Rozdział XXXII

415 75 11
                                    

Aleksander i Serafin dotarli do bramy miejskiej o wschodzie słońca. Drogę natychmiast zastąpił im ten sam strażnik, który wpuścił ich wieczorem do Atoras.

- Oho! Kogo my tutaj mamy! Zrobiliście już zakupy? - Złodziej westchnął jedynie i podał mu monetę. Mężczyzna chwycił pieniądz i uśmiechnął się szeroko.

- Miłego dnia - oznajmił, przesuwając się na bok.

Chłopacy szybko go minęli, a wielkie miasto wkrótce zniknęło za ich plecami. Adrenalina wreszcie wyparowała z żył Serafina, zastąpiona przez zmęczenie. Ziewnął szeroko.

- Nie rób tak! - krzyknął blondyn i także ziewnął.

- Trzeba będzie to odespać - westchnął Serafin. - Tysiące metrów nad ziemią.

- Co? - nie zrozumiał blondyn.

- Aestas pewnie będzie chciał od razu ruszać.

- No i?

- Czyli jak będę chciał się przespać, to tylko dyndając w szponach Chciwca.

Aleksaneder zachichotał.

- To ja w tym czasie będę sobie słodko chrapać w wygodnym łóżku.

- Zamknij się! - warknął Serafin. Zamiast tego blondyn wybuchnął śmiechem.

- Czekaj... To nie lecisz na jego grzbiecie?

- Tylko raz mi się udało. Jest strasznie przewrażliwiony na tym punkcie.

Przez chwilę szli w milczeniu, gdy Aleksander analizował jego słowa.

- Jak to jest podróżować ze smokiem? - zapytał. Serafin spróbował wymyślić jakaś sensowną odpowiedź. Bezskutecznie.

Ponownie ziewnął.

- Nie zadawaj mi trudnych pytań o tak późnej porze! - warknął w końcu.

- Raczej wczesnej - poprawił go blondyn.

- Jeden pies.

Spojrzał ponad drzewa. Na tle błękitnego nieba, ozdobionego puszystymi chmurami, szybowała ciemna sylwetka.

- Też go widzisz? - upewnił się Serafin, wskazując na odległy kształt.

- Tego ptaka? - zapytał, mrużąc oczy. - A nie, czekaj. To twój smok?

- Mhm. Chociaż pewnie zżarłby cię za twój. - Niższy chłopak skręcił w ledwo widoczną leśną ścieżkę.

- A ty dokąd?

- Aestas nie zgarnie nas ze środka uczęszczanego traktu. Musimy znaleźć jakąś łąkę w głębi lasu.

- To nie spotkamy się z nim na tej polanie, na której go zostawiliśmy?

- Po co? Przecież już nas widzi, więc równie dobrze może wylądować gdzieś tutaj.

- A jeśli to nie on?

- Umiem rozpoznać smoka.

- Ale to mógłby być inny Chciwiec - zauważył Aleksander.

- Zaraz się przekonamy - odparł Serafin, wskazując na prześwit między drzewami.

Szybko przedarli się przez krzaki, by wyjść na okrągłą polanę. W jej centrum siedział błękitnooki Biały Koszmar.

- Masz zaklęcie? - przywitał się Aestas.

- Ja też się cieszę, że cię widzę - westchnął Serafin.

- Nie kłam. Pokażesz wreszcie?

Jak zabić smokaWhere stories live. Discover now