#19

2.6K 242 17
                                    

- Czekaj! - Harry nie odpuszczał. Biegł za mną przez hol tak szybko, że bardzo łatwo można go było pomylić z maratończykiem, jednak wkurzona i zraniona była miestrzem w uciekaniu, więc nadal miałam kilku metrową przewagę. Nie przejmowałam się, że pod szlafrokiem mam jedynie koszulkę Harry'ego, ani żadnego obuwia. Teraz takie drobiazgi nie były najważniejsze. Harry nie chciał dzieci. Potrafił z tego zrezygnować. Nie chciał się starać. Nie wierzył. - Holly, cholera!

Wiedziałam, że zachowuję się jak dziecko, ale nic na to nie mogłam poradzić.

Ludzie wychodzący ze swoich pokoi spoglądali na naszą dwójkę z pogardą, nieraz ze smutkiem. Wiedziałam, jak to musiało wyglądać.

Dobiegając do recepcji, czułam jak żółć podchodzi mi do gardła. Przełyk miałam suchy, więc musiałam pezełknąć ślinę, zanim zaczęłam mówić do przerażonej recepcjonistki. Była młoda, wyglądała na około 20 lat, blondynka. Z plakietki mogłam wyczytać, że nazywa się Hellen.

- Dobry wieczór, mogłabym zamówić taksówkę? - odzywam się uprzejmie, przywołując na twarz uśmiech, by jeszcze bardziej nie wystraszyć Hellen.

- Już - trzęsą jej się ręce, gdy szuka telefonu na swoim stoliku.

- To będzie niepotrzebne - za moimi plecami pojawia się Harry, który od razu łapie mnie za biodra, unieruchamiając mnie w miejscu. - Proszę odłożyć telefon.

Hellen nagle wydaje pisk, gdy zauważa mojego męża.

- Dobry wieczór, szefie - poprawia się na krześle, nadal trzymając odnaleziony telefon w ręku. Wydaje się skonsternowana.

- Hellen, proszę, zadzwoń po taksówkę - zestresowana blondynka spogląda raz na mnie, raz na Harry'ego. Widzę, że nie wie, co zrobić. Ja pewnie też bym nie wiedziała.

Harry przyciska swoje biodra do moich pleców, przez co czuję, że już przegrałam. Czułam się zdominowana.

- Przepraszam - dziewczyna, smutna odkłada słuchawkę na miejsce. W tym samym czasie czuję, jak silne ramiona męża ciągną mnie w stronę pokoju gospodarczego. Pozwalam mu się ciągnąć i mieć to za sobą. W końcu za daleko bym nie uciekła.

- Czy to prawda? - pyta, gdy bezpieczni od ciekawskiego wzroku klientów, stoimy za drzwiami. Czuję, jak zaczęła boleć mnie głowa od ilości zapachów detergenicznych w pomieszczeniu.

- Co? - szepczę, nie potrafiąc wydobyć z siebie głośniejszych dźwięków.

- Czy to prawda, że jesteś w ciąży? - mrugam kilka razy, by nie rozpłakać się przez jego słowa. Jego brwi były ściągnięte, rysy twaezy zaostrzone, oczy wypełnione ciekawością i bólem. Nie było po nim widać, że przed chwilą gonił mnie przez osiem pięter hotelu. Ja za to czułam się wykończona i bardzo chciało mi się spać. - Holly, proszę. Powiedz coś, bo cisza to najgorsza odpowiedź świata.

Kiwam głową, nie potrafiąc wykrzesić z siebie tego jednego, glupiego tak.

- Od kiedy? Jak? - przyciska czoło do mojego, pochylając się tak nisko, że czuję jego oddech na mojej piersi. - Przecież to niemożliwe. Jesteś bezpłodna. To nie mogło się zdażyć.

Uśmiecham się kwaśno, czując narastające ciepło w mojej klatce piersiowej. Nie lubiłam myśleć, że byłam bezpłodna. Po prostu niegotowa na dziecko. Gdy dotknęłam swojego brzucha, głaszcząc go, zauważam nutę przerażenia w wzroku Harry'ego. Nie chciał tego dziecka. Nie chciał nas.

- Lekarz mówił, że bezpłodność nie jest wyrocznią. Nieraz kobiety zachodzą w ciążę - tłumaczę mu.

- To czemu mi tego nie powiedziałaś wcześniej, zanim... - wzdycha, gdy prawie wypowiada słowa, które zniszczyłyby moje serce doszczędnie.

- Zanim co, Harry? - popycham go za ramiona, czując nagły przypływ złości, jednak on ani się ruszy. - To nie jest wyłącznie moja wina. Dziecko tworzy dwójka ludzi. Nie tylko kobieta. Trzeba się było zabezpieczać, jaskiniowcu, zanim zachciało ci się pieprzyć, jak królik. Wyrywam biodra z jego żelaznego uścisku.

Próbuję odejść, jednak jego ręka nie ułatwia mi wyjścia.

- Holly - szepcze, czując najwyraźniej presję. Odwracam się do niego, nie czując w sobie już nic. Jakby ktoś nagle wszedł do mojego wnętrza i zabrał ze sobą wszystkie uczucia. Te dobre i złe.

- Chcę jechać do domu - mówię bardziej śmiało.

- Ale mówiłem ci, że... - kręcę głową, żeby przestał.

- Chodzi mi o mój dom rodzinny. - Harry momentalnie blednie. Widzę, jak zaciska pięści, a jego klatka piersiowa porusza się szybko pod jego koszulką. Dopiero teraz zauważyłam, że wybiegł za mną tylko w dresach i koszulce.

Słyszę pukanie w drzwi od schowka. Prawdopodobnie ochrona zauważyła coś niepokojącego na kamerach przemysłowych.

- Przepraszam za fatygę, ale już wszystko w porządku - otwieram drzwi, mówiąc spokojnie do dwóch ogromnych ochraniarzy, czekających na nas po drugiej stronie. Gdy zauważają za mną Harry'ego jedynie kiwają i odchodzą w stronę wind.

- Jeżeli pozwolisz, wezmę swoje rzeczy z pokoju i już znikam, byś nie musiał mnie już więcej oglądać... Ani naszego dziecka.

Jak zatrzymać faceta? 🔚Où les histoires vivent. Découvrez maintenant