Rozdział XXI

7.2K 509 392
                                    



- Co?! Nie ma mowy!

- Draco, posłuchaj – Harry złapał go i przycisnął do siebie – Tylko prawdziwa miłość może zniszczyć cząstkę zła w mojej duszy. Tak powiedział Dumbledore. To musisz być ty. Nie Ron, nie Hermiona, właśnie ty.

- Dobrze, że przynajmniej mi o tym mówisz! – wykrzyknął z ironią – Nie zrobię tego, choćbyś miał rzucić na mnie Imperiusa.

- Nawet jeśli bym chciał, to nic nie da. To ty musisz to zrobić. Sam, nie sterowany żadnym zaklęciem. Zrozum, tylko tak można go zniszczyć. Proszę. Zrób to dla mnie. Dla siebie. Dla twoich rodziców. Dla całego świata.

- Ale Harry, ja... nie mogę t-tego zrobić. Kocham cię.

- Właśnie dla tego to musisz być ty. I tak mam zginąć.

I tak odejdę, gdy tylko skończy się ta bitwa – pomyślał. Drżącą ręką uniósł różdżkę.

- Niedługo i tak będzie po wszystkim. Kocham cię, Harry. Avada Kedavra.

Błysk zielonego światła wystrzelił w stronę Pottera. Draco podbiegł do leżącego bez życia ciała i krztusząc się swoimi łzami złożył na zimnych ustach pocałunek.

- Już n-niedługo, kochanie. Czekaj na mnie. 

Zanim wyszedł na korytarz, pobiegł do łazienki i spędził chwilę pochylając się nad muszlą i trzęsąc się przez targające nim torsje. Rozczochrane i spocone włosy opadały na jego czoło, a po twarzy wciąż spływały łzy. Opłukał usta i wybiegł z łazienki.

Nie zawracał sobie głowy szukaniem reszty przyjaciół. Na korytarzu już panował chaos. Wszędzie słychać było miotane zaklęcia, a ściany i obrazy pokrywał ogień. Hogwart płonął.

Biegł prosto do gabinetu Dumbledore'a. Rzucił hasło, które podał mu Harry zeszłego wieczoru i wbiegł przez drzwi.

- On nie żyje! – wykrzyczał, ale jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał był skrzek feniksa. Jego pan leżał bez życia na podłodze obok biurka. Gdyby nie sine usta i biała jak papier skóra, Draco pomyślałby, że dyrektor zasnął. Okulary-połówki leżały roztrzaskane niedaleko martwego ciała. Malfoy zamknął za sobą drzwi gabinetu i skierował swoje kroki na dziedziniec.

- Rictusempra! – krzyknął ktoś za jego plecami. W ostatniej chwili schylił się i zaklęcie trafiło w ścianę przed nim. Gdzieś obok upadła kolumna. Ktoś krzyknął. Kobieta o fioletowych włosach rzuciła zaklęcie w stronę któregoś ze śmierciożerców.

Jak dotąd, nigdzie nie mógł znaleźć swoich rodziców, przyjaciół, ani nawet przyjaciół Pottera. Do walki stawali uczniowie ze wszystkich domów, wokół kręciło się też pełno dorosłych osób, których Draco nigdy wcześniej nie widział.

Zakon – domyślał się. Lupin, którego pamiętał z trzeciego roku, rzucił zaklęcie uśmiercające, a w jego ofierze Malfoy rozpoznał Yaxley'a. Posłał drętwotę w jednego z kompanów ojca, a następnie odwrócił się słysząc, gdy ktoś wypowiada jego imię.

- Co, Draco? Zmieniłeś strony? Wiesz, że tego znaku na ramieniu nie da się wymazać, prawda? Należysz do Czarne...

- Avada kedavra – uciął, a ciało Dołohowa runęło na ziemię.

Biegnąc dalej potknął się o coś, czym okazała się noga Bellatrix Lestrange. Jego ciotka leżała martwa, a jej usta wykrzywiał ohydny uśmiech.

***

Ron i Hermiona nie mogli znaleźć Ginny. Weasley chwycił dziewczynę za rękę i wybiegł z nią na w stronę Wielkiej Sali. Z dala usłyszał głos swojej matki, gdy ta wykrzyczała zaklęcie uśmiercające. Nie wiedział, w kogo mogło trafić.

I'm not your enemy -DrarryWhere stories live. Discover now