#11

264 39 4
                                    

~Yoongi~

21:07

Już czas...

Chwyciłem szybkim ruchem torbę, w której znajdował się jeden pistolet, drewniany kij i zapalniczka, wraz z butelką z zabarwioną wodą imitującą paliwo.

Spokojnie, nie chcę nikogo zabić.

Robiło się coraz ciemniej, co tylko mi sprzyjało. Rozglądnąłem się dookoła uważnie, by sprawdzić, czy aby na pewno nikogo w najbliższym otoczeniu nie ma. Zdążyłem przewidzieć, że gdyby ktoś był świadkiem tego jak wychodzę, może zeznawać przeciwko mnie.

Okej... czas na zabawę...

Posłałem samemu sobie chytry uśmiech. Na samą myśl, że zaraz ten plan wcielę w życie.

Przemieszczałem się ulicami, które znałem już na pamięć. Na mieście były pustki, przez co byłem w niemałym szoku.
Kiedy znajdowałem się w pobliżu mojego prawdziwego mieszkania, usłyszałem znane mi śmiechy dochodzące zza budynku. Skradałem się po cichu wzdłuż ścian, aby nie zdołali mnie usłyszeć. Oparłem się o jedną z nich, będąc już na jej krawędzi. Przechyliłem lekko głowę, by sprawdzić, czy gang jest w komplecie.

Jungkook, Jongdae, Seokjoon i najważniejsze: leader- Jin. Przysłuchiwałem się ich dyskusji, w której usłyszałem swoje imię. To był najlepszy moment na wprowadzenie.

-Ten idiota myślał, że jest z nami. Pff... Już dawno bym go załatwił, ale musiałem przecież mieć kogoś na podstawkę. Pewnie skończony siedzi już w pudle.

Od razu rozniósł się donośny śmiech wszystkich, a ja stwierdziłem, że to jest najlepszy moment by wystartować.

-Widzę, że nie możecie o mnie zapomnieć.

Podszedłem powolnym, luźnym krokiem z pogardą w oczach, ale nadal spokojny.

-Tęskniliście?

Uśmiechnąłem się lekko, ale nie oddawałem żadnych emocji. Mężczyźni tylko popatrzyli na siebie z niemałym zszokowaniem i niedowierzaniem. Uśmiechnąłem się pół gębkiem.

-A kogo my tu mamy... Suga.

-Myśleliście, że tak szybko się mnie pozbędziecie?

Prychnąłem rozbawiony, ta sytuacja naprawdę mnie bawiła. Wydawała się tak absurdalna, aż śmieszna. Wszędzie były kłęby szarego dymu papierosowego. Lubiłem taki klimat, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Cała czwórka w momencie podniosła się i stanęła okrążając moją osobę. Nawet było mi to na rękę, gdyż miałem za paskiem u spodni buteleczkę z tą imitacją paliwa i zapalniczkę. Brunet wyszedł z szeregów przybliżając się do mnie z głupim uśmieszkiem.

-Co cię tu sprowadza?

Zapytał, choć i tak znał odpowiedź.

-Skoro już pytasz...

Przechyliłem głowę w bok patrząc mu w brązowe, zaczerwienione oczy, w których widać, było skutek niedawnego brania narkotyków. Dzięki temu jego refleks, będzie znacząco słabszy. Jak na razie wszystko sprzyja, ale na jak długo.

-Chciałem sprać, tą twoją buźkę raz na zawsze... Seokjin.

Wysyczałem przez zęby mrużąc oczy, by przekazać powagę tych słów. Usłyszałem tylko salwy sztucznego śmiechu. Chłopak obrócił się na pięcie i zwrócił się do reszty.

-Słyszeliście? Śmiechu warte. Prędzej to ty będziesz tu ofiarą. Nikt nie stoi po twojej stronie. Nas jest czterech, ty jesteś sam.

Teatralnie otarł niewidzialną łzę, a ja przekręciłem tylko oczami.

The culprit is only one! «~YOONSEOK~»Où les histoires vivent. Découvrez maintenant