Rozdział XII

10.5K 706 560
                                    


- Harry, martwimy się o Ginny – zaczęła niespokojnym głosem Hermiona.

- Tak? Co się stało?

- Od kilku dni większość czasu spędza sama, wciąż gdzieś znika, nie da się z nią normalnie porozmawiać, podobno nie uważa na lekcjach... wczoraj musiała nawet odrobić szlaban u Snape'a – Harry zachłysnął się herbatą.

- Wczoraj? Wczoraj po kolacji?!

- Mhm. Podobno musiała mu pomóc porządkować korzonki, czy jakoś tak...

- Wkładać korzenie do słoików, Ron – poprawiła rudowłosego jak zawsze uważna Hermiona.

- Myślicie, że mam z tym coś wspólnego? – spytał Wybraniec lekko zdezorientowany wiadomością o szlabanie.

- Boimy się, że twoje odrzucenie tak ją załamało.

- Hermiona, przecież nie mogę udawać, że coś do niej czuję. To zabolałoby ją bardziej niż odrzucenie.

- I nie ma szans, żebyś się do niej przekonał?

Gryfon pokręcił głową.

- Jest ktoś inny. Prawda, Harry?

- Może, ja... nie wiem – skłamał – Za dziesięć minut zaczynamy transmutację, lepiej chodźmy już do klasy.

***

- Weasley. Proszę zostać po zajęciach. Znalazłem kilka błędów w twoim ostatnim eseju.

- Ale przecież ja... Tak jest, profesorze.

***

Harry i Draco spotkali się dopiero na przerwie przed trzecią lekcją. Przykryci peleryną niewidką udali się do łazienki Jęczącej Marty, gdzie wreszcie nie musieli bać się niczyjego towarzystwa.

- Hej, coś się stało? – spytał Draco, odgarniając włosy z czoła Harry'ego.

- Pamiętasz te odgłosy, wczoraj, pod gabinetem Snape'a?

- Nie da się zapomnieć.

- W tym samym czasie Ginny miała szlaban. Właśnie u nietoperza.

Ślizgon przekrzywił głowę i przez chwilę patrzył na chłopaka otępiałym wzrokiem. W końcu wybuchnął śmiechem.

- Cii... jeszcze ktoś usłyszy – ostrzegł go Harry. Blondyn z niedowierzaniem pokręcił głową, radośnie chichocząc.

- Nie wierzę... Wesley... i Snape... razem... Harry, trzymaj mnie – to mówiąc oplótł ciało Gryfona ramionami i wciąż trzęsąc się ze śmiechu ułożył głowę na jego piersi. Brunet tymczasem objął talię Draco i oparł brodę o czubek głowy chłopaka, niszcząc lekko jego idealną fryzurę. Po chwili spytał:

- Już ci lepiej?

- Ufff, tak, chyba tak – zachichotał jeszcze raz – Merlinie, biedny Snape. Romansu z Weasley'ówną nie życzyłbym niko...

Harry nagle gwałtownie pacnął się w czoło.

- Draco, myśl! Nie mamy pewności, że ich coś łączy, ale gdyby jednak...może udałoby jej się wyciągnąć informacje. No wiesz, o książce.

- Taa... jeśli coś ich faktycznie łączy...

***


 Myślał o jej włosach. Rudych. Nie rozwichrzonych i lekko falowanych, jakie miała Lily. Raczej prostych i gładko przyczesanych. Czy naprawdę zakochuje się w uczennicy, bo tak bardzo przypomina mu miłość jego życia? Czy dlatego zamierza spędzić z nią już kolejną noc?

- Miałam podejść, profesorze – oznajmiła podenerwowana Gryfonka. Snape odwrócił się i sprawdził, czy drzwi są zamknięte, a sala opuszczona, następnie popchnął Wesley'ównę na ścianę. 

- O wpół do dziewiątej – wyszeptał zachrypniętym głosem – W moim gabinecie.

***

Lekcje się skończyły. W salonie już czekał na niego Draco.

- Żyjesz? – spytał, opierając dłonie na ramionach chłopaka.

- Teraz już tak. Jak się czujesz, kochanie? Zdjąłeś bandaże – zauważył. Blondyn wzruszył ramionami.

- Nie potrzebuję ich. Rany już prawie się zagoiły.

- Pokaż – Gryfon rozpiął koszulę chłopaka i zsunął ją na podłogę. Draco zarumienił się lekko.

 Faktycznie, jeszcze wczoraj głębokie i poważne rany teraz zmieniły się w subtelne, zaróżowione blizny, dodające bladej skórze chłopaka jeszcze więcej uroku. Trzymając się blisko opuścili salon.

- Wiesz co? Pieprzyć kolację. Poprosimy Zgredka, żeby nam coś przyniósł.

- No wiesz! Wykorzystywanie skrzatów domowych? Zaczynasz zachowywać się jak Ślizgon. To wszystko przez, ach... przebywanie ze mną. 

- O tak, Draco. Masz na mnie cholernie zły wpływ. 

  Malfoy przestał się opierać. Miał na głowie ciekawsze sprawy.

*** 

  Zasypiając poczuł, jak ręce Harry'ego wędrują powoli po jego ramionach.

- Kocham cię, Draco - wyszeptał Potter - Muszę być naprawdę ślepy, skoro dostrzegłem to dopiero po tych sześciu latach. 

 Ślizgon odwrócił się do chłopaka. W jego spojrzeniu malowało się zdziwienie, ale i nadzieja. I dużo, dużo miłości.

- Ja ciebie też, Harry. 

***

 Przyznaję, nigdy przedtem nie pisałam tego typu rzeczy, więc jeśli zamierzacie mnie bić, to tak, żeby nie bolało. Nox!




I'm not your enemy -DrarryWhere stories live. Discover now