Rozdział XIX

553 77 23
                                    

Serafin siedział na smoczym grzbiecie i podziwiał widoki. Co prawda, białe łuski zasłaniały część drzew w dole, ale taka podróż była o wiele wygodniejsza niż zwisanie w smoczych szponach. W obecnej pozycji mógł sięgać do plecaka, a co za tym idzie, był w stanie coś zjeść. 

Nagle Chciwiec zaryczał do lecącego przed nimi Noctisa. Stary smok zatrzymał się w powietrzu, w zamyśleniu przekrzywił głowę, po czym ryknął. Aestas odpowiedział kolejnym rykiem. Kudłacz przez chwilę wpatrywał się w białego smoka, po czym kiwnął łbem i poleciał dalej.

Aestas wylądował na najszerszym trawiastym brzegu niedużego jeziora, otoczonego z kilku stron pasem trzcin. Kilkanaście ptaków z krzykiem porwało się do lotu.

- Złaź - rozkazał Chciwiec.

- Co?

- Nie życzę sobie, żebyś siedział na moim grzbiecie ani jedną chwilę dłużej.

- Czeeemu... 

- Już!

- Nie! 

- Tak!

- Ale tu jest bardzo wygodnie! - oburzył się Serafin. 

- No dobra - zgodził się niechętnie smok. - Ale zrzuć na ziemię swoje rzeczy.

- Czemu?

- Ciężki jesteś. Ciebie samego jeszcze mogę utrzymać, ale twoja tarcza i miecz to już za dużo. Nie wspominając już o plecaku.

Upojony łatwym zwycięstwem, Serafin zrzucił swoją tarczę na ziemię. Następnie odpiął pas i ostrożnie spuścił go po smoczym boku. Na sam koniec upuścił na trawę plecak.

- Wiesz, chyba mógłbym tu nawet spać - zastanawiał się Smokobójca na głos, zdejmując buty. - Myślę, że Stwórca specjalnie zaprojektował twój grzbiet z myślą o.... - jego wywód zamienił się we wrzask przerażenia, gdy Aestas nagle wierzgnął. Z brzdękiem łańcuchów wyrzucił swoje tylne łapy do góry, jednocześnie pochylając łeb do dołu.

Serafin wyleciał ze smoczego grzbietu jak z katapulty. Zakreślił w powietrzu łagodny łuk, po czym z głośnym pluskiem wpadł do wody.

Po chwili wynurzył się na powierzchnię, gwałtownie nabierając powietrza. Pierwszy raz w życiu podziękował Stwórcy za lekcje pływania udzielone mu niegdyś przez ojca w niedużym stawie nieopodal wioski.

- Jeszcze raz! - wrzasnął, po czym żabką popłynął w stronę stojącego na brzegu Aestasa.

- Co z tobą jest nie tak?

- Proszęęę... teraz skoczę na bombę!

- Wrzeszczałeś z przerażenia!

- To był okrzyk zachwytu - zaprzeczył chłopak, gramoląc się na brzeg w cieknącym ubraniu.

- Wiem, jak brzmi twój okrzyk zachwytu, a jak przerażenia. To stanowczo było przerażenie.

- No weeeeź... Co ci szkodzi?

Aestas przewrócił oczami, zwiesił łeb i mruknął coś pod nosem.

- Zgadzasz się? - spytał z nadzieją w głosie chłopak. Nagle biały ogon uderzył go na wysokości pasa. Serafin poszybował płaskim łukiem, odbił się od tafli jeziora jeden, drugi, trzeci raz i wreszcie wpadł do wody.

Po dłuższej chwili wynurzył głowę nad powierzchnię i łapczywie wciągnął powietrze. Okręcił się wkoło, by zorientować się w swoim położeniu, po czym ponownie popłynął w stronę maleńkiego Aestasa.

- Już się bałem, że trzeba będzie cię wyciągać! Szkoda by było, gdybyś się utopił! - wesoły głos smoka poniósł się po wodzie. - Chociaż nie, czekaj. Nie byłoby szkoda.

Jak zabić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz