Rozdział XIX

7.9K 549 34
                                    


  Drogę do zamku pokonywali w milczeniu, niezdolni wykrztusić ani słowa- za bardzo przytłoczyły ich wiadomości dzisiejszego dnia. To miały być ich święta. Mieli po śniadaniu wrócić do sypialni i zapomnieć o obowiązkach i problemach. Nie wyszło. Draco ściskał rękę Harry'ego, ignorując krew spływającą mu po bladej twarzy. Gryfon oddawał jego uścisk z całą mocą, wiedząc, że nie wiele czasu zostało im na jakiekolwiek wspólne chwile. Zaraz po przerwie świątecznej śmierciożercy przekroczą próg Hogwartu, a ich liczebność i możliwości nie dadzą uczniom większych szans. Nie, jeśli Voldemorta można unicestwić tylko przez zniszczenie ostatniego horkruksa, którym był właśnie Harry.

Żaden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje – głosiła przepowiednia. A raczej: żaden nie może żyć, jeśli drugi odejdzie. Los Voldemorta, niezależnie od jego woli, spoczywał właśnie w rękach Harry'ego.

- Ty nie umrzesz, słyszysz? Nie pozwolę ci! – krzyknął nagle Draco. Złapał Pottera za podbródek i przyciągnął do siebie. Oparł czoło o czoło Gryfona i pozwolił zbyt długo tłumionym łzom spływać swobodnie po policzkach.

- Wiesz, że muszę, Draco. Tylko tak możemy go zniszczyć.

- Nie! Coś wymyślimy. Przecież nie musimy go zabijać: wystarczy go jakoś osłabić, uwięzić, czy coś...

Harry uniósł podbródek Ślizgona.

- Sam w to nie wierzysz. On każdego dnia coraz bardziej rośnie w siłę. Jeśli nie umrze teraz, kto wie co będzie dalej.

- Chodźmy do Dumbledore'a – zaproponował Malfoy nieoczekiwanie. Gryfon spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale po chwili pokiwał głową i wziął blondyna za rękę.

Zatrzymali się pod chimerą.

- Jeszcze raz: przed chwilą wróciłeś roztrzęsiony ze spotkania śmierciożerców. Tam dowiedziałeś się tego wszystkiego i postanowiłeś ten jeden, jedyny raz poprosić mnie o pomoc. Tak?

Draco kiwnął głową. Potter westchnął cicho i wypowiedział hasło.

- No to chodźmy.

***

Dyrektor wysłuchał chłopców, starając się, by jego ukryte za okularami-połówkami oczy nie zdradzały lęku, jaki odczuwał.

- Dziękuję, to bardzo ważna informacja, panie Malfoy. Harry, czy mogę poprosić, żebyś został jeszcze na chwilę?

Gdy brunet skinął głową, Draco wymamrotał szybkie „do widzenia" i opuścił gabinet.

- Zawiadomię oczywiście cały Zakon i odeślę młodsze roczniki do domu, ale mam wątpliwości, czy to, co powiedział pan Malfoy jest prawdą. Może to tylko zmyłka.

- Ja... ja mu wierzę, profesorze. Był naprawdę przerażony, kiedy mi o tym mówił. Wystarczająco, żeby zwrócić się z tym do mnie, a to naprawdę wiele znaczy. Po wszystkim czeka go proces przed Winezgamotem, prawda? Jestem prawie pewny, że to nie on odpowiada za swoją obecność w kręgu Voldemorta, profesorze.

- Tego jeszcze nie wiem. Muszę skupić się na sprawach bieżących. Obawiam się, że zbliża się wojna. Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie: czy masz już pomysł, kto może to zrobić, Harry?

Dyrektor nie musiał nic tłumaczyć – Potter doskonale wiedział, co ma na myśli.

- Tak sądzę, panie profesorze.

- Przemyślałeś wszystkie ewentualności? Co, jeśli się nie zgodzi? Masz pewność, że to właściwa osoba?

- Tak, tego mogę być pewien. I myślę, że się zgodzi. Musi się zgodzić.
***

- Możesz pójść siedzieć, wiesz o tym? – spytał, gdy tylko przekroczył próg sypialni. Malfoy nie odpowiedział. Nie miał ochoty się kłócić. Nie pójdę – pomyślał – Jeśli Harry umrze, to ja też. Trupa nie wsadzą do Azkabanu. Zresztą, skoro ojciec niedawno uciekł, też bym pewnie umiał.

- Póki co aurorzy mają chyba ciekawsze rzeczy do roboty, niż wsadzanie nastoletnich śmierciożerców do Azkabanu – prychnął – Co ci powiedział Dumbledore? Założę się, że on też chce utrzymać swojego Złotego Chłopca przy życiu.

- Myślę, że on już zaakceptował, że muszę umrzeć – stwierdził– I ty też musisz.

Zwłaszcza zważywszy na to, co musisz zrobić – pomyślał wtulony w blondyna – Jak ja ci to powiem?

Chłopak spojrzał na niego ze smutkiem, ale i determinacją w szarych oczach.

- Nigdy – powiedział trzęsącym się głosem – Cały sens mojego życia opierał się na gnębieniu i poniżaniu cię, a ty chcesz mi to teraz odebrać? Harry, ja... ja nie wytrzymam bez ciebie. Kocham cię przecież.

Gryfon wziął go na ręce.

- Ja też cię kocham. Mamy tydzień – wyszeptał – Spędźmy go razem. Wykorzystajmy te ostatnie dni.


***

 Pozdrawiam Agatkę po raz enty za pomysł na fabułę, bez którego nie byłoby tych jakże drrramatycznych wstawek. Dzisiaj krótko, bo muszę zakuwać i myśleć nad kolejnymi prackami ( Tak, planuję jakieś nowe fanfikszyny: obserwujcie, żeby być na bieżąco). Wszystkim łosiom, które jeszcze nie przeczytały moich ślicznych A/N przypominam o fikach do tłumaczenia i moim nowym opku, którego nazwę przytoczę dla pewności po raz pewnie już setny -> May she rest insane. Wbijajcie tam, dobrzy ludzie i piszcie, co myślicie. Szampańskiego i Drarrowego Sylewstra!  


I'm not your enemy -DrarryWhere stories live. Discover now