Rozdział XXX

448 63 11
                                    

Dwie zakapturzone postacie szybkim krokiem przemierzały ciemne uliczki Atoras. Nagle jedna z nich zatrzymała się w cieniu pobliskiego budynku, a druga natychmiast stanęła obok.

- Na kolejnej przecznicy w prawo znajduje się główna strażnica. Między nią a nami jest krótki, ślepy zaułek. To tam stoi nasz transport ze złotem - wyjaśnił Aleksander, wyciągając butelkę wina z kieszeni. - Pamiętasz wszystkie hasła?

- Yhym - potwierdził Serafin. - To jak odwrócisz uwagę strażników?

- Będę udawał pijaka, którego wyrzucili z tawerny. - Blondyn wyjął korek z naczynia i pociągnął kilka potężnych łyków.

- Na pewno jesteś bardzo doświadczony.

- Nigdy więcej niż trzy flaszki. No może cztery.

- Jesteś pewien?

- No raz było pięć. Ale małych - rzucił złodziej, wylewając sobie połowę czerwonego płynu na twarz.

- A wiesz... Ludzie od tak nie wylatują sobie z tawern. Najczęściej ktoś im w tym pomaga. W bardzo bolesny sposób.

- Skąd taki wieśniak z południa może o tym wiedzieć? - warknął Aleksander. Rękawem starł wino z twarzy, po czym upewnił się, że przesiąkł zapachem trunku.

- Kilka siniaków i guzów powinno dodać ci wiarygodności... - zastanowił się na głos Smokobójca.

- Ale bez przesady - zgodził się niechętnie złodziej. Serafin uśmiechnął się szeroko, a następnie uderzył prawą pięścią w twarz rozmówcy. Szybko wyprowadził cios lewą ręką, a potem jeszcze raz prawą. Złodziej zatoczył się do tyłu, cofnął o dwa kroki i pomacał dłonią po głowie.

- Powinno wystarczyć - oznajmił krytycznie Smokobójca.

- Żyjesz tylko dlatego, że jesteś mi potrzebny do tego wypadu - warknął Aleksander. Jego skóra zaczęła zmieniać kolor.

- Trochę jak współpraca ze smokiem. Zaczynasz swoje przedstawienie?

- Dokąd ci się tak spieszy? - spytał wyższy chłopak. Jednocześnie wsunął rękę do kieszeni, by po chwili szybko połknąć jakiś drobny przedmiot, popijając winem.

- Co to? - zaciekawił się Serafin.

- Twój bilet powrotny. Bądź gotów - oznajmił Aleksander, po czym zniknął w najbliższej uliczce. Tymczasem Smokobójca cicho podszedł do wskazanego skrzyżowania, przykucnął i lekko wychylił się za róg.

Kilkanaście metrów dalej stało dwóch strażników. Mieli na sobie metalowe pancerze, stożkowe hełmy i krótkie miecze przypięte do skórzanych pasów, a każdy z nich dodatkowo dzierżył błyszczącą od blasku pochodni włócznię.

Kiedy chłopak zaczął już się zastanawiać, czy blondyn nie porzucił go bądź zdradził komuś ważnemu miejsce jego pobytu, wysoki chłopak wtoczył się na ulicę. Po drodze potargał sobie włosy, a w prawej ręce trzymał butelkę. Chwiał się na nogach, dwa razy wpadł na ścianę pobliskiego budynku.

- Czego tu szukasz, pijaczyno? - warknął nieprzyjaźnie jeden ze strażników, z krótkim zarostem.

- Czy trafiłem... Hyk! Może do Tłustego... Hyk! Karpia? - zapytał, podchodząc bliżej. Serafin był pod wrażeniem doskonale udawanej czkawki.

- To nie tawerna, durniu. Wracaj do swojej dziury!

- Jesteś pewien? Hyk! Bo tu jest napisane... Hyk!

- Siedziba Straży Miejskiej, analfabeto! - przerwał mu drugi strażnik, odwracając się tyłem do Serafina. Ten ostrożnie wyślizgnął się z kryjówki i cicho skierował się w stronę zaułka oraz wozu ze złotem.

Jak zabić smokaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora