Rozdział VI

757 108 83
                                    

Serafin szedł przez las, szukając tropów saren.

Wielkie smoki muszą często jeść, a sarny były dla nich idealnym celem. Mają dużo mięsa i żyją w stadach, więc można od razu załapać kilka sztuk. Tak więc by znaleźć drapieżnika, najpierw trzeba wytropić ofiarę.

Nocą dużo trudniej wytropić zwierzynę, a chłopak nie zapalił pochodni, by nie afiszować się swoją obecnością. Oddalał się coraz bardziej od wioski, aż w końcu drzewa oddzieliły go od świateł domostw.

Nocą las był odmienny niż za dnia - zwierzęta wydawały inne dźwięki. Zabrakło dziennych ptaków, które swoim śpiewem zapełniały ciszę. Zewsząd dało się słychać cykanie owadów. Raz po raz zahuczała sowa.

Serafin poczuł się nieswojo i samotnie. Zaczął się zastanawiać, czy to na pewno był dobry pomysł...

W oddali zawył wilk. Smokobójca podskoczył na ten dźwięk od wieków wzbudzający trwogę w ludzkich sercach.

Do wycia dołączyły inne wilki, zapełniając przestrzeń swoim nocnym śpiewem. Chłopak otrząsnął się i powrócił do szukania śladów.

Ojciec mówił, że przodkowie psów rzadko polują na ludzi. Wataha nie była w stanie się najeść ludzkim mięsem. Co prawda zdesperowane, wygłodniałe samotniki czasem się do tego posuwały do takich łowów, ale skoro chłopak dawałsobie radę ze smokami, to jeden kundel nie stanowi problemu.

W końcu Serafin znalazł ślad stada saren. Stwierdził, że było tu przynajmniej sześć osobników i odeszły stąd koło południa. Zadowolony z siebie ruszył ich tropem, czując, że może także natrafił na nie Chciwiec.

Sarny kluczyły między drzewami, często z nienacka skręcały, ale najwyraźniej zmierzały na południowy-wschód. Dotarł do strumienia, gdzie zwierzęta napiły się wody i skręciły na wschód, w stronę ujścia rzeczki. Po jakimś czasie przekroczyły wodę i ruszyły dalej na południe.

Chłopak usłyszał jakiś dźwięk... Starał się go zignorować, ale tamten skutecznie go rozpraszał się i utrudniał mu tropienie. Głos, a raczej dwa głosy, stały się wyraźniejsze - najwyraźniej się kłóciły.

Zaintrygowany zapomniał o zwierzynie i podążył na przełaj w ich stronę, zastanawiając się, kto może przebywać w lesie o takiej porze z dala od cywilizacji.

Cichy głos w jego głowie zauważył, że to mogą być bandyci, którzy często obozują w dziczy.

Smokobójca zatrzymał się w pół kroku. Tak, przedzierając się przez krzaki, robi stanowczo za dużo hałasu. Lepiej, by nieznajomi nie wiedzieli o jego obecności.

Skorygował swoje kroki tak, by wydawać jak najcichsze dźwięki. Liście nadal szeleściły pod jego stopami, ale przynajmniej gałązki nie trzaskały przy każdym kroku.

- Słyszałeś, co mówił posłaniec! - krzyczał pierwszy, starszy z nich.

- Spokojnie, Nigrum. To jeszcze nie jest koniec świata - uspokajał go drugi, o młodym głosie.

Nigrum... Co za dziwne imię - zastanowił się Serafin. - Nigdy takiego nie słyszałem. Jaka matka nazywa tak swoje dzieci?

- Teraz przybędzie tu on! Nie był zadowolony z naszych postępów.

- Uspokoję go. To mój brat. Dam sobie z nim radę.

- Wszyscy wiedzą, że nie dasz rady. Już od dawna akceptuje cię tylko dlatego, że należysz do najpotężniejszego rodzaju... Ale wiemy obaj, że jego cierpliwość się wyczerpała. Po twoim dzisiejszym wybryku...

Jak zabić smokaWhere stories live. Discover now