Rozdział XI

616 97 14
                                    

- Halo... Pobudka... Wstajemy... - spokojny głos Aestas dotarł do jeszcze w połowie uśpionej świadomości Serafina.

- Spadaj - odburknął chłopak, przewracając się na drugi bok.

- Kto wcześnie wstaje, temu Stwórca daje...

- Idź sobie.

- Słonko już wstało... Ptaszki śpiewają...

- Nie. - Chłopak nawet nie zwrócił uwagi na treść wypowiedzi smoka.

- Wypraszam sobie. Tamta sikorka bardzo ładnie śpiewa. Słońce zresztą też jest już wysoko w górze.

- Jeszcze pięć minutek - ziewnął Serafin.

- Czemu ludzie są tacy uparci? A zwłaszcza przy budzeniu - westchnął Aestas, a chłopak spojrzał na smoka, nie mogąc przepuścić okazji do kłótni.

- Jutro ja cię zbudzę i zobaczymy, czy tobie też będzie tak łatwo.

- Jeden: mogę nie spać tydzień, więc na jutro się nie nastawiaj. Dwa: smoki mają idealnie nastawiony swój zegar biologiczny na porę zbyt wczesną, jak dla ludzi. Trzy: tak, od razu się budzę.

Chłopak usiadł w śpiworze i ziewnął przeciągle. Jego niedobudzony umysł nie był w stanie wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi.

Następnie wyczołgał się ze śpiwora, zwinął go i przypiął do plecaka, przy okazji wyjmując kanapkę z serem. Smok przyglądał się jego poczynaniom.

- Spakowany? - spytał.

- Moment. Dzisiaj też poniesiesz mój plecak?

- Mhm. I tak musimy go zabrać, a wygodniej będzie, jeśli poniosę go w drugiej łapie.

- A co będziesz trzymał w pierwszej? - spytał, zapinając pas.

- Ciebie.

- Co? Czemu nie mogę polecieć na twoim grzbiecie?

- Mam honor.

- Co ma do tego honor? - zapytał ostrożnie Serafin.

- Smoki nie są wierzchowcami. Jak chciałeś sobie pojeździć, to było zabrać konia. Albo któregoś Bombowca: one też nie mają honoru. Nie marudź, lecimy.

- Głupie smoki i ich jeszcze głupsze zasady - odburknął chłopak, rozkładając ręce na boki, aby Aestas mógł go łatwo chwycić.

- Kretyn - mruknął z rozbawieniem smok, po czym odbił się od ziemi, mocno uderzając skrzydłami i poszybował na północ.

***

Aestas nagle rozłożył szeroko skrzydła, gwałtownie zatrzymując się w miejscu. Przycisnął pasażera do piersi, rozglądając się we wszystkich możliwych kierunkach.

- Co się stało?! - wrzasnął Serafin. Zamiast odpowiedzieć, smok niespodziewanie zwinął skrzydła, by ostro zapikować, jednocześnie doprowadzając chłopaka do zawału serca.

Las w dole zbliżał się niebezpiecznie szybko. Smokobójca już pogodził się z losem rozmazanej plamy na ściółce i kilku okolicznych drzewach, gdy Chciwiec gwałtownie rozłożył skrzydła, wytracając prędkość.

Wnętrzności chłopaka ponownie się przemieściły, ale zanim zdążył choćby się zastanowić, czy trzustka znajduje się w odpowiednim miejscu, Aestas puścił pasażera. Ostatni metr Serafin pokonał na własnych skrzydłach, czyli bez nich.

Głowa Smokobójcy szczęśliwie upadła na stos liści i mchu, ale jego lewa łydka uderzyła o nieduży, acz ostry kamień, który przeciął cienkie spodnie chłopaka, by wbić się w ciało.

Jak zabić smokaWhere stories live. Discover now