Rozdział XXXIII

445 75 18
                                    

Nagłe zderzenie z wodą wyparło dech z płuc Serafina. Automatycznie wciągnął powietrze... pod wodą. Oddychał bez najmniejszego problemu, jakby spacerował po łące.

Kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Szybko obejrzał się w tę stronę, natychmiast zapominając o niezwykłości oddychania pod wodą.

Obok nich płynęła grupa szarych ryb. Chociaż nie był pewien, czy to na pewno są ryby. Jedna z nich zbliżyła się do towarzyszy, by się lepiej przyjrzeć nietypowym pływakom.

Dwumetrowe zwierzę, zamiast łusek, okrywała gładka skóra. Jego grzbiet ozdabiał wygięty do tyłu trójkąt, przed którym mieścił się tajemniczy, okrągły otworek. Istota uchyliła długi, wąski pysk, ukazując szereg ostrych i nachodzących na siebie zębów. Bez trudu dotrzymywała im kroku, młócąc wodę za pomocą płetwy w kształcie półksiężyca wyrastającej z ogona, prostopadle do reszty ciała.

Nagle największe zwierzę skręciło w przeciwną stronę, a reszta stada natychmiast podążyła za nim. Płynący obok Aestasa osobnik ostatni raz zmierzył smoka i człowieka spojrzeniem, po czym popędził za oddalającymi się pobratymcami.

Serafin śledził grupę dziwnych istot, dopóki nie zamieniły się w malutkie punkty niknące wśród morskiej toni. Wtedy Chciwiec trącił go szponem w ramię i wskazał przed siebie.

Chłopak spojrzał we wskazanym kierunku. Na niewielkiej połaci piasku niezarośniętego przez las wodorostów leżał długi na dwadzieścia metrów, rozsypujący się statek. Morskie rośliny pokrywały każdy centymetr kwadratowy łodzi, uniemożliwiając określenie jego pierwotnego kształtu i koloru. W lewej burcie ziała dziura o średnicy półtora metra.

Aestas stanął obok otworu, puszczając przed sobą pasażera. Ten wpłynął żabką do środka i rozejrzał się po dawnej ładowni. Kilka rybek natychmiast uciekło mniejszymi otworami w burtach.

Pomieszczenie tworzyły ciemne i spróchniałe, częściowo pokryte oceanicznymi roślinami, deski. Pod ścianami ustawiono rzędy zniszczonych zębem czasu kufrów. Światło wpadało do środka ładowni poprzez liczne, ale niewielkie szpary, w burtach i suficie.

Smok wsunął swój biały łeb do środka i wskazał na jedną z przegniłych skrzyń, na lewo od dziury. Serafin podpłynął do wybranego przedmiotu. Pociągnął za przerdzewiałą kłódkę, która natychmiast rozpadła się w jego dłoniach. Ostrożnie podniósł tysiącletnie wieko i zajrzał do środka.

Na stosie nadgryzionej zębem czasu broni leżały dwa nienaruszone, półtoraręczne miecze. Ich jelce wygięto lekko w stronę kling, a owinięte brązowym materiałem rękojeści zakańczały okrągłe głowice.

Chłopak wyciągnął oba ostrza ze skrzyni. Były trochę cięższe, niż się spodziewał. Zmienił uchwyt i podpłynął z powrotem do Aestasa.

Nagle broń w jego prawej ręce rozsypała się w drobny mak. Serafin spojrzał ze zdziwieniem na dłoń, w której jeszcze przed chwilą trzymał miecz.

Ostrze, w odróżnieniu od reszty zawartości przegniłej skrzyni, było nienaruszone. Choć może jakimś cudem dopiero teraz morska woda zadziałała szkodliwie na miecz, wcześniej zamknięty w drewnianym pudle?

Jednak zszokowany wyraz pyska Aestasa sugerował drugą możliwość: nieistniejące już ostrze zraniło piętnaście tysięcy lat temu innego Chciwca, otrzymując jego niezniszczalność na tak długo, dopóki zraniony smok żyje. Natomiast kiedy ginie Biały Koszmar, razem z nim umiera jego broń.

Ale Chciwca może zabić tylko jedno ostrze pomyślał Serafin. Więc skoro nie zginął od ciosu tego miecza... to co się z nim stało?

Jak zabić smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz