17. Więź.

11.6K 1K 122
                                    

Cześć,

Dziękuję za Waszą wyrozumiałość oraz wsparcie.

Tak wróciłam :) Za tydzień 20.11lub 21.11 pojawi się kolejny rozdział.

Tradycyjnie piszcie, jeśli popełniłam jakiś błąd i dajcie znać, jak podoba się Wam poniższy rozdział, ponieważ jestem bardzo ciekawa, czy pomimo długiej przerwy udało mi się zachować ducha książki :)

Pozdrawiam WAS Serdecznie i życzę jak zawsze miłego czytania :) :

,,Wdech - Wydech, Wdech- Wydech.'' -Powtarzałam wciąż, starając się zagłuszyć skoncentrowane na bólu myśli.

,, Jeszcze chwila... moment, a to minie... tak jak wszystko przemija.''-Pocieszałam się, zaciskając mocno dłonie na poszarzałej pościeli. Moje obolałe plecy zapewne pokryte były wieloma otwartymi ranami, które rozerwały zasklepione blizny. Na wspomnienie bata smagającego moje plecy wzdrygnęłam się mimowolnie, zamykając jednocześnie opuchnięte od płaczu powieki. Po raz kolejny echo ostatnich wydarzeń powróciło do mnie, przywołując w mojej głowie głos, który wydawał się złudzeniem.

„Powiedzmy, że nie lubię gdy, ktoś niszczy moją własność..." - Wyszeptał beznamiętnie mężczyzna, którego głos przyniósł mi ukojenie nawet podczas wyznaczonej przez Lunę tortury.

„Lecz czy był on prawdziwy ?" - Zastanawiałam się, uświadamiając sobie, że w moich żyłach wciąż krąży otrzymany od Rogera narkotyk. Kwiat ,, Wilczej Zmory'', który mi wręczył miał mi, ulżyć w cierpieniu podczas kary, lecz jego trujące właściwości znacznie wydłużały moją regenerację i powodowały chwilowe utraty świadomości.

,,Czy to możliwe, aby wywołał u mnie, także halucynacje? ''

,,Nie. On naprawdę tam był i stanął w naszej obronie. '' - Cieszyła się słabym głosem moja wilczyca, lecz ja nie byłam pewna, czy mamy powód do radości. W końcu jasno dał mi do zrozumienia, że nie jestem dla niego. Nawet jeśli moja wilczyca miała racje i nasz mate przerwał nasze cierpienie, to mógł to zrobić przecież nie z miłości do nas, a z powodu swojej wilczej zaborczości.

„Powiedzmy, że nie lubię gdy, ktoś niszczy moją własność..."- Znów przytoczyłam jego słowa, które nie dawały mi spokoju i utwierdzały w przekonaniu, że to właśnie ten drugi powód jest tym właściwym.

Biorąc głęboki wdech, zmusiłam się do opanowania swoich rozszalałych emocji i odłożeniu analizy dzisiejszych zdarzeń na później. Byłam zbyt obolała, zmęczona i skonsternowana zaistniałą sytuacją, by racjonalnie myśleć. Postanowiłam więc zasnąć i najzwyczajniej w świecie na chwile uciec od tego wszystkiego. Nie wiem, jak długo leżałam, czekając, aż rozpłynę się w nicości i przeniosę do lepszej rzeczywistości, gdy usłyszałam ostre szarpnięcie za drzwi. Czyjeś nagłe wtargnięcie do mojego domu wyrwało mnie z letargu i otrzeźwiło. Początkowo słysząc ciężkie i szybkie, kroki intruza chciałam odwrócić się w jego stronę, lecz moja głowa była zbyt ciężka, a ciało za bardzo obolałe, by wykonać jakikolwiek ruch. Westchnęłam więc ciężko, czekając na dalszy, przebieg wydarzeń i wtedy usłyszałam znów ten sam głos, którego brzmienie przyprawiało mnie o dreszcze.

- Nie martw się, nic ci nie zrobię. - Powiedział spokojnym tonem, z którego nie byłam, w stanie wyczytać, ani odrobiny emocji. Na dłuższą chwilę powróciła znajoma cisza, którą zakłócał jesienny wiatr przedzierający się przez nieszczelne ściany i zapewne bicie mojego wystraszonego serca. - Jak się czujesz ?- Spytał, a ja wyczułam jego nieustępliwe spojrzenie na moich odsłoniętych plecach.

- Zamaskowałeś zapach, Alfo...- Stwierdziłam bezmyślnie, ignorując tym samym jego pytanie.

- To raczej nie powinno Cię dziwić. - Odparł krótko, dając mi do zrozumienia, że nie chce, by ktokolwiek dowiedział się o jego dzisiejszej wizycie. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie...

Jego upominający ton utwierdził mnie w przekonaniu, iż nie odpuści, dlatego uśmiechnęłam się delikatnie i ignorując swój ból, powiedziałam.

- Czuję się dobrze, Alfo.

