – powtórzył z mocą. Harry przeczesał jego włosy.

- Wyciągniemy cię z tego jakoś. Dobra, chyba zostały tylko bandaże.

Po skończeniu całej roboty, Draco wyglądał jak mumia, chociaż na twarz zaczęły wracać mu kolory, a łzy zaschły na policzkach. Harry przykrył go kołdrą i sam położył się tuż przy ukochanym.

- Draco?

- Te pręgi na plecach... - nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co zobaczył. Malfoy westchnął ciężko.

- Ojciec – szepnął w końcu – i jego metody wychowawcze.

- Bił cię?

- Nie tylko ty miałeś przesrane w domu, bohaterze.

 Dracona zdziwiło, jak łatwo przez usta przebrnęło mu to wyznanie. Dotąd nigdy nikt nie wiedział o jego relacjach z ojcem. Co wydarzyło się w Malfoy Manor, pozostawało w Malfoy Manor. A czemu wyznał swój największy sekret Harry'emu z taką lekkością? Ufał mu. Potrzebował go. Cholernie potrzebował tego wkurzającego Gryfona. Potrzebował Harry'ego, a Harry potrzebował jego. 

***

Długo mnie nie było, ale standardowo zwalam to na zapiernicz w szkole. Wyszło troszkę dłuższe niż poprzednie (ponad 950 słów, yay!tak mi się przynajmniej wydaje. Postaram się trochę rozwijać Sevinny.

Tyle w temacie. Dobranoc!


I'm not your enemy -DrarryWhere stories live. Discover now