Rozdział XXVII

491 66 18
                                    

Dwa dni później dotarli nad brzeg oceanu. Rozbili obóz na szerokiej plaży, po czym Aestas zanurkował w morskie głębiny, by znaleźć zatopiony statek, na którym znajdował się magiczny miecz. Ponieważ brak tlenu stanowił dla niego jedynie drobną niedogodność, smok nie wynurzał się od kilku godzin.

Tymczasem Serafin pilnował obozu i podziwiał widoki. Słońce powoli zniżało się nad horyzontem, zalewając niebo pomarańczowym blaskiem. Zielonkawa woda ciągnęła się od zachodu na wschód, a fale szumiały usypiająco.

Szkoda, że nie ma tu Damiana pomyślał Serafin. Na pewno narysowałby obrazek tego miejsca.

Nagle z morskich głębin wystrzeliła biała smuga, po czym popędziła w stronę chłopaka. Ten zerwał się z ziemi, dobywając miecza. Jednak kiedy obiekt zaczął przybierać kształtów, Serafin z ulgą rozpoznał swojego Chciwca. Wsunął ostrze do pochwy i usiadł z powrotem na kocu.

Aestas w mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość. Wylądował przy ognisku, wzbijając w powietrze tumany piasku.

- Nasz statek urządził sobie mały spacer po dnie oceanu. Jest za głęboko. Będziesz potrzebował zaklęcia na oddychanie pod wodą. Dzień lotu stąd jest spore miasto. Tam znajdziesz maga i zdobędziesz odpowiedni czar - oznajmił, sadowiąc się przy ogniu.

- Czemu sam nie możesz wyciągnąć tego żelastwa? - jęknął Serafin. Nie miał ochoty na podwodne wędrówki.

- Ponieważ smoki nie mogą dotykać tych mieczy. Chyba już ci mówiłem.

Chłopak mruknął coś pod nosem i dorzucił trochę drewna do ognia. Przez kilkanaście minut jedynym dźwiękiem był trzask płomieni i spokojny szum fal.

- Czyli... ja ci wyjaśniam, czemu boję się Szablozębów, a ty mi opowiadasz historię swojego przerażającego brata? - zapytał niespodziewanie Serafin.

- Tak - potwierdził Aestas, mrużąc podejrzliwie oczy. - I ty zaczynasz.

Serafin przez chwilę grzebał patykiem w ognisku, zbierając słowa. Wiedział, że nie może jednym zdaniem odpowiedzieć na tamto pytanie. Musiał opowiedzieć całą historię. Wziął głęboki oddech i rozpoczął opowieść.

- Miałem wtedy dziesięć lat. Dzieci w naszej wiosce idą pierwszy raz do walki ze smokami w wieku dwunastu lat. W mojej rodzinie, rodzie najlepszych zabójców smoków, dzieje się to o rok wcześniej - zaczął niepewnie.

- Ale ja nie chciałem czekać. Dorośli opowiadali o tym takie wspaniałe rzeczy! Nie chciałem siedzieć w domu i przyglądać się wszystkiemu zza okna. Chciałem iść i walczyć, jak wielcy bohaterowie najciekawszych opowieści.

Mój starszy brat, Kryspin, postanowił mi pomóc. Przygotował mi zbroję i broń, ustaliliśmy plan. Kiedy potwory zaatakowały ponownie, razem wymknęliśmy się z domu. Jednak to nie był zwykły atak. Napadło nas wielkie stado Szablozębów Chaosu.

Kiedy samotnie przemierzaliśmy wioskę, naskoczył na nas jeden z nich. Był wielki. I przerażający - Serafin przerwał na chwilę, by ponownie odetchnąć. - Z jego boków sterczał z tuzin strzał. Łuski miał bardziej czerwone niż szare. A mimo to stał przed nami, z żądzą krwi w oczach.

Zaatakowałem go, ale odrzucił mnie na stertę gruzu jak szmacianą lalkę. Strasznie bolało. Złamałem sobie rękę i pogruchotałem żebra. Jak przez mgłę pamiętam pojedynek Kryspina z Szablozębem. - Chłopak czuł, jak jego głos drży od emocji, ale dalej kontynuował swoją opowieść. - I wtedy zawołałem brata, tak żałośnie, jak tylko małe, bezbronne dziecko potrafi. A on się na mnie obejrzał, odwracając się od przeciwnika.

Jak zabić smokaWhere stories live. Discover now