- Nie kłam.- Warknął groźnie, a przez moje ciało przebiegł zimny dreszcz. - Nie lubię, gdy ktoś próbuje zrobić ze mnie głupca, dlatego spytam ponownie, jak się czujesz i oczekuję szczerej odpowiedzi.

- Co mam Ci odpowiedzieć Alfo... Jestem zwykłą Zeltą, której rany goją się opornie, a ciało jest niemal sparaliżowane przez ból. Mimo wszystko Twój Wilk nie powinien się mną martwić. Ktoś oczyścił moje rany, a ja zapewne z godziny na godzinę będę czuć się lepiej. - Wyszeptałam, uwalniając choć część stłamszonych w sobie emocji.

- To ja będę decydował, co mnie interesuje, a co nie. - Zaznaczył, po paru sekundach analizy moich słów.

- Oczywiście Alfo...- Wyszeptałam zachrypniętym od pragnienia głosem.

Po raz kolejny podzieliła nas cisza, którą przerwało natarczywe wycie mojej wilczycy. Wcześniej wydawała się tak jak ja ledwo żywa, lecz od momentu, gdy w naszym domu pojawił się Thorin, natychmiast ożyła.

„On tu jest i troszczy się o nas!"-Krzyczała, niemal rozsadzając od wewnątrz moją głowę.

„Przestań". - Skarciłam ją krótko, mając nadzieje, że mężczyzna zdecyduje się wreszcie przerwać niezręczne milczenie.

Jednak zamiast jego słów usłyszałam kilka kroków, a następnie dźwięk przestawianych rzeczy. Byłam niemal pewna, że mężczyzna bezczelnie przeszukuje moje mieszkanie, ignorując całkowicie moją obecność. Nie miałam jednak siły ani nerwów, by przejąć się zaistniałą sytuacją. Spytałam, tylko usiłując przekręcić w jego stronę głowę.

- Alfo, co robisz ? - Na moje słowa zareagował dość opornie. Zamiast wyjaśnić swoje zachowanie, przyspieszył chaotyczne poszukiwania, by po chwili rozpocząć nalewanie wody do jakiegoś naczynia. Gdy skończył, ponownie skierował się w moją stronę. Pochylił się nad mną i zbliży na tyle blisko, że jego ciepły oddech omiatał moją zdrętwiałą szyję.

- Za chwilę podniosę Cię do góry, byś mogła się napić. - Wyjaśnił beznamiętnym tonem, gdy jego ramiona zdecydowanym ruchem chwyciły moje barki i uniosły delikatni moje Ciało. - Postaraj się przekręcić na bok.- Rozkazał, gdy jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko mojego ucha. Zaskoczona i zarazem zawstydzona tym, co się dzieje, skoncentrowałam, swoją uwagę na jego komendach. - Napij się.- Polecił, podtrzymując mnie prawą ręką, po czym drugą dłonią podał mi dzbanek z wodą. Gdy tylko gliniana powierzchnia dzbanka zetknęła się z moimi spierzchniętymi wargami, łapczywie napiłam się zimnej wody. Piłam bardzo długo, nie pozwalając tym samym Thorinowi, odsunąć naczynia nawet na moment bym mogła zaczerpnąć tlenu. Gdy tylko opróżniłam całą zawartość mężczyzna, natychmiast odstawił dzban na ziemie i pomógł mi ponownie położyć się na brzuch.

- Dziękuję. Jeśli mogę spytać, to skąd wiedziałeś Alfo?- Zadałam pytanie, odwracając twarz w stronę ściany, tak by nie musiał na mnie patrzeć.

- Więź... Mój wilk wyczuwa Twoje potrzeby.- Wyjaśnił lakonicznie, po czym dodał.- Dlatego jestem zmuszony się o Ciebie troszczyć, dopóki nie znajdę wyjścia z tego impasu...

- Nie musisz się o mnie troszczyć Alfo, sama dam sobie radę. - Wyszeptałam pewnym siebie głosem, lecz w odpowiedzi usłyszałam tylko prychnięcie.

-To nie ma znaczenia czy dasz sobie radę, czy nie. Dopóki będziesz chodzić głodna, spragniona lub twoje ciało będzie przeszywał ból, ja nie zaznam spokoju. Będę odczuwał wszystko w taki sam sposób, dlatego też niedługo zabieram Cię do swojej watahy. Tymczasem postaraj się nie wpadać w nowe kłopoty, nie chciałbym zabijać więcej osób niż to konieczne. - Powiedział, a ja zamarłam, zastanawiając się, co kryje się za tą decyzją. Gdy wreszcie oprzytomniałam na tyle, by skonstruować sensowne pytanie, usłyszałam, jak Thorin oddala się ode mnie. - Tylko pamiętaj, nie rób sobie zbędnych nadziei Ester.- Wyszeptał na pożegnanie oschłym tonem, który niczym lodowy sztylet wbił się w moje pokryte bliznami serce.

Vashti616

Dostrzec PięknoWhere stories live. Discover now